Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polecam. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polecam. Pokaż wszystkie posty

środa, 7 kwietnia 2010

Jaźń i to co jaźnie lubią najbardziej, czyli rzecz o przyjaźni cz.I




Spojrzyj spokojnie na ilustrację po Twojej prawej. Przeczytaj spokojnie gdyż właśnie następuje wiekopomna chwila w której dowiadujesz się na czym polega istota przyjaźni....

 I na tym też mógłby skończyć się ten wpis, ale nie wiem czy jestem w stanie poradzić sobie z pełnym rozczarowania "łeeeee"



Także do dzieła..


Kim jest dla mnie przyjaciel? 
 Mówiąc najprościej jest kimś, kto pozwala mi być taką, jaka jestem i nie myśli, że jestem niespełna rozumu. Ktoś, kto z wyrazu mojej twarzy odczytuje, że potrzebuje porozmawiać o tym, co się dzieje lub nie w moim życiu. Udziela mi wsparcia bez osądzania.
Przyjaciel to ktoś, kto mnie potrzebuje,ufa mi i jest szczęśliwy, gdy przynoszę dobre nowiny
- to ktoś, kto nigdy nie odejdzie

  Kto jest bez jakiejkolwiek-roboczej-teorii-na-temat-tego-czym-jest-przyjaźń niech pierwszy rzuci kamieniem, komentarzem czy czymteżkolwiek. Jak o miłości tak i o przyjaźnieniu się istnieje nieskończona liczba opowieści, kategoryzacji i zagadek. Tajemnicą osnute zjawisko wymyka się spod kontroli poznawczej i wymaga próby opisania.. tak naprawdę tylko próby dotknięcia tematu jestem w stanie się podjąć, ale chyba sprawi mi to radość i przyjemność niemałą gdy się tej próby podejmę.
Do rzeczy jednak..
od czego by tu zacząć?..
hmmm....
Od tego, że niedefiniowalna, że to przedmiot amorficzny i trudny, że termin nieprecyzyjny.
"Przyjaciele to ludzie, których lubimy, których towarzystwo sprawia nam przyjemność, z którymi mamy wspólne zainteresowania i razem robimy różne rzeczy, którzy są pomocni i rozumiejący, którym można zaufać, z którymi czujemy się swobodnie i którzy dają nam emocjonalne wsparcie." -  Argyle’a i Hendersona skutek próby definiowania fenomenu. Całkiem niezły według tego co myślę. Idźmy dalej, powoli, aż coś z tego posta wyjdzie. Jest to takie żywe stworzonko ta przyjaźń.. Niektóre żyjątka to psy, niektóre koty, ale wszystkie są żyjątkami. Na tym polega problem z definicją, bo żadna nie pozwala na dokładne  odróżnienie przyjaźni od innych bliskich relacji międzyludzkich. Nie widzę z drugiej strony powodu, żeby je odróżniać.. siostry, mamy z córkami, małżonkowie – wszyscy oni przyjaciele. Więc umówmy się, że przyjaźń jest po prostu szerszym pojęciem obejmującym nie mało. Z tego też powodu, że jest szerszym pojęciem, małżeństwo powinno być przyjaźnią, ale ta reakcja często bywa nieodwracalna i przyjaźń nie wiąże się z oczekiwaniami wysuwanymi wobec małżeństwa.
Gdzieś obiło mi się o oczy jak coś kiedyś czytałam, że jest (Adelmana, Parksa, Albrechta) pięć wyróżnionych cech przyjaźni. Bzdura jakich wiele, i oczywiście powołuję się na czytelników przytomność umysłu, gdyż wykaz, który poniżej przedstawię nie może być jedynym możliwym. Zachęcam gorąco do tworzenia własnych teorii i kategorii i apeluję o  zamieszczenie ich w komentarzach:)


Do rzeczy jednak..

Najpierwo:
Aprzymusowalność, a inaczej stara, dobra, oklepana dobrowolność.
Każdy wie, że „rodziny się nie wybiera”, a przyjaciół a i owszem, jak najbardziej. Świadomość wyboru odróżnia przyjaźń od większości związków rodzinnych czy relacji w pracy. No może małżeństwo jest dobrowolne, ale też nie zawsze i raczej od niedawna. Zauważenie takiej dobrowolności sprawia, że wsparcie otrzymane od przyjaciół ma, jakby nie patrzeć większą wartość właśnie dlatego, że otrzymujący je wie, iż wsparcie to udzielane jest raczej z wyboru niż z poczucia obowiązku.  Istotna w tej kwestii jest motywacja, a chodzi o to, żeby była wewnętrzna. To jasne, że obecnie wybieramy mimo wszystko zakres kontaktu z tymi czy innymi członkami naszej rodziny. Poza tym, nie zapominajmy o wyraźnych naciskach społecznych gdy  a nuż zdarzy nam się zawrzeć przyjaźń wewnątrz większego kręgu przyjaciół to pewne rzeczy wypada i już.


Drugimmo:
Równoupoziomowanie potocznie zwane równością
„Bliskie przyjaźnie opierają się na podzielanym odczuciu, że uczestnicy są równi pod względem pozycji społecznej.” (za nie-powiem-kim) Jak dla mnie jest to czynnik ważny, ale niekonieczny. Lub inaczej.. powiedzmy, że ktoś jest wyżej w jakiejś tam hierarchii, ale stawia się na równi ze swoim przyjacielem. W tym sensie bardziej fenomenologicznym właśnie, zawsze nam się to będzie sprawdzać. (zamęt terminologiczny do rozwikłania dla ambitnych) Ogólnie można rzec, że im bliższa przyjaźń tym więcej równości będą w niej dostrzegać uczestnicy.


Trygonotimio:
Wstawiennictwo, czyli, hi hi hi, jeden z fajniejszych synonimów słowa pomoc.
O ile długoterminowa i znacząca pomoc materialna należy nam się od rodzinki o tyle przyjaciele raczej troszczą się o nas niż nami opiekują. Doraźna i drobna pomoc to taka fajna sprawa jeśli chodzi o przyjaciół.


Kwadriamo:
Wpół-to-samo-robienizm czyli przyjemnie się zapowiadająca i brzmiąca wspólna aktywność
Z rodzinką też spędzamy czas, ale zdarzy się tam poczucie obowiązku, rzadziej robimy z krewnymi coś dla czystej radości  wykonywania tego czegoś. Wspólne spędzanie czasu wolnego z przyjacielem pozwala z tegoż powodu bardziej cieszyć się daną aktywnością( nierzadko nieatrakcyjną dla chłopaka/dziewczyny czy małżonka, siostry itp.) po prostu dla niej samej.


Kwintiotto:
Zwierzaniątka i emocjowsparcie
Możliwość intymnych zwierzeń, odczuwanie przywiązania, poczucie bycia w domu, bycia u siebie, przynależności, wparcie emocjonalne. Przyjaciele mogą częściowo rekompensować braki odczuwane w innych związkach. No bo prywatność i poufność w cenie, a w rodzinie trudno o dyskrecję. Co więcej, przyjaźnie łatwiej jest zerwać niż więzy rodzinne. Zawsze jest to wyjście ewakuacyjne na okoliczność problemów zbyt destrukcyjnych dla związku wynikłych właśnie z dążenia do uzyskania wsparcia emocjonalnego.
To by było to co zaplanowałam na część I :)

Ciągle jeszcze istnieją wśród nas anioły.Nie mają wprawdzie żadnych skrzydeł, lecz ich serce jest bezpiecznym portem dla wszystkich, którzy są w potrzebie. Wyciągają ręce i proponują swoją przyjaźń.







Czasami trzeba usiąść obok i czyjąś dłoń zamknąć w swojej dłoni, wtedy nawet łzy będą smakować jak szczęście.


///*amorficzny bezpostaciowy, nie mający określonych kształtów; (wyraz) pozbawiony form gramatycznych; (ciało fiz.) nie mające budowy krystalicznej. 
Etym. - gr. ámorphos 'bezkształtny'; zob. a-; -morf-.


Przyjaźni po prostu nie muszę polecać. Niemniej jednak polecam:)






Post jest z grubsza streszczeniem, choć trochę przerobionym, fragmentu rozdziału z książki: Bridges not walls. A book about Interpersonal Communication pod redakcją Johna Stewarta

czwartek, 28 stycznia 2010

Raz na sportowo!

Dobrze jest od czasu do czasu pouprawiać sobie nic-sobie-z-niego-nie-robizm.(ang. phew-on himism)
Pomaga
NSZNNR polecam.



p.s. Po spotkaniu z Panem Kalllą nikt nie jest już tą samą osobą;)

poniedziałek, 16 listopada 2009

Ona była lekka, ale on był jeszcze lżejszy, takiego tancerza nigdy jeszcze nie miała.







Taniec jest jak napad na bank - liczy się każda sekunda
Tak jak ekstaza umożliwia przekraczanie własnych granic, tak taniec jest sposobem unoszenia się w przestrzeni, odkrywania nowych wymiarów bez utraty kontaktu z własnym ciałem. Podczas tańców świat duchowy i świat rzeczywisty współistnieją bez konfliktów. Myślę, że tancerze klasyczni stają na czubkach palców, żeby równocześnie dotykać ziemi i sięgać nieba.


Każdy z nas słysząc muzykę bezwiednie zaczyna przytupywać lub się kołysać, większość z nas ma poczucie rytmu, a część wprost kocha tańczyć. Żadne inne zwierzęta poza nami tego nie potrafią. Ten złożony zestaw zgranych z rytmem kroków, obrotów i ekspresyjnych gestów jest atrubutem ludzi.
No i się doczytałam, że możliwe iż była to nasza pierwotna forma komunikacji poprzedzająca mowę, bo rzeczywiście w pewnym sensie jest to przecież rodzaj wyrazistego języka gestów. Teraz rzucę jeszcze trochę budowy mózgu...
brrr.. niestety wciąż dziwnie się czuję używając tego całego naukowego żargownictwa, ale nadszedł czas kiedy trzeba się przełamać.
Tak więc, przeprowadzono badanie za pomocą aparatu do emisyjnej tomografii pozytonowej(tzw. PET) w którym sprawdzano, które partie mózgu aktywują się podczas tańca. Podczas wszystkich doświadczeń zaobserwowano aktywację w obszarze płata czołowego prawej półkuli, położonym symetrycznie do leżącego w lewej półkuli ośrodka Broki, od dawna wiązanego z generowaniem mowy. Zatem język mógł być początkowo systemem gestów zanim przybrał formę artykułowanych dźwięków.(Dla niektórych dobrze by było gdyby zostali na poziomie gestów w myśl zasady "Błogosławieni Ci którzy nie mając nic do powiedzenia nie ubierają tego w słowa", choć może gesty były by bardziej niebezpieczne.)
Jednak o tańcu miała być mowa. Jak się okazuje mózg osoby, która tańczy wykonuje niewiarygodną ilość obliczeń i pracuję na niezwykle wysokich obrotach. Nic w sumie dziwnego, bo taki mózg musi dokonać obliczeń związanych z orientacją przestrzenną, utrzymaniem równowagi, oceną zamiaru, przebiegiem w czasie i jeszcze wieloma innymi szczegółami.



Dlatego taniec tak odrywa od rzeczywistości, dlatego taniec tak dobrze robi na stres, i w ogóle na tą całą reality, dlatego w tańcu się odnajdujesz i dlatego zapewnia on w Twoim życiu równowagę, pozwala się zapomnieć, pozwala kochać życie, bo kiedy tańczysz to kochasz. Niewiadomo czy taniec nie jest niekiedy bardziej intymny od seksu. Taniec to nieme wyznanie miłosne
Wracając...
W uproszczeniu obszar zwany tylną korą ciemieniową (położony z tyłu mózgu) przekłada informację wzrokową na rozkazy ruchowe, wysyłając impulsy dalej, do planujących ruchy obszarów w korze przedruchowej i w dodatkowym polu ruchowym. Z nich sygnały biegną do pierwotnej kory ruchowej, a ta wytwarza impulsy nerwowe wysyłane do rdzenia kręgowego i dalej do mięśni , powodujące ich skurcz. Równocześnie receptory czuciowe w mięśniach przekazują do mózgu informację zwrotną o położeniu ciała. Wędruje ona z rdzenia kręgowego do kory mózgu. Dociera także do obwodów podkorowych w móżdżku i w jądrach podstawnych, które m.in. na jej podstawie aktualizują polecenia motoryczne i doprecyzowują je.
Dzięki tzw. receptorom czucia głębokiego człowiek zna położenie swojego tułowia i kończyn, nawet mając zamknięte oczy.Taką mapę kinestetyczną pozwalającą śledzić położenie ciała w przestrzeni i nawigować w niej podczas przemieszczania się tworzy część płata ciemieniowego o bajecznie brzmiącej nazwie przedklinek. Gdy tańczysz lub idziesz przedklinek ów "wykreśla" linię Twojego ruchu z punktu widzenia środka Twojego ciała.
Tak więc tancerz musi być łebski. Poza tym udowodniono, że.. "mężczyźni, którzy dobrze tańczą są też dobrymi kandydatami na męża, gdyż są silniejsi, a zatem mają większe szanse spłodzić zdrowe potomstwo". Dobry tancerz to dobra partia. Ośmielę się powtórzyć za wikiqoute, która powtarza za F.Nietzschem :I would only believe in a God that knows how to dance.


I would only believe in a God that knows how to dance.





It doesn't really matter if it is : Salsa ------->















or Tango ------->


or anything...
It is always like flying!!
Taniec polecam


Informacje naukowe za:
- "Świat Nauki", sierpień 2008

wtorek, 10 listopada 2009

Choć może wydawać się inaczej ZAWSZE masz do czynienia ze szczęściem.., a przynajmniej w każdej chwili czerpiesz z życia. Nie wierzysz? Czytaj dalej.

Czasem może się wydawać że życie daje w kość, że cierpisz i w ogóle "w życiu piękne są tylko chwile..." i bla bla bla. A gdyby tak spojrzeć na to inaczej?


Czy nie jest tak, że gdy cierpisz to się czegoś uczysz? Zgadzam się, że kiedy ktoś pokazuje Ci, że Twoje dotychczasowe myślenie było raczej błędne do tej pory i trzeba je przewartościować, lub nie potrafisz zastosować się do swoich własnych rad i widzisz jak osiągnięcie ideałów i standardów które stawiasz przed innymi jest tak tak naprawdę trudne do osiągnięcia w Twoim własnym wykonaniu to jest to bolesne doświadczenie. Przyznaję. Ale jak wiele się uczysz, co nie? Na przykład można nauczyć się dystansu do siebie, śmiania się z samej siebie itp. elastyczności pewnej...


Generalnie rozwijasz się, a to już powinno być powodem do zadowolenia. A jak już przez to przejdziesz to satysfakcja gwarantowana.




Smutne może jest to, że kiedy jesteś szczęśliwa/-y to stoisz w miejscu, nie rozwijasz się, niczego się nie uczysz, ale..


Zawsze jest jakieś "ale..", prawda?



... ale jesteś szczęśliwa/-y. Oto przecież chodzi, na tym polega sens życia.(przynajmniej mój)





Także zawsze coś z tego życia jest... nawet jeśli dziś jest ciężko, a jest :( , to wciąż Życie zdecydowanie polecam ;)

;)

niedziela, 25 października 2009


The Encyclopedia Galactica in its chapter on love
states that it is far too complicated to define.

Z góry przepraszam ewentualnych miłośników mojego bloga za te odrzucająco sweetaśne posty ale jestem niestety zakochana;-)

wtorek, 22 września 2009

You know you really love a woman

Bryan Adams - Have you Ever Really Loved a Woman

To really love a woman
To understand her - you gotta know her deep inside
Hear every thought - see every dream
N' give her wings - when she wants to fly
Then when you find yourself lyin' helpless in her arms
Ya know ya really love a woman
When you love a woman you tell her that she's really wanted
When you love a woman you tell her that she's the one
Cuz she needs somebody to tell her that it's gonna last forever
So tell me have you ever really - really really ever loved a woman?
To really love a woman
Let her hold you - til ya know how she needs to be touched
You've gotta breathe her - really taste her
Til you can feel her in your blood
N' when you can see your unborn children in her eyes
Ya know ya really love a woman
When you love a woman you tell her that she's really wanted
When you love a woman you tell her that she's the one
Cuz she needs somebody to tell her that you'll always be together
So tell me have you ever really - really really ever loved a woman?
You got to give her some faith - hold her tight
A little tenderness - gotta treat her right
She will be there for you, takin' good care of you
Ya really gotta love your woman...

And when you find yourself lyin' helpless in her arms
Ya know ya really love a woman
When you love a woman you tell her that she's really wanted
When you love a woman you tell her that she's the one
Cuz she needs somebody to tell her that it's gonna last forever
So tell me have you ever really - really really ever loved a woman?




Mnie też denerwuje moja skłonność do posługiwania się czyimiś słowami, ale narazie nic na to nie poradzę.

niedziela, 20 września 2009

Jeszcze jedna rzeczywistość w której wszystko jest możliwe.

Ta rzeczywistość to kino. Ale nie każdy film kochani, nie każdy.
Mam zamiar napisać o jedynej takiej rzeczywistości, gdzie nie wiesz co się stanie.
Witam w świecie Quentina Tarantino. Jest to psychicznie niezrównoważony pomyleniec, ale geniusz. Przez duże G. Każdy jego film to inteligentny humor, najlepsza obsada,a poza tym krwawa masakra, zwroty akcji poprzetykane brakiem akcji, który jest również przefantastycznie przemyślany. Nic się nie dzieje, a Ty siedzisz w napięciu co się zaraz wydarzy. Niechby Cię ktoś w takiej chwili szturchnął, a gotów jesteś wyskoczyć w powietrze z przerażenia. Na ekranie ginie jeden ludź za ludziem, a cała sala wyje ze śmiechu.

O najnowszym filmie Tarantino trąbiło się grubo przed premierę i była obawa, że będzie przereklamowany. Tarantino zapewniał, że będzie to dobry film. I rzeczywiście. Wiedział co mówi. Film zachwyca złożonością zdarzeń i tym, że wszystkie one się zazębiają, przyjemnie trzyma w niepewności. Tarantino polecam.
p.s. Hans Landa i wszystkie jego wypowiedzi lub Arivaderci w wykonaniu Aldo Raine'a to nic innego jak geniusz Tarantino. Najlepsze jest to, że wystarczy obejrzeć kawałek filmu, którykolwiek fragment, żeby wiedzieć, że to Tarantino. Tarantino uwielbiam.

Bonus w postaci wycinków z FilmWeba:
Pokazywany w Cannes film spotkał się z mieszanymi odczuciami polskiej krytyki. Pojawiały się zarzuty, że "Bękarty" są, owszem, całkiem zgrabną rozrywką, ale gdzie im tam do poważnych obrazów starych europejskich mistrzów. Zabrakło wartości, przesłania i głębi... Informacja dla zainteresowanych: spotkanie stetryczałych znawców odbywa się w pokoju obok, gdzie można powspominać pierwszy seans Bergmana. To, co jedni uznaliby za popkulturowy śmieć, twórca "Pulp Fiction" przerabia na sztukę. W dodatku robi to z czułością (choć bez wielkiego szacunku), której mógłby mu pozazdrościć niejeden zblazowany filmoznawca.

*******
Wojna? Pogrom Żydów? Okupowana Francja? Będzie z tego zarąbista opowieść o kolesiach skalpujących wrednych nazistów! Realia historyczne interesują reżysera tylko i wyłącznie wtedy, jeśli może z nich wykroić kawałek pasujący do popkulturowej układanki.
*******
Śmiech przechodzący płynnie w grozę, by po chwili znów stać się niebezpiecznym żartem, działa jak narkotyk.

niedziela, 13 września 2009

Nawet jeśli czasem...


... trochę się skarżę – mówiło serce – to tylko dlatego, że jestem sercem ludzkim, a one właśnie są takie. Obawiają się sięgnąć po swoje największe marzenia, ponieważ wydaje im się, że nie są ich godne, albo, że nigdy im się to nie uda. My, serca, umieramy na samą myśl o miłościach, które przepadły na zawsze, o chwilach, które mogły być piękne, a nie były, o skarbach, które mogły być odkryte, ale pozostały na zawsze niewidoczne pod piaskiem. Gdy tak się dzieje, zawsze na koniec cierpimy straszliwe męki.
Paulo Coelho, Alchemik


Jednak..


To możliwość spełniania marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
Paulo Coelho, Alchemik







Będę studiować psychologię ;).. i z góry przepraszam za tą zbędnoosobistą notkę.Marzenia polecam.

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Żyć, by i tak umrzeć, czy umrzeć, żeby żyć?



"...bo czasem lepiej odejść od zmysłów by nie zwariować.."

Edyta Bartosiewicz, "Jenny"

tak, przyznam skromnie, zrobiłam to.
Veni, vidi, vici


Pierwsze słowa w powietrzu?

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAJUUUUUUUUHUUUUUUU JEEEZUUU, JA TO KOCHAM!!! UUUUUUHUUUUU


Najgłupsze pytanie jakie można usłyszeć po skoku?
"Jak wrażenia..?"

Można godzinami o tym opowiadać, wielu osobom i nie ma się dosyć. Za każdym razem można użyć innych słów. Wciąż krąży się wokół sedna sprawy lecz nigdy nie dociera się do niego. Zanim skoczyłam ktoś opowiadał mi jak to jest, z wieloma szczegółami, wieloma słowami, z takim błyszczeniem oczu, że pragnęłam przeżyć koniecznie to samo. Jednak nie było to to samo. Tydzień przed zaplanowanym skokiem skoczyłam w myślach z tysiąc razy. To przeżycie przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Tego się nie da, nie da, nie da, po prostu nie da opisać. To niemożliwe. Postanowiłam i tak to zrobić, i tak mam zamiar to opisać, ale muszę uprzedzić, naprawdę muszę uprzedzić, że nie przekażę tego tak jak to na to zasługuje. Nie sposób opisać jak wiele emocji wyzwala, jak różne są te emocje w tak krótkim czasie. Jesteś w stanie wyobrazić sobie strach, który przekracza Twoje wyobrażenie? Pewnie nie;) Moment, w którym jesteś w powietrzu na wysokości ok 40 metrów i wokół Ciebie jest tylko nieuchwytne powietrze, kiedy spadasz z zatrważającą prędkością to cały Twój organizm, z czego tylko jest zrobiony krzyczy, wrzeszczy i drze się w niebogłosy, że zaraz umrzesz. Przerażenie jest tak silne, że nie panujesz już nad sobą,



eeeeh, tego naprawdę nie sposób... powiedzieć.. jak to jest
Po krótkiej chwili największego strachu jaki było mi dane poczuć, czuję, że lina zadziałała i jestem bezpieczna i całe Twoje ciało rozpiera radość przez niebotycznych rozmiarów literę R.
Adrenalina gra i tańczy w Twoich żyłach, jesteś Panem siebie, przestajesz się bać, stajesz się nowym człowiekiem... Jeśli szukasz spokoju i opanowania w swoim życiu to niepokój odchodzi nagle jak ręką odjął. Jak minie trochę czasu napiszę czy jest to efekt długotrwały i czy nie jest to przypadkiem ten z efektów, które zwą placebo. Każdy ma coś swojego z tego szaleństwa.

środa, 29 lipca 2009

Spotkanie bez spotkania

Czasem jest tak, że osoba z którą pragnęlibyśmy się spotkać nie może być tam gdzie my. Powoduje to pewnego rodzaju cierpienie, uczucie braku, pustki i tego typu nieprzyjemne historie.


Istnieje jednak sposób na spotkanie bez spotkania..


Oczywiście Ameryki nieodkryłam, bo ludzie od dziesiątek lat grzebią bliskich, których stracili i odwiedzają groby spotykając się w ten sposób z ukochanymi osobami.


Lecz..


Niekiedy osoba, z którą nie możemy się spotkać jest po prostu daleko. Zwłaszcza w dzisiejszym świecie to już nic nadzwyczajnego, że nasi bliscy są daleko. Nie zawsze jednak można zadzwonić i co wtedy?


Polecam mój sposób na spotkanie bez spotkania..


Na pewno jest rzecz, przedmiot, który kojarzy się z tą osobą

lub miejsce, które dzięki tej osobie odkryłaś.

To może być kamyk, bransoletka, ususzony kwiat.

A miejsce?

Może ten ktoś był zapalonym działkowiczem i wprowadził cię w arkana sadzenia kapusty, grochu lub kwiatów po prostu.

Może być tak, że ten ktoś kiedyś pokazał Ci las i opowiedział o nim tak jak nikt wcześniej.

A jeśli huśtałaś się w obecności osoby, która potrafiła dzielić z Tobą radość i rozumiała ją.. To kiedy się bujasz(Jeśli wciąż to lubisz tak jak ja) to ta osoba może być w tym wietrze, który rozwiewa Ci włosy.

Czy może łowiłaś z kimś niezwykłym dla siebie ryby i teraz kiedy to robisz jesteś w stanie wyczuć obecność tej osoby.

A może przesiedziałaś z kimś godziny przy oknie oglądając deszcz, burzę, niebo mieniące się barwami zachodzącego słońca? Czy nie jest tak, że kiedy usiądziesz w oknie ta osoba jest jakby obok? Może uśmiechasz się na wspomnienie razem przeżytych chwil..

Kiedyś brat przyrządził mi coś bardzo przyprawionego.. pikantnego i przesolonego jednocześnie. Zawsze jak zdarzy mi się coś takiego jeść przypominam sobie o nim.


.. and that's it;-)


p.s. Te wspomnienia są moje, bo Ty pewnie masz inny zestaw, ale możesz go użyć do takich spotkań tak jak ja.

niedziela, 19 lipca 2009

BluesExpress

Nigdy nie byłam fanką blues'a. Nie chodzi mi o to, że nie lubiłam tego rodzaju muzyki, a raczej o to, że jakoś nie odkryłam go dla siebie wcześniej. Ale pewnego dnia pojechałam do Krajenki aby zobaczyć koncert na dworcu. Tegoroczny koncert bluesexpressowy najlepiej wyszedł właśnie w Krajence.(http://www.nadmiar.pila.pl/) Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej przeklimatycznej ciuchci, ani o festiwalu co bynajmniej mi się nie chwali. Tym bardziej wstyd, że dopóki nie zobaczyłam starej, harrypotterowej lokomotywy nazwa festiwalu niewiele mi mówiła. Nie zastanawiając się długo wsiadłam do Expressu, mimo braku biletu(Kto by to nawet sprawdzał?, ale oficjalnie płaci się jak za pociąg pośpieszny)mimo widoku już nieźle zaprawionych ludzi, mimo szaleństwa i chaosu jaki widok tego ciaponga przedstawiał, a może właśnie o to szaleństwo chodziło.. Ludzie zgromadzeni w tym środku-nie-tylko-transportu to w żadnym razie jednorodna grupa społeczna. Byli tam 13,14 latkowie z oczami wskazującymi na silne upojenie alkoholowe, 40-letnie kobitki ubrane na kolorowo pokazujące jak to jest do końca nie rezygnować z życia, głównie studenci, ludzie przed 30, hippisi, dziewczyny o wszystkich barwach włosów, niekiedy o wszystkich barwach naraz, pełno kolczyków, dredów, kolorów, piwa, muzyki i tańca.. hamstwa też, ale generalnie to całe nie wiadomo skąd zebrane towarzystwo jest do siebie nastawione jak jedna wielka rodzina. Klimat jest niespotykany i osobiście bardzo polecam. Zwłaszcza, że pociąg to połowa atrakcji.


Lecz przy pociągu się na chwilę zatrzymajmy, bo dla tego festiwalu pociąg jest dość istotnym elementem jak sama nazwa wskazuje. Jest to pociąg parowy, więc dodatkowo uroku dodają te czarne kłęby dymu. Przejazd nim jest o tyle ważny, że festiwal powstał z myślą o uchronieniu ważnej niegdyś linii kolejowej Piła - Chojnice od zapomnienia. Express jedzie z Poznania, przez Rogoźno Wlkp., Chodzież, Piłę, Krajenkę, Złotów do Zakrzewa, a na każdym z tych przystanków odbywa się koncert. Jedyny też to chyba taki festiwal z głównym koncertem na wsi. Ale na Jakiej wsi? Koncert odbywa się w magicznym miejscu, bo w niewielkim, naturalnie utworzonym amfiteatrze przy Jeziorze Proboszczowskim.


Koncert trwa do 4.oo i "około godz. 3.30 rano bluesowa ciuchcia rusza w drogę powrotną do Poznania". Źródło:http://www.bluesexpress.pl/index.php?menu=welcome&more=1




Moja przygoda z Bluesową Ciuchcią właśnie rozpoczęła się, jak już napisałam, w Krajence, a skończyła już o 21, gdyż spadł w tym roku ulewny deszcz i przegoniła większość imprezowiczów burza. Tylko, że co jak co, ale duże krople z nieba i wyładowania elektryczne to coś w czym lubuję najbardziej. Tańcząc z niejakim Mikołajem(przynajmniej tak się legitymował minutkę przed deszczem)do dzwięków Bluesa, wiedziałam, że jest tak jak chcę, żeby było. W końcu w życiu piękne są tylko... chwile...














piątek, 3 lipca 2009

Raj utracony

Powoli zaczynam rozumieć opowieść biblijną o raju utraconym. Ludzie, którzy wierzą w Boga żyją w pięknym świecie, który ma sens.W świecie tym cierpienie jest o wiele mniejsze, bo ma sens. Jest to cudowny świat pełen barw i radości. Ludzie żyją w nim wierząc, że Bóg istnieje, a więc w zgodzie z Bogiem. Lecz ich tragedia zaczyna się gdy zrywają jabłko z drzewa poznania Dobra i Zła. Nagle zdają sobie sprawę, że nie ma Boga. Ich życie nie ma żadnego głębszego sensu, (owego mitycznego sensu, tak?) i po śmierci naszego ciała nas po prostu już nie ma. Nie ma znaczenia czy ktoś urodził się w tym czy innym momencie dziejów. Moralność? To tylko narzędzie do utrzymywania porządku. Dla tych którzy to zrozumieli to koniec raju. Świat potrafi stać się paskudny w jednej minucie. To chwieje naszym poczuciem istnienia, bo całe życie przekonani byliśmy, że jest tak jak mówiła babcia. Ale tak nie jest. Wygnanie z raju jest bolesne if you know what I mean.

Tylko, że każdy dzień, który dany mi jest odczuwać całą sobą to kolejny powód, żeby żyć. W życiu piękne są tylko chwile i to dla nich chcemy żyć.

***Uśmiech bliskiej osoby
*Duma widoczna w oczach mamy
*Rozkosz pocałunku
*Ulga osoby która podzieliła się z nami swoimi problemami tylko o nich opowiadając
*Oczy, które patrzą na mnie jakbym była cudem świata (dla takiej egoistki jak ja to cudowne *uczucie, uczucie bycia cudem świata)
*podziw w oczach mężczyzny
*słodkie zmęczenie po dniu pełnym wrażeń i miękkość ciepłej pościeli zapowiadającej zasłużony odpoczynek
*ulga, że znajdujesz się od dzika o więcej kroków niż jeszcze przed chwilą( w ciemnym, ciemnym lesie gdzie Twoja legitka nie ma najmniejszego znaczenia)
*przeżycie własnej śmierci czyli skok na bangee(z małej litery, bo musi istnieć lepsze słowo określające to co jest nie do opisania.)
i wiele, wiele innych
Życie polecam


Post zainspirowany innym postem

wtorek, 30 czerwca 2009

Las nocą... czyli przeżycie "Carpe noctum"


Nocą w lesie jest bardzo ciemno. Ciemniej niż możemy to sobie wyobrazić. Nie ma to nic wspólnego z ciemnością pokoju. Dźwięki też różnią się niebywale, ale i tak nie jesteś w stanie wyobrazić sobie jak bardzo dopóki się tam nie znajdziesz. O pewnej porze nawet ptaki mają wolne i nie śpiewają. Zalega cisza, ale taka w której jest coś niepokojącego. Dlatego jest tak niewiarygodna. Tak naprawdę nigdy nie jest cicho.Tyle tylko, że dźwięki, które się słyszy nie są Ci znane. Niby nic nadzwyczajnego, ale ten fakt samoistnie zaczyna Cię niepokoić. Jest dobrze gdy pada deszcz. Nie niepokoi Cię każdy pojedynczy dźwięk, tzn. nie podskakujesz z przerażenia z powodu jakiegoś nic nieznaczącego szmeru. Z drugiej strony możesz nie zareagować na odgłos, na ten jeden odgłos, który byłby dla Ciebie wskazówką, żeby brać nogi za pas..Żeby nie być gołosłowną podam przykłady: subtelne chrząknięcie dzika lub dźwięk łamanej gałązki jego jakże delikatnym kopytem - po owym dźwięku poznajesz jak ciężka jest bestia, którą widzisz tylko oczyma wyobraźni, ale słyszysz jak najbardziej realnie. . .
Pobyt w lesie nocą ma w sobie coś magicznego, coś ze świata fantazji. Jest się tu w jakimś własnym świecie, odciętym od otaczającej rzeczywistości. Las nocą polecam.