sobota, 25 kwietnia 2009

Dlaczego piszę.. wciąż szukam odpowiedzi.

No trudno. Nie będzie to blog pożyteczny. Miał taki być, ale ze mną jest tak jak z Gogolem - im bardziej chcę, żeby było dobrze tym mniej mi to wychodzi. Więc będzie to pamiętnik, którego nie piszę już od dobrych kilku miesięcy w wersji tradycyjnej, z obawy, że ktoś mógłby to przeczytać. Parodox.. wiem...przecież tu każdy będzie mógł to przeczytać. Publikuję pamiętnik, swoje najszczersze wynurzenia, żeby nie przeczytały go jakieś niepowołane oczy, a jeśli nawet, żeby nie wiedziały, że to ja. Piszę, żeby ulżyć tylko sobie, żeby było mi lżej, żebym nie musiała sama dźwigać.. .. No właśnie ! Co ja takiego muszę dźwigać?! Bardzo często zastanawiam się czy ja nie przesadzam z tymi moimi smutkami. A z drugiej strony nie jestem pewna , czy nie przesadzam ze swoją siłą. Może to, że zakochałam się i muszę mieszkać koło chłopaka na którym mi zależy i udawać, że świetnie mi się z nim kumpluje to naprawdę jest ponad moje siły. Wiem , że ludzie mają gorsze problemy i pewnie to zrozumiem.. wkrótce, ale.. . Strasznie jest niefajnie lub ciężko, kiedy człowiek musi zmagać się z mieszanymi uczuciami, kiedy urodził się taki , a nie inny, z taką a nie inną emocjonalnością. Każdego wieczoru prowadzę z sobą walkę, próbuję sobie wyjaśnić wszystkie emocje które czuję i poznać te emocje, których czuć mi nie wolno. Ciekawa jestem bardzo, czy jest coś takiego в обще, że nie wolno nam czuć danej emocji. Tylko czy mam prawo być na niego zła, że to ja sama ubzdurałam sobie jakieś uczucia ,sama się nakręciłam i teraz cierpię? Zazdroszczę tym, którzy nie są szarpani na prawo i lewo własnymi emocjami.
Martwię się czasem, że... nie mam zasad. Wiem ,że generalnie ludzie są niewolnikami swoich emocji(tu odsyłam do pasjonaty psychologii),ale czy wszyscy w takim stopniu jak ja zapominają o swoich postanowieniach, wcześniej popełnionych błędach i podejmują decyzje pod wpływem emocji? Ciekawi mnie co to znaczy "być sobą", w takim razie. Czy to znaczy kierować się tym co czujemy? Oczywiscie mogę być sobą, ale konsekwencje wielu rzeczy dobijają mnie serdecznie, więc znowu zaczynam udawać.
Niby już wiem gdzie kończy się granica między byciem naturalnym ,a prostym zapominaniem o zasadach dobrego zachowania i poprawnego wspólżycia z innymi...
Niby wiem, że każdy jest wolnym czlowiekiem, bo sama dzięki pewnemu chlopakowi zrozumialam, że sama chcę mieć wolność.
Niby wiem, ze nie mozna,.. nie wolno nikogo do niczego zmuszać, wykorzystywać uczuć czy tego że ktos ma jakies konkretne zasady. Tylko co to za zasady , na których nie możemy polegać, bo zaczynamy wykorzystywać czyjes uczucia i przekonania. Dlaczego tylko ja mam cierpieć z powodu moich emocji, a ci którzy mają zasady nie muszą cierpieć z powodu trzymania się ich. Oni maja zasady, a ja swoje emocje..Ja trzymam sie swoich emocji i cierpie. Oni nie trzymaja sie swoich zasad i sa szczesliwi i dumni ze sa ludzmi z zasadami. I niby wiem to wszystko, tylko nie wiem dlaczego wciąż czuję gniew, żal, że nie mogę być z tym, którego kocham. I wiem, że nie mogę, bo sama nie moglabym zniesc tego, ze ktos mi cos każe, że mnie do czegos obliguje. Sama jestem sobie winna, że się zakochalam. Każdy chyba kto kocha bez wzajemnosci wie co to żal. I wiem, że są gorsze rzeczy, że ludzie boją się czy przeżyją kolejny dzień, czy może tym razem bomba lub pocisk dosięgnie ich domu... I cieszę się życiem, nie powiem, patrzę na zieleń za oknem, i cieszę się, i walczę do końca, i jestem dzielna..Wiem, wiem , wiem... wiem. Wszystko to doskonale rozumiem. To dlaczego mój organizm tego nie rozumie i wciąż jest zly, rozżalony i nie chce się wziąć do roboty?? Dlaczego najmniejsze nawet niepowodzenie zbija mnie z tropu, czy za dużo od siebie wymagam, a może za dużo marudzę i się żalę, a za malo robię(a sesja się zbliża)
Zostawiam ten wpis nieoszlifowany, nieedytowany i surowy. Zmienię go gdzieniegdzie, ale później.