Pokazywanie postów oznaczonych etykietą według mnie.... Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą według mnie.... Pokaż wszystkie posty

niedziela, 11 kwietnia 2010

piątek, 5 marca 2010

Twój własny ekstrawertyk


Instrukcja obsługi

No i masz! 
Twoja kumpela, przyjaciel, żona, nauczycielka(no bo baby są bardziej ekstrawertywne niż chopy) to  ten paskudny ekstrawertyk.  Nie wiadomo jak to się z takim obchodzić trzeba. Gada i gada, wszędzie go pełno, i człowiek nie wie gdzie się przed tym chodzącym harmidrem i przeklętą kakofonią schować. Jeśli takie odczucia są Ci bliskie musisz wiedzieć jedną rzecz:  Twój ektrawertyk nie może za siebie, mało tego, nie musi, taki już po prostu jest. Ma prawo do swojej egzaltowanej natury, swoich emocji i swojego wysokiego progu reakcji na bodźce. Zrozum go, on kocha te swoje emocje i nie za bardzo wyobraża sobie życie bez nich. Nie dodawaj mu cierpienia patrząc na niego w milczeniu z wyższością osoby opanowanej. Nawet gdyby chciał  być taki zasępiony i kompetentnie wyglądający to nie da mu to nigdy wielkiej radości. Jego kompetencja polega właśnie na tym, że pasjonują go ludzie, że ma niespożytą energię i optymizm, cnoty które czerpie właśnie z kontaktu z drugim człowiekiem, z drugą duszą. To dlatego tak nienawidzi samotności, dlatego jest to dla niego najgorsza możliwa katorga.

Jak już obrzucamy się mitami to i o ekstrawertykach mamy jeden mit. Mit ten głosi, że w krzywdzący sposób oceniają oni negatywnie introwertyków. Bzdura! Lub jakby skwitował to w zamyśleniu introczłowiek – „To mit!”.
My, ekstraludzie, nie możemy żyć bez intro-tych-jak-im-tam. Bardzo ich lubimy , bo nas słuchają.  Powtórzę jeszcze raz: pasjonują nas ludzie, a introzorientowany też człowiek. Co więcej.. Po trzykroć nas pasjonuje ten milczek, pustelnik i odludek, ponieważ nas słucha. A na dodatek  jak coś powie, to już powie. 

Po czym poznać tego ekstra-zorientowanego?

.... Po pewnych typowych zachowaniach(chciałoby się po kimś przedrzeźnić), które są niezwykłe, dziwne jedynie dla Ciebie introwertyku, dla kogoś o orientacji innej niż Twoja, są one natomiast najzupełniej w świecie naturalne. ;)

Co daje ekstra-zorientowanie inaczej zwane obraźliwie powierzchownym patrzeniem na rzeczy?

A więc daje naszemu ekstra-bohaterowi większą szansę na znalezienie wśród tumultu znajomych, których zna lepiej lub gorzej, tych właściwych, tych swoich ludzi. Nie posiada on czarno-białego poglądu na przyjaciół. Jego wszyscy znajomi to cały wielopoziomowy system, gdzie jedni są bardzo blisko, drudzy trochę gdzie indziej i na inne okazje, jedni są na poziomie częstszym, inni rzadszym.  To prawda,  bardziej czerpie on energię z otoczenia niż ją traci w kontakcie z ludźmi, no racja, oddycha ludźmi, a zwłaszcza swoimi, i nie może mu ich zabraknąć, gdyż zginie. Istnieje dzięki ludziom, nie istnieje bez nich.  Ekstrawersja to nie zaburzenie kompulsywne czy jakieś tam i nie jesteśmy  z zasady hałasotłumolubni. My też lubimy spacery po cichym lesie z psem, samotne wieczory z książką. Uciekanie od cywilizacji i ludzi raz na jakiś czas nie jest w żadnym razie domeną introludków.
 Jestem ciekawa czy introwertyk jest w stanie sobie wyobrazić jak czuje się taki ektrawertyk czekając aż intro coś z siebie wyksztusi. Mając poważnie zaburzone zdolności cierpliwne ekstraczłek ciężko znosi milczenie, którego nie rozumie. Nie wie czy się nim w duchu nie pogardza, czy nie śmieje się ktoś z niego w głębi serca. Pragnie tylko komunikacji, a napotyka na grubą ścianę i nikt mu nie wytłumaczy i nikt się nie pofatyguje, żeby mu powiedzieć o co chodzi.

Koneser, wybrednik,  piesek francuski...

„A po co?” myśli sobie ektrawertyk. Jest łowcą przygód. Spróbuje wszystkiego zanim wyrobi sobie swoje niepowtarzalne gusta i guściki.
Skąd ten pomysł, że jego przyjaźnie są mniej głębokie?!
 Z kolei ja dodam od siebie, że o wiele poważniejszym upośledzeniem komunikacji jest pozbawianie życzliwego rozmówcy cennej informacji zwrotnej jaką byłaby wskazówka co się, do cholery, dzieje po drugiej stronie tego muru!?”
Najsmutniejsze jest to, że ta ściana nie jest to przejaw braku kompetencji społecznej, ale celowe działanie.

Jak się z nim obchodzić. Ale z kim? No z tym zewnątrz-coś –tam..

Instrukcja również będzie banalna:  zrozum jego potrzebę komunikacji, silną potrzebę orientowania się w swoim środowisku, nie odstraszaj go swoim nielubstwem nieustannego podtrzymywania komunikacj werbalnej, bo o niewerbalnej też zdarza się wam zapomnieć.  Ekstrawiernik ma tak wiele Ci do zaoferowania a Ty jemu, że szkoda to zaprzepaszczać. Jeśli już musisz milczeć, uprzedź go, na litość boską, o tym swoim dziwnym upodobaniu. Jak to się dzieje, że Twoj ekstrawertyk obdarza Cię całą gamą informacji, żebyś czuł się komfortowo w tej interakcji społecznej a Ty odbierasz to jako przebodźcowanie i odpłacasz mu figą z makiem. Wiem, że często się zastanawiasz kiedy wreszcie ludzie przestaną się Ciebie czepiać  i że tak Ci się marzy taki Twój mały święty spokój. Twój ekstrawertyk z przyjemnością uszanuje Twój święty spokój jeśli wyposażysz go w informację zwrotną, co tam w Twojej duszy szumi.

wtorek, 28 lipca 2009

Ciekawi mnie jedna rzecz...a propos tytułu bloga przy okazji

Dlaczego nie potrafimy się cieszyć tym co mamy? Ściślej mówiąc dlaczego część z nas nie potrafi docenić tego co ich w życiu spotyka? Nie możemy mieć i tak wszystkiego, więc dlaczego?

Nie potrafię go zrozumieć, ja poniosłam stratę i żyję z nią, czasem jest ciężej, czasem lżej, ale nie mogłabym być zła na życie, że nie mogę mieć tego co chce. Jak można tracić każdą chwilę swojego życia na zły humor zwłaszcza, że życie jest i tak tylko takie jakim czynią go nasze myśli?

Dorabiam rozdawaniem ulotek kancelarii prawniczej i spotkałam dziś mężczyznę, który był niepełnosprawny. Właściwie to chodził z trudem i miał dziwnie powyginane ciało. Podałam mu ulotkę, a on mówi do mnie z uśmiechem i pełnym entuzjazmu głosem
-Prawnik? Przyda się! dziękuję!
On nie traci swojego życia na zły humor, na żal.




Trzeba się śmiać nie czekając na szczęście, bo gotowiśmy umrzeć nie
uśmiechnąwszy się ani razu


-zasłyszane




Sama tak robiłam i przyznaję się bez bicia. Też zadręczałam się godzinami co zrobić, żeby nie stracić tego na czym mi zależy. Rozwiązanie przyszło samo. Straciłam to i już nie miałam się czym zadręczać. Zabawne, że kiedy boimy się coś utracić, mamy 100% gwarancję, że to stracimy. Natomiast jeśli skupimy się na czym innym, bądź skupimy uwagę na spokojnym zdobywaniu swojego celu mamy szansę, że się uda. Nie mamy gwarancji, ale jest taka szansa, niekiedy nawet bardzo duża. Kiedy ogarnia nas strach, lub pozwalamy mu, żeby nas opanował przegrywamy na pewno. O tym strachu przeczytałam chyba kiedyś w "Charakterach" tylko niestety nie pamiętam kiedy więc tekstu na dowód nie przytoczę. Natomiast( z tego co pamiętam, oczywiście) w artykule twierdzono, że na tym też może polegać fenomen polskich drużyn piłkarskich, które w przepięknym stylu wygrywają eliminacje. Nie mają nic do stracenia, nie boją się tylko zdobywają. Natomiast kiedy już zaczynają walczyć w miastrzostwach( do tego media narobią wokół tego takiego hałasu za który piłkarze dostają przecież kupę kasy) sypią się klęska za klęską. Autorzy artykułu uważają, że taką sytuację tworzy strach, lęk przed przegraną. Twierdzą oni, że analogicznej sytuacji można się dopatrzeć w wielu dziedzinach życia. Strach jest bardzo potrzebny, bo nasz organizm jest poinformowany o niebezpieczeństwie. Zawsze nasz mózg troszeczkę przesadza w myśl zasady strzeżonego Pan Bóg strzeże, więc warto czasem sprawdzić czy ryzyko się opłaca. Jak się opłaci, to odpuść sobie ten strach... raz na jakiś czas.


There is only one thing that makes a dream impossible to achieve:
the fear of failure.
Paulo Coelho, Achemik