Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zasłyszane. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zasłyszane. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 22 września 2009

You know you really love a woman

Bryan Adams - Have you Ever Really Loved a Woman

To really love a woman
To understand her - you gotta know her deep inside
Hear every thought - see every dream
N' give her wings - when she wants to fly
Then when you find yourself lyin' helpless in her arms
Ya know ya really love a woman
When you love a woman you tell her that she's really wanted
When you love a woman you tell her that she's the one
Cuz she needs somebody to tell her that it's gonna last forever
So tell me have you ever really - really really ever loved a woman?
To really love a woman
Let her hold you - til ya know how she needs to be touched
You've gotta breathe her - really taste her
Til you can feel her in your blood
N' when you can see your unborn children in her eyes
Ya know ya really love a woman
When you love a woman you tell her that she's really wanted
When you love a woman you tell her that she's the one
Cuz she needs somebody to tell her that you'll always be together
So tell me have you ever really - really really ever loved a woman?
You got to give her some faith - hold her tight
A little tenderness - gotta treat her right
She will be there for you, takin' good care of you
Ya really gotta love your woman...

And when you find yourself lyin' helpless in her arms
Ya know ya really love a woman
When you love a woman you tell her that she's really wanted
When you love a woman you tell her that she's the one
Cuz she needs somebody to tell her that it's gonna last forever
So tell me have you ever really - really really ever loved a woman?




Mnie też denerwuje moja skłonność do posługiwania się czyimiś słowami, ale narazie nic na to nie poradzę.

niedziela, 13 września 2009

Jak to się dzieje, że tak świetnie się dogadujecie?

Odpowiedź brzmi: Bariera językowa.

Rozmowa polskiego portiera z doktorantem z Sudanu mieszkającym w akademiku, w którym pracuje rzeczony portier:
Liczba przykładów: 2
Przykład nr 1:
Obraz sytuacji: portier peroruje coś po polsku na co zdenerwowany Ali( bo tak mu na imię) odpowiada mu w języku, którym posługuje się jego plemię. Być świadkiem takiej rozmowy - bezcenne.

Jednak, dzięki temu Ali (naprawdę ma tak na imię) bardzo szybko uczy się polskiego. Potrafi ze zdziwieniem wykrzyknać np. 'Dlaczego nie?'

Przykład urywek rozmowy nr 2, gdzie A=Ali, a P=Portier(informacja wyłącznie dla pewnego rodzaju studentów :
A:ja dużo myślę(chcąc powiedzieć, że coś tam przemyślał)
P:żeby mu głowa nie pękła od tego myślenia!
***
P:słucha!, a w ten ramadan to internet używać można?
A:można
***
P:widzisz, widzisz
A:co widzisz? co widzisz?
***
P:Katolicy mogą pić wódkę, bo ona duszy nie plami, słyszał o tym?
A:nieee( z powagą, co najgorsze, bo widocznie nie zrozumiał słowa 'plamić')
***
P:Nie będzie internetu jak się hostel stąd zwinie!
A:co?(wyraźnie nie rozumiejąc o co chodzi)
P:bo to jest letni hostel, rozumie co to letni znaczy!?
A:nie..
P:To jak w Sudanie z porą deszczową i suchą, w suchej porze deszczu ni ma i tak samo internetu dla Aliego ni ma.
A: śmiech

Czuję się w obowiązku przeprosić za chaos tych sudańsko-polskich rozmówek, ale notowałam na bieżąco, a korespondentom 'na żywo' należą się pewne przywileje.


***********


W ogóle mój akademik jest fajny, kiedy jest tym letnim hostelem o przesłodkiej nazwie Dizzy Daisy. Popełniam teoretycznie kryptoreklamę, ale od praktyki dzieli nas z milion czytelników, których nie ma. Tak więc jest to przemiędzynarodowe miejsce, że nie sposób się aż czasem nie pomylić i powiedzieć do naszego kochanego portiera jakiegoś goodmorning czy goodbye. Z pół godziny temu mijałam na przykład ok 60-letniego staruszka(chyba, że był młodszy tylko cigaretty lub alkohol go zniszczyły)w koszuleńce i samych majtusiach prosił mnie żebym dała mu ognia. ;)
A wczoraj(zaczynam opowiadać jak mała dziewczynka, która pierwszy raz wydziała burzę i zaczynam zdania od A) Tak więc wczoraj zjechała się tu cała banda dorosłych, dzieci i młodzieży w czepkach i strojach zakonnych czy jakiś takich strojach chłopów siedemnastowiecznych czy coś tam. Przez chwilę myślałam, że przeniosłam się w czasie. Tych magicznych mniszków dochodziło jeszcze dwójkami i gdy szłam do swojego pokoju dwóch takich Zagłobów szło za mną i śmiało się, że chyba nie znajdą tego pokoju 216. Tu należy się wyjaśnienie każdemu czytelnikowi, który właśnie zmarszczył nos nie rozumiejąc o co chodzi. 216 to numer mojego byłego pokoju, tak więc serce miało prawo zakołatać mi w piersi.
Także fajnie, fajnie.