Pokazywanie postów oznaczonych etykietą O nim\\dla niego\\przez niego\\dzięki niemu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą O nim\\dla niego\\przez niego\\dzięki niemu. Pokaż wszystkie posty

środa, 7 kwietnia 2010

Jaźń i to co jaźnie lubią najbardziej, czyli rzecz o przyjaźni cz.I




Spojrzyj spokojnie na ilustrację po Twojej prawej. Przeczytaj spokojnie gdyż właśnie następuje wiekopomna chwila w której dowiadujesz się na czym polega istota przyjaźni....

 I na tym też mógłby skończyć się ten wpis, ale nie wiem czy jestem w stanie poradzić sobie z pełnym rozczarowania "łeeeee"



Także do dzieła..


Kim jest dla mnie przyjaciel? 
 Mówiąc najprościej jest kimś, kto pozwala mi być taką, jaka jestem i nie myśli, że jestem niespełna rozumu. Ktoś, kto z wyrazu mojej twarzy odczytuje, że potrzebuje porozmawiać o tym, co się dzieje lub nie w moim życiu. Udziela mi wsparcia bez osądzania.
Przyjaciel to ktoś, kto mnie potrzebuje,ufa mi i jest szczęśliwy, gdy przynoszę dobre nowiny
- to ktoś, kto nigdy nie odejdzie

  Kto jest bez jakiejkolwiek-roboczej-teorii-na-temat-tego-czym-jest-przyjaźń niech pierwszy rzuci kamieniem, komentarzem czy czymteżkolwiek. Jak o miłości tak i o przyjaźnieniu się istnieje nieskończona liczba opowieści, kategoryzacji i zagadek. Tajemnicą osnute zjawisko wymyka się spod kontroli poznawczej i wymaga próby opisania.. tak naprawdę tylko próby dotknięcia tematu jestem w stanie się podjąć, ale chyba sprawi mi to radość i przyjemność niemałą gdy się tej próby podejmę.
Do rzeczy jednak..
od czego by tu zacząć?..
hmmm....
Od tego, że niedefiniowalna, że to przedmiot amorficzny i trudny, że termin nieprecyzyjny.
"Przyjaciele to ludzie, których lubimy, których towarzystwo sprawia nam przyjemność, z którymi mamy wspólne zainteresowania i razem robimy różne rzeczy, którzy są pomocni i rozumiejący, którym można zaufać, z którymi czujemy się swobodnie i którzy dają nam emocjonalne wsparcie." -  Argyle’a i Hendersona skutek próby definiowania fenomenu. Całkiem niezły według tego co myślę. Idźmy dalej, powoli, aż coś z tego posta wyjdzie. Jest to takie żywe stworzonko ta przyjaźń.. Niektóre żyjątka to psy, niektóre koty, ale wszystkie są żyjątkami. Na tym polega problem z definicją, bo żadna nie pozwala na dokładne  odróżnienie przyjaźni od innych bliskich relacji międzyludzkich. Nie widzę z drugiej strony powodu, żeby je odróżniać.. siostry, mamy z córkami, małżonkowie – wszyscy oni przyjaciele. Więc umówmy się, że przyjaźń jest po prostu szerszym pojęciem obejmującym nie mało. Z tego też powodu, że jest szerszym pojęciem, małżeństwo powinno być przyjaźnią, ale ta reakcja często bywa nieodwracalna i przyjaźń nie wiąże się z oczekiwaniami wysuwanymi wobec małżeństwa.
Gdzieś obiło mi się o oczy jak coś kiedyś czytałam, że jest (Adelmana, Parksa, Albrechta) pięć wyróżnionych cech przyjaźni. Bzdura jakich wiele, i oczywiście powołuję się na czytelników przytomność umysłu, gdyż wykaz, który poniżej przedstawię nie może być jedynym możliwym. Zachęcam gorąco do tworzenia własnych teorii i kategorii i apeluję o  zamieszczenie ich w komentarzach:)


Do rzeczy jednak..

Najpierwo:
Aprzymusowalność, a inaczej stara, dobra, oklepana dobrowolność.
Każdy wie, że „rodziny się nie wybiera”, a przyjaciół a i owszem, jak najbardziej. Świadomość wyboru odróżnia przyjaźń od większości związków rodzinnych czy relacji w pracy. No może małżeństwo jest dobrowolne, ale też nie zawsze i raczej od niedawna. Zauważenie takiej dobrowolności sprawia, że wsparcie otrzymane od przyjaciół ma, jakby nie patrzeć większą wartość właśnie dlatego, że otrzymujący je wie, iż wsparcie to udzielane jest raczej z wyboru niż z poczucia obowiązku.  Istotna w tej kwestii jest motywacja, a chodzi o to, żeby była wewnętrzna. To jasne, że obecnie wybieramy mimo wszystko zakres kontaktu z tymi czy innymi członkami naszej rodziny. Poza tym, nie zapominajmy o wyraźnych naciskach społecznych gdy  a nuż zdarzy nam się zawrzeć przyjaźń wewnątrz większego kręgu przyjaciół to pewne rzeczy wypada i już.


Drugimmo:
Równoupoziomowanie potocznie zwane równością
„Bliskie przyjaźnie opierają się na podzielanym odczuciu, że uczestnicy są równi pod względem pozycji społecznej.” (za nie-powiem-kim) Jak dla mnie jest to czynnik ważny, ale niekonieczny. Lub inaczej.. powiedzmy, że ktoś jest wyżej w jakiejś tam hierarchii, ale stawia się na równi ze swoim przyjacielem. W tym sensie bardziej fenomenologicznym właśnie, zawsze nam się to będzie sprawdzać. (zamęt terminologiczny do rozwikłania dla ambitnych) Ogólnie można rzec, że im bliższa przyjaźń tym więcej równości będą w niej dostrzegać uczestnicy.


Trygonotimio:
Wstawiennictwo, czyli, hi hi hi, jeden z fajniejszych synonimów słowa pomoc.
O ile długoterminowa i znacząca pomoc materialna należy nam się od rodzinki o tyle przyjaciele raczej troszczą się o nas niż nami opiekują. Doraźna i drobna pomoc to taka fajna sprawa jeśli chodzi o przyjaciół.


Kwadriamo:
Wpół-to-samo-robienizm czyli przyjemnie się zapowiadająca i brzmiąca wspólna aktywność
Z rodzinką też spędzamy czas, ale zdarzy się tam poczucie obowiązku, rzadziej robimy z krewnymi coś dla czystej radości  wykonywania tego czegoś. Wspólne spędzanie czasu wolnego z przyjacielem pozwala z tegoż powodu bardziej cieszyć się daną aktywnością( nierzadko nieatrakcyjną dla chłopaka/dziewczyny czy małżonka, siostry itp.) po prostu dla niej samej.


Kwintiotto:
Zwierzaniątka i emocjowsparcie
Możliwość intymnych zwierzeń, odczuwanie przywiązania, poczucie bycia w domu, bycia u siebie, przynależności, wparcie emocjonalne. Przyjaciele mogą częściowo rekompensować braki odczuwane w innych związkach. No bo prywatność i poufność w cenie, a w rodzinie trudno o dyskrecję. Co więcej, przyjaźnie łatwiej jest zerwać niż więzy rodzinne. Zawsze jest to wyjście ewakuacyjne na okoliczność problemów zbyt destrukcyjnych dla związku wynikłych właśnie z dążenia do uzyskania wsparcia emocjonalnego.
To by było to co zaplanowałam na część I :)

Ciągle jeszcze istnieją wśród nas anioły.Nie mają wprawdzie żadnych skrzydeł, lecz ich serce jest bezpiecznym portem dla wszystkich, którzy są w potrzebie. Wyciągają ręce i proponują swoją przyjaźń.







Czasami trzeba usiąść obok i czyjąś dłoń zamknąć w swojej dłoni, wtedy nawet łzy będą smakować jak szczęście.


///*amorficzny bezpostaciowy, nie mający określonych kształtów; (wyraz) pozbawiony form gramatycznych; (ciało fiz.) nie mające budowy krystalicznej. 
Etym. - gr. ámorphos 'bezkształtny'; zob. a-; -morf-.


Przyjaźni po prostu nie muszę polecać. Niemniej jednak polecam:)






Post jest z grubsza streszczeniem, choć trochę przerobionym, fragmentu rozdziału z książki: Bridges not walls. A book about Interpersonal Communication pod redakcją Johna Stewarta

niedziela, 13 września 2009

Nawet jeśli czasem...


... trochę się skarżę – mówiło serce – to tylko dlatego, że jestem sercem ludzkim, a one właśnie są takie. Obawiają się sięgnąć po swoje największe marzenia, ponieważ wydaje im się, że nie są ich godne, albo, że nigdy im się to nie uda. My, serca, umieramy na samą myśl o miłościach, które przepadły na zawsze, o chwilach, które mogły być piękne, a nie były, o skarbach, które mogły być odkryte, ale pozostały na zawsze niewidoczne pod piaskiem. Gdy tak się dzieje, zawsze na koniec cierpimy straszliwe męki.
Paulo Coelho, Alchemik


Jednak..


To możliwość spełniania marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
Paulo Coelho, Alchemik







Będę studiować psychologię ;).. i z góry przepraszam za tą zbędnoosobistą notkę.Marzenia polecam.

czwartek, 16 lipca 2009

Dziś płacz i żal - przykro mi

To nie prawda, że gdy ktoś czegoś pragnie to wszystko we wszechświecie chce mu pomóc. Jedynym motorem naszych działań jest miłość. Gdy jej nie ma nie ma nic. I nic nie ma sensu. Młodzi ludzie myślą, że świat należy do nich ale z każdym rokiem przekonują się, że życie niestety jest prozaiczne. Codziennie żegnam się z kolejnym moim marzeniem zanosząc się gorzko nieutulonym płaczem. Wymaga się ode mnie, żebym robiła to z uśmiechem. Staram się, uwierz.

Ale tak już jest na świecie, że kobiecie płacz przychodzi z pomocą, kiedy rozum przestaje pojmować. A płacz wie wszystko, słowa nie wiedzą, myśli nie wiedzą, nie wiedzą sny i Bóg czasem nie wie, a płacz ludzki wie. Bo płacz jest płaczem, i tym, nad czym płacze.
Wiesław Myśliwski — Kamień na kamieniu

..... .. Z każdym dniem coraz mniej rozumiem. A przyczyna jest banalna... bardzo banalna, wydawałoby się.
Nie ma go już w moim życiu.
Możliwe, że nigdy nie było.
Nie..
Na pewno nie było.
Teraz nic już nie jest proste
Dopóki wydawało mi się, że jest inaczej, życie było takie, jakie życie powinno być
takie, jakie chciałam, żeby było..
Ale to życie oduczyło mnie płakać [...]. Bo życie niejednego
potrafi oduczyć i niczego za to nie nauczyć. Choć mówi się, że życie uczy.
Nieprawda
Wiesław Myśliwski — Kamień na kamieniu

poniedziałek, 6 lipca 2009

Brakuje mi akceptacji

Jedna z podstawowych naszych potrzeb to poza jedzeniem, piciem i seksem potrzeba akceptacji. Jeśli ktoś nie wie do czego może doprowadzić brak akceptacji i samotność to spieszę z opisem własnych obserwacji. Z góry uprzedzam, że jeszcze nie nauczyłam się korzystać z pomocy naukowych przy pisaniu na tym blogu, mimo, że wiem jak to dodaje tekstowi uroku. Doprawię więc ten tekst naturszczykowstwem.. piszę plain story o sobie bez upiększeń. I tak jest to obraz subiektywny, ale przynajmniej bez dodatków. Do rzeczy jednak... Pewien niedobór akceptacji jakiego doznałam podczas 19 lat swojego życia wynikał z pewnej cechy mojego charakteru, którą w skrócie można by nazwać zamiłowaniem do kwestionowania tego co uważają inni. (tak przypuszczam) Nie kwestionowałam wszystkiego dla zasady, ale większość rzeczy nie była zgodna z moim światopoglądem. Jednak nie jestem tym typem osoby, którą rajcuje to, że nie należy do grupy. Brak tzw. sense of belonging na tyle zatruwało mi życie, że przez połowę mojego życie prowadziłam nieświadomą jednak nadzwyczaj intensywną obserwację ludzi, którzy są lubiani i szanowani. Konsekwencją czego było głębokie moje przekonanie o tym, że należy być takim jak oni, aby być szanowanym i lubianym(czytaj=szczęśliwym). A więc najpierw na tapetę poszli ludzie telewizji, na przemian z rodzicami lub co bardziej wpływowymi rówieśnikami. Ostatnio na tapecie byli aktywiści, nonkomformiści, artyści i co ciekawsi wariaci. Wiem.. zwykłe szukanie autorytetu czyli praktycznie normalka dla nastolatka czy młodego człowieka.
I nagle przychodzi dzień kiedy te autorytety kotłują się w Twojej biednej głowie i okazuje się, że otwierają z impetem kolejną płaszczyznę w Twoim umyśle. Zdajesz sobie sprawę jak głupia jest Twoja pogoń za tym aby wszystkim dogodzić, próba bycia kimś kim się nie jest, aby sprawić by inni Cię polubili. Bzdura. Zaczynasz odkrywać co to znaczy być sobą i jakie to przyjemne kiedy nie trzeba niczego udawać i dlaczego musisz niekiedy mimo wszystko z siebie zrezygnować.

Najzabawniejsze jest to, że wielu rozumie to lepiej od Ciebie(choć Ty zastanawiasz się nad tym całymi latami) a nie potrafią oni nawet tego wyrazić słowami, nie są zdolni o tym pisać ani mowić. Pojmują w mig, ale nie mówią o tym i nawet sobie tego nie uświadamiają. Więc jaki sens w siedzeniu i rozmyślaniu nad sensem i sposobem.. tym najlepszym sposobem na życie?

Czy jest taki najlepszy sposób na życie?
Ok, żyjemy, żeby zdobywać jedzenie i drugiego osobnika aby za jego pomocą przedłużyć gatunek. Skoro to tak oczywiste to już szkoda czasu na omawianie tego i szkoda na to słów.
Jaki jest w takim razie najlepszy sposób na życie?
Taki, który nie przeszkadza innym?
Taki, który rani najmniej osób?
Czy może taki, który zmniejsza cierpienie innych?
A może jednak ten, który uszczęśliwia jak największą liczbę osób?
Albo taki, który uszczęśliwie tylko twoich bliskich, czy wreszcie taki,
który uszczęśliwia tylko Ciebie?

Znasz odpowiedź? Ja przyznam, że wciąż nie za bardzo.

Agata powiedziała mi kiedyś, że nie ma altruizmu i wszyscy jesteśmy egoistami. Tak zostaliśmy zaprogramowani i już. Ale jak to naprawdę jest nic a nic nie wiadomo.(Patrz:eskimo hoax,i inne, lub takie

Dość bałaganiarski wpis do oszlifowania

Jestem w szoku. Zawsze myślałam, że jak ktoś ma lat 24 lata to jest starszy niż ten który ma lat 20. Bzdura. Patryk ma 21 lat, a wiele rzeczy widzi z perspektywy 40letniego mężczyzny. Paweł ma 23, a wciąż patrzy na świat w kategoriach 14nastolatka. Bartek ma 20, ale kiedy z nim rozmawiasz masz wrażenie, że gadasz z 15nastolatkiem. Płomyk ma 18, ale jak na tak młodą dziewczynę myśli w kategoriach kogoś kto jest starszy ode mnie. Zastanawiam się po co w takim razie w ogóle oznaczamy nasz wiek? Chyba tylko po to, żeby obchodzić urodziny.Może po prostu miara jest niewłaściwa skoro napotykamy tak nieprecyzyjny pomiar. Może powiniśmy oznaczać wiek ilością przeczytanych książek..... a właściwie trzeba by wziąć pod uwagę i jakość tych książek. A może i tak trzeba by wziąć pod uwagę obejrzane filmy, nasze doświadczenia, liczbę rodzeństwa z którym się wychowywaliśmy....
To było jedno z tych zaskoczeń, które się na nas zwalają kiedy człowiek przekracza kolejną barierę poznania. Wydaje się Tobie, że ... (pięknie! Właśnie zadzwoniła rodzinka i kompletnie straciłam wątek....) Na czym to ja skończyłam?.... Wydaje się, że wiesz na czym świat stoi, jesteś świadoma, że nie wszystko wiesz, ale mniej więcej ogarniasz jak to wszystko działa. Najciekawsze, ale i niekiedy najstraszniejsze są te momenty w życiu kiedy coś, choćby pojedyncze słowo albo cała ich tyrada trzęsie Twoimi fundamentami. Otwiera się wtedy w Twojej głowie inna przestrzeń, patrzysz w inny sposób, ba!, całkiem nowy sposób na to kim jesteś. Trudno się często połapać, która z Twoich myśli jest ok, a które są wynikiem błędów wychowawczych, doznanych cierpień, które zakłócają Ci prawidłowy obraz. Lecz co to właściwie jest prawidłowy obraz, co? Do niedawna jeszcze myślałam, że jest jeden i należy w ten sposób patrzeć na życie i w ten sposób postępować i już. Potem stopniowo pojawiły się pytania.. hmm. .. Dlaczego mam postępować tak a nie inaczej? Nagle pojawiła się, a może nawet całkiem stopniowo pojawiała się nowa płaszczyzna myślenia w mojej głowie. Nie muszę. Zadziwiające, ale prawdziwe. Nie muszę. Bałam się przez długi okres mojego krótkiego życia, że nie jestem dość inteligentna. Potem strach przed chorobą psychiczną. Podobno w okresie dojrzewania nasila się tego typu obawa, z kilku prostych przyczyn: zmiana szkoły, otoczenia, szukanie swojej drogi, brak zrozumienia dla swoich emocji wśród rówieśników i rodziny, do tego dochodzi rywalizacja i egzaminy, problemy ze swoim dojrzewającym ciałem. Te wszystkie niedogodności nie amortyzowane przez wsparcie przyjaciół. Permanentnie odczuwany niedostatek przyjaźni, akceptacji i miłości. Okres tak naprawdę stawiania pierwszych samodzielnych kroków. I PACH! Pojawia się lęk.. Nie poradzę sobie. To, że mam same dobre oceny w szkole nie ma najmniejszego znaczenia. I tak uważam, że sobie kompletnie nie poradzę. Lęk, że może nie jestem do końca normalna. Tylko co to znaczy norma? Kto ustala normę? Każdy został wychowany inaczej i miał inne przeżycia... Dla każdego co innego stanowi normę. Czyli jestem normalna. Jak miło... Czyli mam prawo tak czuć? No tak ..ok, wszystko się zgadza. Tylko skąd pojawił się ten lęk i skoro każdy jest na swój sposób normalny(co za kojące słowo) to dlaczego część z nas się nie boi, że może ma problem psychiczny, a ja się tyle nad tym zastanawiałam. Jedna z możliwości - Inni nie zastanawiają się nad tym w ogóle, ale ich bezrefleksyjność to bynajmniej nie zaleta.(ale żyją spokojniej w tej swojej nieświadomości i bezrefleksyjności, chciało by się rzec)

Skoro jestem karana za moje zachowanie przez rówieśników, a inni nie, to znaczy, że ze mną jednak jest coś nie tak. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że jeśli nawet 30 osób nie ma racji, a ta jedna ma, to oni stanowią większość. Nie zawsze jest tak, i o tym przekonałam się już wielokrotnie, że większość wie co ma robić. Lęk to naturalna reakcja kiedy nasze JA jest podkopywane przez multum ludzi, a jesteśmy zbyt słabi lub wrażliwi by być mądrymi na tyle by im nie uwierzyć. Nie potrafimy często mądrze podejść do krytyki, zastanowić się czym zawiniliśmy względem bliźniego, a niepotrzebną część tych ciężkich słów po prostu spuścić w sedesie. Tak często wierzymy ludziom w to co mówią, a oni sami tak często nie potrafią do końca wyrazić dokładnie tego co czują i myślą. Jesteśmy tak prości w dążeniu do zaspokojenia swoich potrzeb akceptacji, miłości, jedzenia, spania... Z drugiej strony tak wiele czynników składa się na to kim jesteśmy, że stajemy się niebywale skomplikowani. Jak głupie jest bycie ignorantem jeśli chodzi o ludzką naturę. Jak bardzo lubimy oceniać innych, bo wydaje nam się, że tak wiele wiemy i rozumiemy. Każdy z nas jest zbyt skomplikowany, żeby opisać go za pomocą analizy psychologicznej, za pomocą biografii, za pomocą pamiętnika. Tak wiele czynników składa się na pojedynczego z nas, że trzeba odnaleźć wiele źródeł, żeby odnaleźć prawdę o tym człowieku. Rozumiem, że bez jakiejkolwiek zależności od wieku każdy z nas rozumie świat i ludzi w inny sposób. W różnym stopniu też postrzegamy życie w prosty bądź skomplikowany i wielopłaszczyznowy sposób. Rozumiem, jak straszna musi być, choćby przez chwilę, ta przewidywalność naszego istnienia dla kogoś kto jest na tym wyższym poziomie, na którym widzi jak na dłoni pewne skomplikowane i nie odganione dla nas rzeczy. Dla mnie jednak to wszystko jeszcze jest wciąż nieodgadnione i do odkrycia. Wciąż nie potrafię przewidzieć i wpływać na innych. I myślę, że dla Ciebie też jest wiele rzeczy, których nie możesz przewidzieć i życzę Ci tego i na pewno tak jest mimo tego co piszesz. Nawet jeśli masz tak rozwinięty aparat rozumienia, że wszystko wydaje Ci się takie proste, to uwierz mi, że i Tobie utworzy się nowa płaszczyzna w głowie i spojrzysz jeszcze na to wszystko nie tylko w inny, ale i nowy sposób.







Zainspirowana blogiem Płomyka.

piątek, 3 lipca 2009

Raj utracony

Powoli zaczynam rozumieć opowieść biblijną o raju utraconym. Ludzie, którzy wierzą w Boga żyją w pięknym świecie, który ma sens.W świecie tym cierpienie jest o wiele mniejsze, bo ma sens. Jest to cudowny świat pełen barw i radości. Ludzie żyją w nim wierząc, że Bóg istnieje, a więc w zgodzie z Bogiem. Lecz ich tragedia zaczyna się gdy zrywają jabłko z drzewa poznania Dobra i Zła. Nagle zdają sobie sprawę, że nie ma Boga. Ich życie nie ma żadnego głębszego sensu, (owego mitycznego sensu, tak?) i po śmierci naszego ciała nas po prostu już nie ma. Nie ma znaczenia czy ktoś urodził się w tym czy innym momencie dziejów. Moralność? To tylko narzędzie do utrzymywania porządku. Dla tych którzy to zrozumieli to koniec raju. Świat potrafi stać się paskudny w jednej minucie. To chwieje naszym poczuciem istnienia, bo całe życie przekonani byliśmy, że jest tak jak mówiła babcia. Ale tak nie jest. Wygnanie z raju jest bolesne if you know what I mean.

Tylko, że każdy dzień, który dany mi jest odczuwać całą sobą to kolejny powód, żeby żyć. W życiu piękne są tylko chwile i to dla nich chcemy żyć.

***Uśmiech bliskiej osoby
*Duma widoczna w oczach mamy
*Rozkosz pocałunku
*Ulga osoby która podzieliła się z nami swoimi problemami tylko o nich opowiadając
*Oczy, które patrzą na mnie jakbym była cudem świata (dla takiej egoistki jak ja to cudowne *uczucie, uczucie bycia cudem świata)
*podziw w oczach mężczyzny
*słodkie zmęczenie po dniu pełnym wrażeń i miękkość ciepłej pościeli zapowiadającej zasłużony odpoczynek
*ulga, że znajdujesz się od dzika o więcej kroków niż jeszcze przed chwilą( w ciemnym, ciemnym lesie gdzie Twoja legitka nie ma najmniejszego znaczenia)
*przeżycie własnej śmierci czyli skok na bangee(z małej litery, bo musi istnieć lepsze słowo określające to co jest nie do opisania.)
i wiele, wiele innych
Życie polecam


Post zainspirowany innym postem

czwartek, 2 lipca 2009

Tylko wróć włóczykiju.. nie zapomnij.. -zasłyszane

Koniec roku akademickiego... Wszyscy Twoi (choć wiem, Włóczykiju, jak nie lubisz zaimków dzierżawczych) Twoi ludzie rozjeżdżają się po domach...

Powinieneś wiedzieć, że..

Podarowałeś mi coś, co nawet trudno nazwać. Poruszyłeś we mnie coś, o istnieniu czego nawet nie wiedziałam. Jesteś i zawsze będziesz częścią mojego życia.
Zawsze...

Wiedz, że...

W krzyku o Tobie zamknął się żywot mój cały.
Chcę Cię w milczeniu zachować,
w sekrecie
Czarny Narcyzie..


Kocham Cię, Michał ...



wtorek, 30 czerwca 2009

Las nocą... czyli przeżycie "Carpe noctum"


Nocą w lesie jest bardzo ciemno. Ciemniej niż możemy to sobie wyobrazić. Nie ma to nic wspólnego z ciemnością pokoju. Dźwięki też różnią się niebywale, ale i tak nie jesteś w stanie wyobrazić sobie jak bardzo dopóki się tam nie znajdziesz. O pewnej porze nawet ptaki mają wolne i nie śpiewają. Zalega cisza, ale taka w której jest coś niepokojącego. Dlatego jest tak niewiarygodna. Tak naprawdę nigdy nie jest cicho.Tyle tylko, że dźwięki, które się słyszy nie są Ci znane. Niby nic nadzwyczajnego, ale ten fakt samoistnie zaczyna Cię niepokoić. Jest dobrze gdy pada deszcz. Nie niepokoi Cię każdy pojedynczy dźwięk, tzn. nie podskakujesz z przerażenia z powodu jakiegoś nic nieznaczącego szmeru. Z drugiej strony możesz nie zareagować na odgłos, na ten jeden odgłos, który byłby dla Ciebie wskazówką, żeby brać nogi za pas..Żeby nie być gołosłowną podam przykłady: subtelne chrząknięcie dzika lub dźwięk łamanej gałązki jego jakże delikatnym kopytem - po owym dźwięku poznajesz jak ciężka jest bestia, którą widzisz tylko oczyma wyobraźni, ale słyszysz jak najbardziej realnie. . .
Pobyt w lesie nocą ma w sobie coś magicznego, coś ze świata fantazji. Jest się tu w jakimś własnym świecie, odciętym od otaczającej rzeczywistości. Las nocą polecam.

środa, 6 maja 2009

Zapisane na kartce papieru w pewnej bolesnej chwili

Po wszystkich tych wypowiedzianych słowach...
W takiej formie jak to było, jest i będzie.. tak zostawić.
Mimo, że żal jak diabli - mimo, że boli ..Trzeba
wiedzieć kiedy rzec swojej chorej części DOSYĆ!!