Pokazywanie postów oznaczonych etykietą My precious. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą My precious. Pokaż wszystkie posty

środa, 7 kwietnia 2010

Jaźń i to co jaźnie lubią najbardziej, czyli rzecz o przyjaźni cz.I




Spojrzyj spokojnie na ilustrację po Twojej prawej. Przeczytaj spokojnie gdyż właśnie następuje wiekopomna chwila w której dowiadujesz się na czym polega istota przyjaźni....

 I na tym też mógłby skończyć się ten wpis, ale nie wiem czy jestem w stanie poradzić sobie z pełnym rozczarowania "łeeeee"



Także do dzieła..


Kim jest dla mnie przyjaciel? 
 Mówiąc najprościej jest kimś, kto pozwala mi być taką, jaka jestem i nie myśli, że jestem niespełna rozumu. Ktoś, kto z wyrazu mojej twarzy odczytuje, że potrzebuje porozmawiać o tym, co się dzieje lub nie w moim życiu. Udziela mi wsparcia bez osądzania.
Przyjaciel to ktoś, kto mnie potrzebuje,ufa mi i jest szczęśliwy, gdy przynoszę dobre nowiny
- to ktoś, kto nigdy nie odejdzie

  Kto jest bez jakiejkolwiek-roboczej-teorii-na-temat-tego-czym-jest-przyjaźń niech pierwszy rzuci kamieniem, komentarzem czy czymteżkolwiek. Jak o miłości tak i o przyjaźnieniu się istnieje nieskończona liczba opowieści, kategoryzacji i zagadek. Tajemnicą osnute zjawisko wymyka się spod kontroli poznawczej i wymaga próby opisania.. tak naprawdę tylko próby dotknięcia tematu jestem w stanie się podjąć, ale chyba sprawi mi to radość i przyjemność niemałą gdy się tej próby podejmę.
Do rzeczy jednak..
od czego by tu zacząć?..
hmmm....
Od tego, że niedefiniowalna, że to przedmiot amorficzny i trudny, że termin nieprecyzyjny.
"Przyjaciele to ludzie, których lubimy, których towarzystwo sprawia nam przyjemność, z którymi mamy wspólne zainteresowania i razem robimy różne rzeczy, którzy są pomocni i rozumiejący, którym można zaufać, z którymi czujemy się swobodnie i którzy dają nam emocjonalne wsparcie." -  Argyle’a i Hendersona skutek próby definiowania fenomenu. Całkiem niezły według tego co myślę. Idźmy dalej, powoli, aż coś z tego posta wyjdzie. Jest to takie żywe stworzonko ta przyjaźń.. Niektóre żyjątka to psy, niektóre koty, ale wszystkie są żyjątkami. Na tym polega problem z definicją, bo żadna nie pozwala na dokładne  odróżnienie przyjaźni od innych bliskich relacji międzyludzkich. Nie widzę z drugiej strony powodu, żeby je odróżniać.. siostry, mamy z córkami, małżonkowie – wszyscy oni przyjaciele. Więc umówmy się, że przyjaźń jest po prostu szerszym pojęciem obejmującym nie mało. Z tego też powodu, że jest szerszym pojęciem, małżeństwo powinno być przyjaźnią, ale ta reakcja często bywa nieodwracalna i przyjaźń nie wiąże się z oczekiwaniami wysuwanymi wobec małżeństwa.
Gdzieś obiło mi się o oczy jak coś kiedyś czytałam, że jest (Adelmana, Parksa, Albrechta) pięć wyróżnionych cech przyjaźni. Bzdura jakich wiele, i oczywiście powołuję się na czytelników przytomność umysłu, gdyż wykaz, który poniżej przedstawię nie może być jedynym możliwym. Zachęcam gorąco do tworzenia własnych teorii i kategorii i apeluję o  zamieszczenie ich w komentarzach:)


Do rzeczy jednak..

Najpierwo:
Aprzymusowalność, a inaczej stara, dobra, oklepana dobrowolność.
Każdy wie, że „rodziny się nie wybiera”, a przyjaciół a i owszem, jak najbardziej. Świadomość wyboru odróżnia przyjaźń od większości związków rodzinnych czy relacji w pracy. No może małżeństwo jest dobrowolne, ale też nie zawsze i raczej od niedawna. Zauważenie takiej dobrowolności sprawia, że wsparcie otrzymane od przyjaciół ma, jakby nie patrzeć większą wartość właśnie dlatego, że otrzymujący je wie, iż wsparcie to udzielane jest raczej z wyboru niż z poczucia obowiązku.  Istotna w tej kwestii jest motywacja, a chodzi o to, żeby była wewnętrzna. To jasne, że obecnie wybieramy mimo wszystko zakres kontaktu z tymi czy innymi członkami naszej rodziny. Poza tym, nie zapominajmy o wyraźnych naciskach społecznych gdy  a nuż zdarzy nam się zawrzeć przyjaźń wewnątrz większego kręgu przyjaciół to pewne rzeczy wypada i już.


Drugimmo:
Równoupoziomowanie potocznie zwane równością
„Bliskie przyjaźnie opierają się na podzielanym odczuciu, że uczestnicy są równi pod względem pozycji społecznej.” (za nie-powiem-kim) Jak dla mnie jest to czynnik ważny, ale niekonieczny. Lub inaczej.. powiedzmy, że ktoś jest wyżej w jakiejś tam hierarchii, ale stawia się na równi ze swoim przyjacielem. W tym sensie bardziej fenomenologicznym właśnie, zawsze nam się to będzie sprawdzać. (zamęt terminologiczny do rozwikłania dla ambitnych) Ogólnie można rzec, że im bliższa przyjaźń tym więcej równości będą w niej dostrzegać uczestnicy.


Trygonotimio:
Wstawiennictwo, czyli, hi hi hi, jeden z fajniejszych synonimów słowa pomoc.
O ile długoterminowa i znacząca pomoc materialna należy nam się od rodzinki o tyle przyjaciele raczej troszczą się o nas niż nami opiekują. Doraźna i drobna pomoc to taka fajna sprawa jeśli chodzi o przyjaciół.


Kwadriamo:
Wpół-to-samo-robienizm czyli przyjemnie się zapowiadająca i brzmiąca wspólna aktywność
Z rodzinką też spędzamy czas, ale zdarzy się tam poczucie obowiązku, rzadziej robimy z krewnymi coś dla czystej radości  wykonywania tego czegoś. Wspólne spędzanie czasu wolnego z przyjacielem pozwala z tegoż powodu bardziej cieszyć się daną aktywnością( nierzadko nieatrakcyjną dla chłopaka/dziewczyny czy małżonka, siostry itp.) po prostu dla niej samej.


Kwintiotto:
Zwierzaniątka i emocjowsparcie
Możliwość intymnych zwierzeń, odczuwanie przywiązania, poczucie bycia w domu, bycia u siebie, przynależności, wparcie emocjonalne. Przyjaciele mogą częściowo rekompensować braki odczuwane w innych związkach. No bo prywatność i poufność w cenie, a w rodzinie trudno o dyskrecję. Co więcej, przyjaźnie łatwiej jest zerwać niż więzy rodzinne. Zawsze jest to wyjście ewakuacyjne na okoliczność problemów zbyt destrukcyjnych dla związku wynikłych właśnie z dążenia do uzyskania wsparcia emocjonalnego.
To by było to co zaplanowałam na część I :)

Ciągle jeszcze istnieją wśród nas anioły.Nie mają wprawdzie żadnych skrzydeł, lecz ich serce jest bezpiecznym portem dla wszystkich, którzy są w potrzebie. Wyciągają ręce i proponują swoją przyjaźń.







Czasami trzeba usiąść obok i czyjąś dłoń zamknąć w swojej dłoni, wtedy nawet łzy będą smakować jak szczęście.


///*amorficzny bezpostaciowy, nie mający określonych kształtów; (wyraz) pozbawiony form gramatycznych; (ciało fiz.) nie mające budowy krystalicznej. 
Etym. - gr. ámorphos 'bezkształtny'; zob. a-; -morf-.


Przyjaźni po prostu nie muszę polecać. Niemniej jednak polecam:)






Post jest z grubsza streszczeniem, choć trochę przerobionym, fragmentu rozdziału z książki: Bridges not walls. A book about Interpersonal Communication pod redakcją Johna Stewarta

środa, 10 lutego 2010

Był sobie obcokrajowiec

Przyjechał sobie z Afryki i za późno złożył podanie o kartę pobytu. Wygląda na to, że na tym polega jego przestępstwo przeciwko demokratycznemu państwu jakim jest Rzeczpospolita Polska. Powinnam zacząć od początku, ale ja już nie wiem od czego zacząć. W połowie grudnia wygasła mu wiza i od tej pory jest nielegalnie. Jeśli się spóźnił z aplikacją do tego czasu powinien opuścić kraj. Nieważne, że jest w trakcie studiów, prawda? Wiedząc, że wiza i tak mu wygaśnie prosi się go pisemnie o 340 zl co ma stanowić opłatę skarbową. Potem już w kolejnym liście, że potrzebują dokument zatwierdzający tytuł prawny do lokalu i potwierdzenie dochodu i takie tam. Przychodzi 27-my dzień stycznia i otrzymuje on decyzję odmowną od Wojewody Wielkopolskiego dalej zwanego organem, żeby było śmieszniej, a właściwie dlatego, że organ sam przypodobał sobie taką ksywkę. Wracając, decyzja została wydana na podstawie następujących przesłanek: Po pierwsze nie opuścił kraju przed upływem wizy (Nie ma to jak pojechać na weekend do Ghany, żeby poczekać na decyzję, co nie? To w końcu tylko ok. 2000 euro, każdy normalny student ma takie pieniądze. – oczywiście, to nieistotne, deklarował, że ma), po drugie, zadeklarował chęć nauki języka polskiego, a wg uniwersytetu nie pojawił się na połowie zajęć, postanowił zmniejszyć intensywność kursu i nie zrobił większych postepów w nauce. Z tego organ wnosi, że cel pobytu jest inny niż deklarowany, a rzeczywisty powód pobytu na terytorium Polski Cudzoziemca nie jest organowi znany. Buahahaha, co to za organ? Ja nie wiem.
Dobra, racja, zaspał ten leń śmierdzący na tą połowę zajęć i chciał zaoszczędzić kasę na tym kursie, ale egzamin kończący semestr zdał na czwórkę, więc ktoś tu jest niekonsekwentny. Jak ktoś kto nie zrobił postepów może nagle zdać wszystko na 4. Obcokrajowiec nie może być niekonsekwentny, ale uniwersytet na który powołuje się organ może, bo to nawet pomaga organowi podjąć decyzję, jaką tylko zechce. Mało tego, decyzja o odmowie wydania karty wysłana jest nie tylko do poszkodowanego, ale na policję, do straży granicznej, i do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Więc ci ze straży granicznej wysyłają mu wezwanie. No to jazda na lotnisko, a tam przesłuchanie, zdjęcia mu zrobili na paskach jak rasowemu kryminaliście i grzywna. Tylko 200 zł, bo nie chcieli robić kłopotu chłopakowi. Pan oficer wypytał o co tylko jego dusza zapragnęła. Rozmowa nie jest warta powtórzenia, poza tym nie byłam przy niej osobiście. Co ważne, nasz zagubiony afrykownik nie wziął ze sobą wszystkich zaświadczeń, oświadczeń i statementów, więc Pan Oficer napisał, że nie ma delikwent pieniędzy na swoje utrzymanie, taki dla Otiego nóż w plecy troszkę, bo to razem z tym nielegalnym pobytem baaaaardzo niedobrze wpływa na jego skomplikowaną sytuację. Nieważne, że dostarczył dokument potwierdzający przelew i poprosił o zmianę tego zdania w protokole. Został zapewniony, że zdanie będzie zmienione, a na zapewnieniu sie skończyło. No to się odwołujemy, bo w końcu mamy na to 14 dni. Piszemy, że zdał, a uniwersytet podał ocenę nieaktualną, bo z połowy semestru i dlaczego tak ciężko było mu wstawać na zajęcia, dlaczego intensywny kurs jest dla niego za drogi i jak to sie stało, że popieprzył daty. Jak obrzucamy sie błotem, tzn. prawem to my też cosś znaleźliśmy z dziedziny prawa. Ktoś miał obowiązek poinformować go w języku dla niego zrozumiałym przed wjazdem do Polski o ciążących na nim obowiązkach. Tak się nie stało. Odwołujemy się więc pełną parą, pani w uniwersytecie zapewnia, że odpowiednie pismo zostanie wysłane do urzędu. Po czym okazuje się, że gdy idę do niej po weekendzie i prosze o identyczne oświadczenie, tylko takie, które sama mogę dołączyć do odwołania... nie mogę go otrzymać. Dlaczego? …Bo osoba, która może to podpisać jest na urlopie...-brzmi odpowiedź.(!!??#%???!) Wre w środku jak wulkan, ale wciąż grzecznie pytam kiedy ta osoba wróci z urlopu????!!! 15-tego – odpowiada szczęśliwa sekretareczka. A ja wiem, na miłość boską, że 15tego to dawno po tych całych dwóch tygodniach jakie mamy na odwołanie się od decyzji. Mam ochotę tą babsztylę posiekać na milion ćwierćkawaląteczków i zrobić z niej blond-miazgę, ale dalej pytam uprzejmie: Czy to oznacza, że pani chciała to wysłać do urzędu 15-tego(?!?)
Niech szlag ją jasny trafi i ten jej pieprzony, żałosny brak wyobraźni.
Na szczęście i ten problem rozwiązany.
Odwołanie poszło.
Złożyliśmy odwołanie i już 9-tego dostajemy odpowiedź.
Z racji tego, że:
1. kolega jest tu nielegalnie,
2. poza tym nie zrobił postepów w nauce(i cała reszta argumentacji, która była wcześniej)(dosłownie robota ‘kopiuj-wklej’)
-co z tego, ze latam w te i we wte, żeby zdobyć papier, który zaświadcza, że to nieprawda, skoro organ ‘pożal się boże’ dalej powołuje się na to kłamstwo.
3. do tego nie ma pieniędzy na swoje utrzymanie.
-Po co, do jasnej cholery, okazywał oficerowi potwierdzenie przelewu skoro ten i tak napisał swoje, a organ ‘pożal się boże’ powołuje się również na to drugie kłamstwo.
4.nie jest żonaty
5.a w kraju pochodzenia nic mu nie zagraża.
W związku z ustalonym stanem faktycznym, organ zważył(chyba siebie), co nastepuje:
(boże, co to jest za kraj)
W ciagu 14 dni musi opuścić kraj, zostaje wpisany na czarną(jak na ironię) listę i nie może wjechać do Polski przez najbliższe 3 lata.
Warto dodać, że pismo decydujące o wydaleniu go z kraju ma 5 stron...  z czego odwołaniu, które napisaliśmy poświęca się tylko następujące słowa:
„W ocenie organu, przedstawione przez Stronę argumenty o chęci dalszej kontynuacji nauki w Polsce – choć zasługiwały na ocenę i uwzględnienie – nie zmieniły okoliczności, które wpłynęły na istotę rozstrzygnięć.
Może, podkreślam może.. jestem stronnicza, bo kocham, ale niech ktoś mi powie jak to możliwe, że w demokratycznym państwie wydaje się decyzję o deportacji na podstawie przesłanek, które poza jedną są nieprawdziwe. Można w ogóle na to bezkarnie sie powoływać? Jak mogą po prostu nie przyjmować do wiadomości tego czego nie chcą, nawet jeśli jest na to papier. Obcokrajowiec, a właściwiej cudzo - ziemca musi mieć wszystko na tip-top, żeby miec jakiekolwiek prawa, ale urząd może opierać swoje decyzje na fałszu i nic nie można mu zrobić.
Wygląda na to, że jego jedynym przestępstwem jest to, że w ogóle chcił legalnie otrzymać pobyt i to tylko tymczasowy. Gdyby nie złożył aplikacji to nikt by tu go nie odnalazl, a jakby wziął ślub to by go nawet nikt nie mógł wyrzucić.
Niech ktoś mi powie co to jest za miejsce? To jest to państwo co sobie sami zrobiliśmy, żeby nam było dobrze? To dlaczego nie służy ono mojemu interesowi, a prawo pojmuje się tu tylko i wyłącznie w pełni abstrakcyjnie, nie zastanawiając się nad istniejącą rzeczywistością i celem dla którego to prawo sobie sami przecież ustanowiliśmy.W takich chwilach jestem za anarchią.
Jest jeszcze jedna enigmatyczna sprawa w tym wszystkim. Kobieta, która tu w Poznaniu jest odpowiedzialna za sprawę mojego obcokrajowca, mówi mi, że oni to wszystko wysyłają do Warszawy i tam zapadają decyzje. Rodzą się wtedy niestety trzy pytania. Czy wydział do spraw cudzoziemców to taka specjalna poczta, albo firma kurierska? Dlaczego na wszystkich pismach widnieje napis ‘wojewoda wielkopolski’? i czy to możliwe, żeby 'Warszawka' załatwiała wszystkie sprawy obcokrajowców z całego obszaru Polski?A może ktoś tu chce po prostu umyć ręce? No dobra, to było czwarte pytanie, ale kluczowe.
Świat stoi na głowie.
Polska - kraj, którego niestety na dzień dzisiejszy nie polecam.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

System Eliminacji Studentów Jest Aktywny - system popularnie zwany SESJĄ!!! AAAAA Ratuj się kto może!!

Na początek dla rozluźnienia proponuję artykuł na nonsensopedii.

Wiem, że moje egzaminy to pikuś w porównaniu do filologii czy choćby tej całej medycyny, ale..







i tak się boję;) Coś czuję, że i tym razem prawdziwy będzie ten znany zwrot grzecznościowy: "W tym roku sesja znów zaskoczyła studentów". Niemniej życzę wszystkim powodzenia, bo jak nie my, to kto, prawda?

poniedziałek, 16 listopada 2009

Ona była lekka, ale on był jeszcze lżejszy, takiego tancerza nigdy jeszcze nie miała.







Taniec jest jak napad na bank - liczy się każda sekunda
Tak jak ekstaza umożliwia przekraczanie własnych granic, tak taniec jest sposobem unoszenia się w przestrzeni, odkrywania nowych wymiarów bez utraty kontaktu z własnym ciałem. Podczas tańców świat duchowy i świat rzeczywisty współistnieją bez konfliktów. Myślę, że tancerze klasyczni stają na czubkach palców, żeby równocześnie dotykać ziemi i sięgać nieba.


Każdy z nas słysząc muzykę bezwiednie zaczyna przytupywać lub się kołysać, większość z nas ma poczucie rytmu, a część wprost kocha tańczyć. Żadne inne zwierzęta poza nami tego nie potrafią. Ten złożony zestaw zgranych z rytmem kroków, obrotów i ekspresyjnych gestów jest atrubutem ludzi.
No i się doczytałam, że możliwe iż była to nasza pierwotna forma komunikacji poprzedzająca mowę, bo rzeczywiście w pewnym sensie jest to przecież rodzaj wyrazistego języka gestów. Teraz rzucę jeszcze trochę budowy mózgu...
brrr.. niestety wciąż dziwnie się czuję używając tego całego naukowego żargownictwa, ale nadszedł czas kiedy trzeba się przełamać.
Tak więc, przeprowadzono badanie za pomocą aparatu do emisyjnej tomografii pozytonowej(tzw. PET) w którym sprawdzano, które partie mózgu aktywują się podczas tańca. Podczas wszystkich doświadczeń zaobserwowano aktywację w obszarze płata czołowego prawej półkuli, położonym symetrycznie do leżącego w lewej półkuli ośrodka Broki, od dawna wiązanego z generowaniem mowy. Zatem język mógł być początkowo systemem gestów zanim przybrał formę artykułowanych dźwięków.(Dla niektórych dobrze by było gdyby zostali na poziomie gestów w myśl zasady "Błogosławieni Ci którzy nie mając nic do powiedzenia nie ubierają tego w słowa", choć może gesty były by bardziej niebezpieczne.)
Jednak o tańcu miała być mowa. Jak się okazuje mózg osoby, która tańczy wykonuje niewiarygodną ilość obliczeń i pracuję na niezwykle wysokich obrotach. Nic w sumie dziwnego, bo taki mózg musi dokonać obliczeń związanych z orientacją przestrzenną, utrzymaniem równowagi, oceną zamiaru, przebiegiem w czasie i jeszcze wieloma innymi szczegółami.



Dlatego taniec tak odrywa od rzeczywistości, dlatego taniec tak dobrze robi na stres, i w ogóle na tą całą reality, dlatego w tańcu się odnajdujesz i dlatego zapewnia on w Twoim życiu równowagę, pozwala się zapomnieć, pozwala kochać życie, bo kiedy tańczysz to kochasz. Niewiadomo czy taniec nie jest niekiedy bardziej intymny od seksu. Taniec to nieme wyznanie miłosne
Wracając...
W uproszczeniu obszar zwany tylną korą ciemieniową (położony z tyłu mózgu) przekłada informację wzrokową na rozkazy ruchowe, wysyłając impulsy dalej, do planujących ruchy obszarów w korze przedruchowej i w dodatkowym polu ruchowym. Z nich sygnały biegną do pierwotnej kory ruchowej, a ta wytwarza impulsy nerwowe wysyłane do rdzenia kręgowego i dalej do mięśni , powodujące ich skurcz. Równocześnie receptory czuciowe w mięśniach przekazują do mózgu informację zwrotną o położeniu ciała. Wędruje ona z rdzenia kręgowego do kory mózgu. Dociera także do obwodów podkorowych w móżdżku i w jądrach podstawnych, które m.in. na jej podstawie aktualizują polecenia motoryczne i doprecyzowują je.
Dzięki tzw. receptorom czucia głębokiego człowiek zna położenie swojego tułowia i kończyn, nawet mając zamknięte oczy.Taką mapę kinestetyczną pozwalającą śledzić położenie ciała w przestrzeni i nawigować w niej podczas przemieszczania się tworzy część płata ciemieniowego o bajecznie brzmiącej nazwie przedklinek. Gdy tańczysz lub idziesz przedklinek ów "wykreśla" linię Twojego ruchu z punktu widzenia środka Twojego ciała.
Tak więc tancerz musi być łebski. Poza tym udowodniono, że.. "mężczyźni, którzy dobrze tańczą są też dobrymi kandydatami na męża, gdyż są silniejsi, a zatem mają większe szanse spłodzić zdrowe potomstwo". Dobry tancerz to dobra partia. Ośmielę się powtórzyć za wikiqoute, która powtarza za F.Nietzschem :I would only believe in a God that knows how to dance.


I would only believe in a God that knows how to dance.





It doesn't really matter if it is : Salsa ------->















or Tango ------->


or anything...
It is always like flying!!
Taniec polecam


Informacje naukowe za:
- "Świat Nauki", sierpień 2008

niedziela, 25 października 2009


The Encyclopedia Galactica in its chapter on love
states that it is far too complicated to define.

Z góry przepraszam ewentualnych miłośników mojego bloga za te odrzucająco sweetaśne posty ale jestem niestety zakochana;-)

wtorek, 13 października 2009

Jak zmieniłam swoje życie

Nothing endures but
change

Prawie każdy się zgodzi, że zmiana jest w naszym życiu nieunikniona i bardzo dobrze, bo czym było by życie bez zmian. Aby w jak najlepszy sposób zilustrować historię mojej zmiany, muszę zacząć od początku czyli od stanu sprzed zmiany. Tak więc proszę wyobrazić sobie dziewiętnastkolatkę, która nienawidzi samej siebie. To prawda, że w okresie dojrzewania nasilają się różnego rodzaju obawy z kilku prostych przyczyn: zmiana szkoły, otoczenia, szukanie swojej drogi, brak zrozumienia swoich emocji wśród rówieśników i rodziny, do tego dochodzi rywalizacja i egzaminy, problemy ze swoim dojrzewającym ciałem. te wszystkie niedogodności nie amortyzowane przez wsparcie przyjaciół. Permanentnie odczuwany niedostatek przyjaźni, akceptacji i miłości. I PACH. Nagle ma człowiek te 19 lat i zdaje sobie sprawę, że nie ma przyjaciół, miota się w swoich lękach, nie lubi swojego odbicia w lustrze, w klasie jest wyśmiewany przez co nie wyraża publicznie swojego zdania, bo boi się krytyki. Tak naprawdę na pewnym etapie pogubiłam się do tego stopnia, że już nawet nie wiedziałam kiedy mam rację, a kiedy nie. Czułam się brzydka i bezwartościowa. Miałam trądzik młodzieńczy i gadałam różne głupoty, żeby przypodobać się innym. Potem żałowałam, że tyle gadam i że jestem głupia, bo nie umiem nic mądrego powiedzieć. Generalnie rzecz biorąc, kompleksy, nieszczeście, beznadziejność, brak akceptacji samej siebie i brak zdrowych relacji z rówieśnikami.W końcu pojawił się u mnie strach przed chorobą psychiczną. Czy aby na pewno ze mną wszystko w porządku?

Maturę zdałam bardzo dobrze biorąc pod uwagę to, że jedyne na czym się skupiłam to angielski, więc poszło na tyle dobrze, że udało mi się dostać się na wymarzony uniwersytet na filologię rosyjsko-angielską.

Nadszedł czas na punkt przełomowy. Wyjechałam z domu na studia. Poznałam wielu nowych ludzi. Tak, zwłaszcza ludzie, a dokładniej różnorodność poglądów i postaw uświadomiła mi pewną rzecz. Nie ma czegoś takiego jak norma. Dla każdego z nas jego unikalne poglądy są normą, więc dopóki szanujemy ludzi wokół nas mamy prawo uważać co nam się żywnie podoba. Zrozumiałam też, że jak każdy inny zasługuję na szacunek. To, że zamieszkałam w większym mieście i to w ośrodku studenckim sprawiło, że w tej masie ludzi znalazłam tych swoich. Znalazłam tych którzy mnie rozumieli i ja fantastycznie czułam się wśród nich, bo ich rozumiałam. Odkryłam,że niekoniecznie we mnie tkwił problem, a przynajmniej nie w 100%. Poczułam się jak w domu. Oczywiście nie było lekko, bo i studia nie są lekkie, ale jest to doświadczenie nie do podrobienia, kiedy człowiek w końcu wylatuje z gniazda, kiedy powoli uczy się samego siebie, tego kim jest, co potrafi, a czego nie potrafi. W końcu wie jakie są jego prawdziwe słabości, ale też jakie ma zalety. Zdobywa zdolność krytycznego myślenia.

Wszystko było by fajnie, ale życie stawia nas często w kłopotliwej sytuacji. Dobrze, przyznaję, sami się w takie sytuacje pakujemy. Tak więc, znów od początku. Odnalazłam siebie, zrozumiałam wiele rzeczy, ale nie wierzyłam w miłość, byłam pewna, że miłość do sprawa jednostronna. I znalazł się chłopak, który mnie pokochał. Pozwoliłam, żebyśmy byli ze sobą, bo byłam pewna, że to że go nie kocham wcale nic nie znaczy, bo i tak kocha tylko jedna strona. Wybrałam wariant nudny, ale bezpieczny. W końcu jednak rozczarował mnie i chłopak i studia. To był moment, którego chyba nikt nie lubi. Chwile kiedy czujemy, że nasze życie nie wygląda tak jak byśmy sobie tego życzyli. Nawet gdy bardzo się starałam nie potrafiłam być szczęśliwa. Straciłam dystans do życia i samej siebie. Każda decyzja przyprawiała mnie o trwogę, bo ja już naprawdę nie wiedziałam jaką decyzję podjąć, żeby było dobrze. Tylko co to znaczy dobrze? Dobrze dla mnie czy dobrze dla innych? Z żalem uświadomiłam sobie, że tych dwóch spraw nie sposób połączyć. Wtedy dowiedziałam się akurat, że kryterium rekrutacyjne na psychologię się zmieniło, i bierze się pod uwagę matematykę. Tak więc w tajemnicy przed wszystkimi wzięłam udział w rekrutacji... i się dostałam. To był jednak dopiero początek. Po wielu kłótniach zostawiłam chłopaka, który kochał, ale najlepiej zamknął by mnie w złotej klatce i nie wypuszczał do ludzi. Mało tego, na początku października spotkałam swoją drugą połowę. Kiedyś śmiałam się z tego określenia, ale ono ma jak najbardziej rację bytu. Tak więc mam 20 lat i diametralnie zmieniłam swoje życie zaledwie w ciągu roku. OK, mogło być różnie, ale najważniejsze, że jednak się udało.
Zmiana jest możliwa tylko to co nas powstrzymuje przed przełomową decyzją to strach. Tylko, że strach jest głupi i przeważnie wygrywają ci którzy, tak naprawdę nie mają nic do stracenia. Kiedy boimy się zmiany, boimy się coś utracić. Tylko, że nie jest to do końca mądre. Tak naprawdę zmiana nie jest zaledwie konieczna do życia. Życie to zmiana.

poniedziałek, 12 października 2009

Did you know that...

People in Ghana get their names because of the day at which they were born. For example, a female child born on Sunday like me would be called Akosua(more of 'Akusija' when pronuncing) or a male child born on Saturday is Kwame. The twins of opposite sex born on thursday will be called Yaw for him and Yaa for her. There are also a lot of other names, but these seem to be the most common.
Amazing, isn't it!

It's a pity the British make Ghanian People have a Christian name to be used at schools. For instance, Kwame Oti Manuh John.
Kwame - used by family,
Oti - for everyone,
Manuh - surname,
John - Christian name.
While in fact, 'Oti Manuh' is a surname and the real name is Kwame.



More of Ghana culture and traditions soon.;-)






I love You, Kwame. Yours Akosua

wtorek, 22 września 2009

You know you really love a woman

Bryan Adams - Have you Ever Really Loved a Woman

To really love a woman
To understand her - you gotta know her deep inside
Hear every thought - see every dream
N' give her wings - when she wants to fly
Then when you find yourself lyin' helpless in her arms
Ya know ya really love a woman
When you love a woman you tell her that she's really wanted
When you love a woman you tell her that she's the one
Cuz she needs somebody to tell her that it's gonna last forever
So tell me have you ever really - really really ever loved a woman?
To really love a woman
Let her hold you - til ya know how she needs to be touched
You've gotta breathe her - really taste her
Til you can feel her in your blood
N' when you can see your unborn children in her eyes
Ya know ya really love a woman
When you love a woman you tell her that she's really wanted
When you love a woman you tell her that she's the one
Cuz she needs somebody to tell her that you'll always be together
So tell me have you ever really - really really ever loved a woman?
You got to give her some faith - hold her tight
A little tenderness - gotta treat her right
She will be there for you, takin' good care of you
Ya really gotta love your woman...

And when you find yourself lyin' helpless in her arms
Ya know ya really love a woman
When you love a woman you tell her that she's really wanted
When you love a woman you tell her that she's the one
Cuz she needs somebody to tell her that it's gonna last forever
So tell me have you ever really - really really ever loved a woman?




Mnie też denerwuje moja skłonność do posługiwania się czyimiś słowami, ale narazie nic na to nie poradzę.

niedziela, 20 września 2009

Traktat o miłości nie-/odwzajemnionej

Zacznę od tej nieodwzajemnionej.
Zrobię tak z bardzo prostego powodu, gdyż jest jej wszędzie o wiele więcej i cały Google wydawałoby się na nią cierpi. Niech czytelnik wpisze sobie w rzeczonej wyszukiwarce to wyrażenie, a napotka tysiące blogów, i podział na miłość nieodwzajemniona- cytaty, miłość nieodwzajemniona- opisy, miłość nieodwzajemniona- wiersze. I tak dalej. Wiele w tym wszystkim cierpienia(I słusznie), bo jest nad czym rozpaczać, bo boli jak diabli. Jednak niektórzy cierpią do takiego stopnia, iż niemądrze tkwią w przekonaniu, że miłość odwzajemniona to pojęcie bez odpowiednika w rzeczywistości, pierwiastek nie występujący w naturze, sztucznie otrzymywany za pomocą filmów i co niektórych książek. Pan Lermontow poświęcił temu tematowi ok. 200 swoich wierszy, z czego najsławniejszy przytoczę:

I nudno, i smutno! — i ręki już nikt mi nie poda,
Gdy duszę rozterka ogarnie...
Pragnienia — cóż z pragnień i żalu wiecznego? Lat
szkoda...
Najlepsze przechodzą, mijają lak marnie!
Pokochać — lecz kogóż? — na chwilę nie warto; miłości
Wieczystej ta ziemia nie sprzyja...
Czy w siebie zajrzałeś? — tam nie ma już śladu przeszłości:
I radość, i męki, i wszystko przemija.
Namiętność — czy wcześniej, czy później z swym słodkim
urokiem
Zamilknie na słowo rozsądku,
A życie — jeżeli na zimno ogarniesz je wzrokiem —
To pusty i głupi był żart od początku!
Michaił Lermontow 'I nudno, I smutno'

Podobno umarł dalej w nią nie wierząc. W miłość wzajemną.
I rzeczywiście.
Wpisując do wujka google'a 'miłość odwzajemniona' napotykamy pewien problem. Niektóre wyniki tak naprawdę traktują o tej nieodwzajemnionej. tzn.:
Miłość nie odwzajemniona
Inne entries to 'miłość odwzajemniona..spojrzeniem' lub wpisy o tym, że miłość ta istnieje oczywiście, ale pod nimi znajduje się tysiąc komentarzy dementujących tę plotkę.

Tymczasem ona istnieje. HA!

Nie ma na to niestety dowodów naukowych czyli powtarzalnych, lub są, tylko o nich nie słyszałam. Chciałam nawet zrobić badanie aby sprawdzić co na chacie ludzie o tym myślą, niestety mój komputer na żaden z tych chatów nie został wpuszczony. Także, nie będzie naukowego żargonu w stylu' Co piąty dwudziestolatek uważa, że..'

...ale mam dowód w naturze. Jeden dowód może być uznany za przypadek i zgadzam się, ale nikt mi nie powie już, że ten twór magiczny nie istnieje, bo teraz już wiem, że istnieje. Bo sama mogę jej doświadczać. Kocham i jestem kochana.
Kocham Cię, Szymon, za to jak mnie szanujesz, i za to, że nauczyłeś jak szanować i jak kochać. Lista rzeczy za które Cię kocham jest tak długa i tak osobista, że i tak zatrzymam ją dla siebie, ale Ty i tak wiesz.

Najważniejsze z moich doznań,
to miłość odwzajemniona,
to znaczy, nie zawsze idealna,
ale szczera,
wrażliwa na wszystko,
pełna zrozumienia i radości.
pełna Twojej obecności.
autor (jeszcze) nieznany

I tylko tyle chciałam powiedzieć każdemu, kto będzie szukał hasła 'miłość nieodwzajemniona', kto już zwątpił, że to możliwe. Jak przekonuję się z dnia na dzień: wszystko jest możliwe.Wystarczy tylko chcieć i wszystko jest możliwe.

niedziela, 13 września 2009

Nawet jeśli czasem...


... trochę się skarżę – mówiło serce – to tylko dlatego, że jestem sercem ludzkim, a one właśnie są takie. Obawiają się sięgnąć po swoje największe marzenia, ponieważ wydaje im się, że nie są ich godne, albo, że nigdy im się to nie uda. My, serca, umieramy na samą myśl o miłościach, które przepadły na zawsze, o chwilach, które mogły być piękne, a nie były, o skarbach, które mogły być odkryte, ale pozostały na zawsze niewidoczne pod piaskiem. Gdy tak się dzieje, zawsze na koniec cierpimy straszliwe męki.
Paulo Coelho, Alchemik


Jednak..


To możliwość spełniania marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
Paulo Coelho, Alchemik







Będę studiować psychologię ;).. i z góry przepraszam za tą zbędnoosobistą notkę.Marzenia polecam.

niedziela, 16 sierpnia 2009

When asked a question "What do you like about your studies?

There are three things I like most of all:
-the people
-the fact I left home
- challenge

First of all, studies is an excellent opportunity to meet people who are young individuals, at your age, with inquiring minds and strong personalities, talented and... strikingly different from each other. It's my experience and my view about about studies as all my neighbours in a hall of residence, each of them, were unique and one of a kind.
Students are drawn from very mixed social backgrounds. I come from a working class one and was born and brought up in a small, provincial town. I found myself a member of such vibrant community overnight, where every single person has a different idea about what is life. It was all very new and strange to me.
I was bombarded with dozens of theories and I d i d n ' t know who was telling the truth. Total confusion is a first feeling. As a consequence you have to figure out what y o u think, what is
y o u r own opinion. Step by step you start to find yourself in this absolute chaos. It is quite an experience. The one that greatly stimulates your psychological development. Besides, people and their personalities have always fascinated me, and the way they are so complex and so simple at the same time. I'm fond of meeting new people and and the process of trying to understand them gives me endless and genuine pleasure.
Second aspect I mentioned was a fact I left home. I pride myself in being a kind of experience-hungry girl, always determined to be unlike anyone else, thriving on being different, unique and even rebellious. Leaving home after almost 20 years spent with caring and loving parents, (a bit overprotective sometimes) to share a small space with another two roommates which are total strangers is a challenge. In fact the smallest one you have to deal with during studies. I've been faced with all manner of adult-life problems that I was forced to cope with on my own for the first time. It's the first time you get to know yourself. It's the very first opportunity to find out who you really are, what is easy for you , what is completely out of your reach. It's essential for your future life to gain such knowledge. And don't forget... it's thrilling and worthwhile.
Last but not least, the academic course you decided to complete is a your major challenge and you don't have the faintest idea what it is going to be like and whether you finally manage or not. At the very beginning it is unfortunately almost impossible to discover which classes are worthwhile and which are not worth your time and you can miss them guilt-free. If you are not familiar with organizing your time it's the last moment to become so. What you should know is that learning to organize yourself so late is painful.
To sum up, studies are an unforgettable experience for me because of the people I was lucky to meet, invaluable experience and knowledge about myself I gained and the marvellous feeling of facing a huge challenge and having managed.


.....



Probably that memories mentioned are not true as brain tends to deceive us and perhaps all this bombast is unnecessary, but it sounds good, isn't it?

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Żyć, by i tak umrzeć, czy umrzeć, żeby żyć?



"...bo czasem lepiej odejść od zmysłów by nie zwariować.."

Edyta Bartosiewicz, "Jenny"

tak, przyznam skromnie, zrobiłam to.
Veni, vidi, vici


Pierwsze słowa w powietrzu?

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAJUUUUUUUUHUUUUUUU JEEEZUUU, JA TO KOCHAM!!! UUUUUUHUUUUU


Najgłupsze pytanie jakie można usłyszeć po skoku?
"Jak wrażenia..?"

Można godzinami o tym opowiadać, wielu osobom i nie ma się dosyć. Za każdym razem można użyć innych słów. Wciąż krąży się wokół sedna sprawy lecz nigdy nie dociera się do niego. Zanim skoczyłam ktoś opowiadał mi jak to jest, z wieloma szczegółami, wieloma słowami, z takim błyszczeniem oczu, że pragnęłam przeżyć koniecznie to samo. Jednak nie było to to samo. Tydzień przed zaplanowanym skokiem skoczyłam w myślach z tysiąc razy. To przeżycie przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Tego się nie da, nie da, nie da, po prostu nie da opisać. To niemożliwe. Postanowiłam i tak to zrobić, i tak mam zamiar to opisać, ale muszę uprzedzić, naprawdę muszę uprzedzić, że nie przekażę tego tak jak to na to zasługuje. Nie sposób opisać jak wiele emocji wyzwala, jak różne są te emocje w tak krótkim czasie. Jesteś w stanie wyobrazić sobie strach, który przekracza Twoje wyobrażenie? Pewnie nie;) Moment, w którym jesteś w powietrzu na wysokości ok 40 metrów i wokół Ciebie jest tylko nieuchwytne powietrze, kiedy spadasz z zatrważającą prędkością to cały Twój organizm, z czego tylko jest zrobiony krzyczy, wrzeszczy i drze się w niebogłosy, że zaraz umrzesz. Przerażenie jest tak silne, że nie panujesz już nad sobą,



eeeeh, tego naprawdę nie sposób... powiedzieć.. jak to jest
Po krótkiej chwili największego strachu jaki było mi dane poczuć, czuję, że lina zadziałała i jestem bezpieczna i całe Twoje ciało rozpiera radość przez niebotycznych rozmiarów literę R.
Adrenalina gra i tańczy w Twoich żyłach, jesteś Panem siebie, przestajesz się bać, stajesz się nowym człowiekiem... Jeśli szukasz spokoju i opanowania w swoim życiu to niepokój odchodzi nagle jak ręką odjął. Jak minie trochę czasu napiszę czy jest to efekt długotrwały i czy nie jest to przypadkiem ten z efektów, które zwą placebo. Każdy ma coś swojego z tego szaleństwa.

wtorek, 21 lipca 2009

DOSTAŁAM SIĘ!!!! Dostałam się

When a person really desires something, all
the universe conspires to help that person to realize his dream.”

Paulo Coelho


Dostałam się!!!
Dostałam się na psychologię!!!!!!


Myślałam, że wiem już co to znaczy kwiczeć z radości i być naprawdę najszczęśliwszą osobą na świecie... ale czegoś takiego nie doświadczyłam nigdy wcześniej. Nie tylko czuje jak mocno łomocze mi serce, ale drżę cała z emocji. Nie wierzyłam, że to jest możliwe. To był błąd. Trzeba wierzyć. Trzeba wierzyć i mieć nadzieję. Prawda stara jak ten świat. Pisząc to wszystko tańczę z radości i choć wymaga to pewnej ekwilibrystyki jak widać dałam radę.

niedziela, 19 lipca 2009

BluesExpress

Nigdy nie byłam fanką blues'a. Nie chodzi mi o to, że nie lubiłam tego rodzaju muzyki, a raczej o to, że jakoś nie odkryłam go dla siebie wcześniej. Ale pewnego dnia pojechałam do Krajenki aby zobaczyć koncert na dworcu. Tegoroczny koncert bluesexpressowy najlepiej wyszedł właśnie w Krajence.(http://www.nadmiar.pila.pl/) Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej przeklimatycznej ciuchci, ani o festiwalu co bynajmniej mi się nie chwali. Tym bardziej wstyd, że dopóki nie zobaczyłam starej, harrypotterowej lokomotywy nazwa festiwalu niewiele mi mówiła. Nie zastanawiając się długo wsiadłam do Expressu, mimo braku biletu(Kto by to nawet sprawdzał?, ale oficjalnie płaci się jak za pociąg pośpieszny)mimo widoku już nieźle zaprawionych ludzi, mimo szaleństwa i chaosu jaki widok tego ciaponga przedstawiał, a może właśnie o to szaleństwo chodziło.. Ludzie zgromadzeni w tym środku-nie-tylko-transportu to w żadnym razie jednorodna grupa społeczna. Byli tam 13,14 latkowie z oczami wskazującymi na silne upojenie alkoholowe, 40-letnie kobitki ubrane na kolorowo pokazujące jak to jest do końca nie rezygnować z życia, głównie studenci, ludzie przed 30, hippisi, dziewczyny o wszystkich barwach włosów, niekiedy o wszystkich barwach naraz, pełno kolczyków, dredów, kolorów, piwa, muzyki i tańca.. hamstwa też, ale generalnie to całe nie wiadomo skąd zebrane towarzystwo jest do siebie nastawione jak jedna wielka rodzina. Klimat jest niespotykany i osobiście bardzo polecam. Zwłaszcza, że pociąg to połowa atrakcji.


Lecz przy pociągu się na chwilę zatrzymajmy, bo dla tego festiwalu pociąg jest dość istotnym elementem jak sama nazwa wskazuje. Jest to pociąg parowy, więc dodatkowo uroku dodają te czarne kłęby dymu. Przejazd nim jest o tyle ważny, że festiwal powstał z myślą o uchronieniu ważnej niegdyś linii kolejowej Piła - Chojnice od zapomnienia. Express jedzie z Poznania, przez Rogoźno Wlkp., Chodzież, Piłę, Krajenkę, Złotów do Zakrzewa, a na każdym z tych przystanków odbywa się koncert. Jedyny też to chyba taki festiwal z głównym koncertem na wsi. Ale na Jakiej wsi? Koncert odbywa się w magicznym miejscu, bo w niewielkim, naturalnie utworzonym amfiteatrze przy Jeziorze Proboszczowskim.


Koncert trwa do 4.oo i "około godz. 3.30 rano bluesowa ciuchcia rusza w drogę powrotną do Poznania". Źródło:http://www.bluesexpress.pl/index.php?menu=welcome&more=1




Moja przygoda z Bluesową Ciuchcią właśnie rozpoczęła się, jak już napisałam, w Krajence, a skończyła już o 21, gdyż spadł w tym roku ulewny deszcz i przegoniła większość imprezowiczów burza. Tylko, że co jak co, ale duże krople z nieba i wyładowania elektryczne to coś w czym lubuję najbardziej. Tańcząc z niejakim Mikołajem(przynajmniej tak się legitymował minutkę przed deszczem)do dzwięków Bluesa, wiedziałam, że jest tak jak chcę, żeby było. W końcu w życiu piękne są tylko... chwile...














wtorek, 30 czerwca 2009

Las nocą... czyli przeżycie "Carpe noctum"


Nocą w lesie jest bardzo ciemno. Ciemniej niż możemy to sobie wyobrazić. Nie ma to nic wspólnego z ciemnością pokoju. Dźwięki też różnią się niebywale, ale i tak nie jesteś w stanie wyobrazić sobie jak bardzo dopóki się tam nie znajdziesz. O pewnej porze nawet ptaki mają wolne i nie śpiewają. Zalega cisza, ale taka w której jest coś niepokojącego. Dlatego jest tak niewiarygodna. Tak naprawdę nigdy nie jest cicho.Tyle tylko, że dźwięki, które się słyszy nie są Ci znane. Niby nic nadzwyczajnego, ale ten fakt samoistnie zaczyna Cię niepokoić. Jest dobrze gdy pada deszcz. Nie niepokoi Cię każdy pojedynczy dźwięk, tzn. nie podskakujesz z przerażenia z powodu jakiegoś nic nieznaczącego szmeru. Z drugiej strony możesz nie zareagować na odgłos, na ten jeden odgłos, który byłby dla Ciebie wskazówką, żeby brać nogi za pas..Żeby nie być gołosłowną podam przykłady: subtelne chrząknięcie dzika lub dźwięk łamanej gałązki jego jakże delikatnym kopytem - po owym dźwięku poznajesz jak ciężka jest bestia, którą widzisz tylko oczyma wyobraźni, ale słyszysz jak najbardziej realnie. . .
Pobyt w lesie nocą ma w sobie coś magicznego, coś ze świata fantazji. Jest się tu w jakimś własnym świecie, odciętym od otaczającej rzeczywistości. Las nocą polecam.