czwartek, 30 lipca 2009

To co zwą kobiecą intuicją

Boże, czego ja się jeszcze dowiem.! Że skakałaś na bangee chyba!

-(Słowa mojej matki dwa dni przed planowanym skokiem po tym jak opowiedziałam jej, że pierwszy raz prowadziłam samochód. O Bangee jeszcze nic nie wie, bo nie chcę jej łamać serca)

Kobieca intuicja, a właściwie niezwykły sposób w jaki znają nas nasze matki, jest niewiarygodna.

środa, 29 lipca 2009

Spotkanie bez spotkania

Czasem jest tak, że osoba z którą pragnęlibyśmy się spotkać nie może być tam gdzie my. Powoduje to pewnego rodzaju cierpienie, uczucie braku, pustki i tego typu nieprzyjemne historie.


Istnieje jednak sposób na spotkanie bez spotkania..


Oczywiście Ameryki nieodkryłam, bo ludzie od dziesiątek lat grzebią bliskich, których stracili i odwiedzają groby spotykając się w ten sposób z ukochanymi osobami.


Lecz..


Niekiedy osoba, z którą nie możemy się spotkać jest po prostu daleko. Zwłaszcza w dzisiejszym świecie to już nic nadzwyczajnego, że nasi bliscy są daleko. Nie zawsze jednak można zadzwonić i co wtedy?


Polecam mój sposób na spotkanie bez spotkania..


Na pewno jest rzecz, przedmiot, który kojarzy się z tą osobą

lub miejsce, które dzięki tej osobie odkryłaś.

To może być kamyk, bransoletka, ususzony kwiat.

A miejsce?

Może ten ktoś był zapalonym działkowiczem i wprowadził cię w arkana sadzenia kapusty, grochu lub kwiatów po prostu.

Może być tak, że ten ktoś kiedyś pokazał Ci las i opowiedział o nim tak jak nikt wcześniej.

A jeśli huśtałaś się w obecności osoby, która potrafiła dzielić z Tobą radość i rozumiała ją.. To kiedy się bujasz(Jeśli wciąż to lubisz tak jak ja) to ta osoba może być w tym wietrze, który rozwiewa Ci włosy.

Czy może łowiłaś z kimś niezwykłym dla siebie ryby i teraz kiedy to robisz jesteś w stanie wyczuć obecność tej osoby.

A może przesiedziałaś z kimś godziny przy oknie oglądając deszcz, burzę, niebo mieniące się barwami zachodzącego słońca? Czy nie jest tak, że kiedy usiądziesz w oknie ta osoba jest jakby obok? Może uśmiechasz się na wspomnienie razem przeżytych chwil..

Kiedyś brat przyrządził mi coś bardzo przyprawionego.. pikantnego i przesolonego jednocześnie. Zawsze jak zdarzy mi się coś takiego jeść przypominam sobie o nim.


.. and that's it;-)


p.s. Te wspomnienia są moje, bo Ty pewnie masz inny zestaw, ale możesz go użyć do takich spotkań tak jak ja.

wtorek, 28 lipca 2009

Ciekawi mnie jedna rzecz...a propos tytułu bloga przy okazji

Dlaczego nie potrafimy się cieszyć tym co mamy? Ściślej mówiąc dlaczego część z nas nie potrafi docenić tego co ich w życiu spotyka? Nie możemy mieć i tak wszystkiego, więc dlaczego?

Nie potrafię go zrozumieć, ja poniosłam stratę i żyję z nią, czasem jest ciężej, czasem lżej, ale nie mogłabym być zła na życie, że nie mogę mieć tego co chce. Jak można tracić każdą chwilę swojego życia na zły humor zwłaszcza, że życie jest i tak tylko takie jakim czynią go nasze myśli?

Dorabiam rozdawaniem ulotek kancelarii prawniczej i spotkałam dziś mężczyznę, który był niepełnosprawny. Właściwie to chodził z trudem i miał dziwnie powyginane ciało. Podałam mu ulotkę, a on mówi do mnie z uśmiechem i pełnym entuzjazmu głosem
-Prawnik? Przyda się! dziękuję!
On nie traci swojego życia na zły humor, na żal.




Trzeba się śmiać nie czekając na szczęście, bo gotowiśmy umrzeć nie
uśmiechnąwszy się ani razu


-zasłyszane




Sama tak robiłam i przyznaję się bez bicia. Też zadręczałam się godzinami co zrobić, żeby nie stracić tego na czym mi zależy. Rozwiązanie przyszło samo. Straciłam to i już nie miałam się czym zadręczać. Zabawne, że kiedy boimy się coś utracić, mamy 100% gwarancję, że to stracimy. Natomiast jeśli skupimy się na czym innym, bądź skupimy uwagę na spokojnym zdobywaniu swojego celu mamy szansę, że się uda. Nie mamy gwarancji, ale jest taka szansa, niekiedy nawet bardzo duża. Kiedy ogarnia nas strach, lub pozwalamy mu, żeby nas opanował przegrywamy na pewno. O tym strachu przeczytałam chyba kiedyś w "Charakterach" tylko niestety nie pamiętam kiedy więc tekstu na dowód nie przytoczę. Natomiast( z tego co pamiętam, oczywiście) w artykule twierdzono, że na tym też może polegać fenomen polskich drużyn piłkarskich, które w przepięknym stylu wygrywają eliminacje. Nie mają nic do stracenia, nie boją się tylko zdobywają. Natomiast kiedy już zaczynają walczyć w miastrzostwach( do tego media narobią wokół tego takiego hałasu za który piłkarze dostają przecież kupę kasy) sypią się klęska za klęską. Autorzy artykułu uważają, że taką sytuację tworzy strach, lęk przed przegraną. Twierdzą oni, że analogicznej sytuacji można się dopatrzeć w wielu dziedzinach życia. Strach jest bardzo potrzebny, bo nasz organizm jest poinformowany o niebezpieczeństwie. Zawsze nasz mózg troszeczkę przesadza w myśl zasady strzeżonego Pan Bóg strzeże, więc warto czasem sprawdzić czy ryzyko się opłaca. Jak się opłaci, to odpuść sobie ten strach... raz na jakiś czas.


There is only one thing that makes a dream impossible to achieve:
the fear of failure.
Paulo Coelho, Achemik

poniedziałek, 27 lipca 2009

Bajka na Dobranoc

Dawno, dawno temu, na oceanie istniała wyspa, którą zamieszkiwały emocje,
uczucia oraz ludzkie cechy – takie jak: dobry humor, smutek, mądrość, duma;
a wszystkich razem łączyła miłość.
Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie. Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę. Tylko miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili. Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu- miłość poprosiła o
pomoc.
Pierwsze podpłynęło bogactwo na swoim luksusowym jachcie.
Miłość zapytała:
- Bogactwo, czy możesz mnie uratować ?
Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności. Nie ma tam już miejsca dla ciebie. – Odpowiedziało Bogactwo.
Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym czteromasztowcem.
- Dumo, zabierz mnie ze sobą ! – poprosiła Miłość.
Niestety nie mogę cię wziąć! Na moim statku wszystko jest uporządkowane, a ty mogłabyś mi to
popsuć… – odpowiedziała Duma i z dumą podniosła piękne żagle.
Na zbutwiałej łódce podpłynal Smutek.
- Smutku, zabierz mnie ze sobą ! – poprosiła Miłość,
Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam.- odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.
Dobry humor przepłynął obok Miłości nie zauważając jej, bo był tak rozbawiony, że nie usłyszał nawet wołania o pomoc.
Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach oceanu…
Nagle Miłość usłyszała:
- Chodź! Zabiorę cię ze soba ! – powiedział nieznajomy starzec.
Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia, że zapomniała zapytać kim jest jej wybawca.
Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec. Zwróciła się o poradę do Wiedzy.
- Powiedz mi proszę, kto mnie uratował ?
- To był Czas. – Odpowiedziała Wiedza.
- Czas ? – zdziwiła się Miłość. – Dlaczego Czas mi pomógł ?
- Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość.- Odrzekła Wiedza.

Sama tego nie wymyśliłam i odsyłam do autorki badź do pana autorka.

Osobiście bardzo mi się podoba i czy tego chcemy czy nie, tak chyba jest.

piątek, 24 lipca 2009

O czymś innym...

Chociaż nie odważył się jej o to zapytać, był pewien, że się masturbuje.
Była zbyt inteligentna, aby tego nie robić. Tylko kobiety, które się masturbują,
dobrze wiedzą, co je podnieca i umieją o to poprosić. Ponadto akt masturbacji
jest jedynie dodatkiem do prawdziwego aktu, który ma miejsce w mózgu. Podbrzusze jest tylko sceną, na której się to rozgrywa. Był pewien, że ona masturbuje się,
myśląc o nim. Tak, to była właśnie ta wyłączność: być w jej mózgu i w jej
palcach w takim momencie. Czy można być w ogóle bliżej kobiety niż wtedy, gdy
ona rozładowuje napięcie swoich fantazji, wiedząc, że nic, absolutnie nic i
przed nikim nie musi udawać?

"Samotność w sieci", Wiśniewski

Skrzywdziłam

Skrzywdziłam bardziej niż można sobie wyobrazić. Powiedziałam słowa, które nie miały prawa paść. Powiedziałam mu coś co zraniło go do szpiku kości, ale nie powiedziałam nieprawdy i nie powiedziałam czegoś co mówimy w chwilach złości. Odpowiedziałam tylko na pytania najszczerzej jak potrafię. Nie zdawałam sobie sprawy, że on może sobie z tym nie dać rady. To oczywiste, że takich rzeczy nie mówi się swojemu mężczyźnie. Teraz jest to dla mnie oczywiste, ale wtedy.. ... Wydawało mi się, że skoro ja sobie poradziłam z czymś podobnym, identycznym to on też będzie to rozumiał. Teraz widzę, że jeszcze dużo się muszę nauczyć. Jestem dyletantką, amatorką. Nie pomyślałam, że może być wrażliwszy ode mnie. Z jednej strony, to fantastycznie mieć wrażliwego faceta, ale z drugiej.... Czy to ja mam odgrywać rolę mężczyzny w związku? Za bardzo jestem skołowana i za mało rozumiem. Najsmutniejsze może się komuś wydać to, że nie martwi mnie wcale, że się dowiedział, bo przynajmniej ja się nie męczę. Mogłam w końcu przestać udawać i wywalić to z siebie. Bardziej martwię się, że będzie robił z tego nie wiem jaki problem, demonizował sytuację. Muszę wiedzieć jaka jest jego decyzja co do nas, i stoję jakby na środku mostu.. muszę czekać. Tak samo ze studiami. Sprawa jest w toku i muszę czekać aż samo się wszystko rozstrzygnie. Trochę mało komfortowa sytuacja.A niech to!! On tam przeżywa może najgorsze chwile w swoim życiu, a dla mnie to niewielki dyskomfort. Czy to jest znieczulica, czy ja nie mam uczuć, czy moje sumienie jest martwe? Może nigdy nie miałam uczuć tylko mnie ich nauczono, powiedziano kiedy trzeba czuć się głupio. Wydaje mi się, że wszystko zależy od tego jak my postrzegamy świat.. no bo tak przeczytałam, ale trochę dzisiaj mało wiem i rozumiem.


Tylko, że sam jest sobie winny. Nie potrafił się cieszyć tym co ma. Wciąż słyszałam uwagi .. sam się domagał.. Tylko, że też bardzo się starał, a to jest mi o wiele ciężej zauważyć. Chcemy, żeby inni byli w porządku wobec nas i dlatego staramy się być w porządku. Natomiast czasem w życiu okazuje się, że życie nie zawsze daje możliwość bycia fair. I kiedy spotyka nas zawód chcemy, żeby ktoś inny też nie miał lepiej. Ja cierpię i naprawdę chciałam się poświęcić, żeby życie było fair, ale jemu było za mało. Przeczytałam kiedyś w pewnej książce bardzo mądre zdanie o poświęceniu właśnie. Jest to taki nóż, który dajemy sobie wbić w serce. Czujemy się wtedy cudownie, bo przechodzimy samych siebie, jesteśmy z siebie dumni, że postępujemy dobrze.. Tylko, że poświęcenie to ułuda, bo trzeba umieć z tym nożem w sercu żyć, a to już nie jest takie proste. To było do przewidzenia, ale nie udało mi się tego przewidzieć. Nie przeszkadza mi to, że on cierpi. Nie lubię tylko znajdować się w sytuacji, której nie przewidziałam i w której nie potrafię się odnaleźć i nie umiem się odpowiednio zachować. Myślałam, że tak dużo wiem, ale nie potrafię mu pomóc. Przez głowę mi nie przeszło, że może być tak wrażliwy. Nie przeszkadza mi to, że on cierpi. Jak to brzmi w ogóle. Wykorzystałam go, a teraz skrzywdziłam i nic mnie to nie obchodzi. A może tylko tak sobie wmawiam. Nie wiem tego, ale tak mi się mocno zdaje. ...i nic mnie to nie obchodzi. Tylko czy kogokolwiek obchodziło, że ja cierpiałam z identycznego powodu? Nie mówię, że się nie żaliłam na prawo i lewo. Ale było i tak, że sama sobie się nie przyznawałam, a wtedy boli najbardziej... kiedy człowiek zostaje z tym sam. A on przecież nie musi być sam. Przecież chce być z nim. Za dużo we mnie jest lęku..., a w nim jest go jeszcze więcej. Tak bardzo uważałam, że wszystko wiem, ale nawet nie potrafię mu pomóc. Jestem bezsilna i głupia. Nie piszę tego bynajmniej z jakimś żalem, tylko ze zdziwieniem. Tak mało wiem...:( tak mało wiem i rozumiem.. tak mało..

wtorek, 21 lipca 2009

Bałagan w Instytucie Psychologii

Po dwóch godzinach dostaję informację, że jednak się nie dostałam na ten kierunek. Czy ci ludzie zdają sobie sprawę co robią? Czy oni rozumieją, że jeśli nie ma oficjalnej informacji o wysokości progu to nie można dzwonić do ludzi z taką informacją? Nie sądziłam, że się dostanę, (do jasnej cholery!!!)więc po co takie głupie żarty? Niby zwykła pomyłka, ale wywróciła moje życie do góry nogami po czym po dwóch godzinach znowu zafundowano mi zmianę o 180 stopni. Niezła jazda bez trzymanki i naprawdę zachwycający wachlarz emocji jakie dano mi przeżyć w ciągu paru chwil. Mam tylko nadzieję, że się nie postarzałam, albo nie osiwiałam. Teraz śmiać mi się chce, ale jeszcze pół godziny temu moje zdanie o rzeczonym instytucie należało do tych, które nie są warte zwerbalizowania. Niech ich gęś kopnie.;-)!!!


Kiedyś czytałam książkę pt. "Teoria emocji". Poprosili tam młodego faceta, żeby wziął udział w badaniach nad emocjami. Musieli umieścić niewielkie urządzenie z tyłu głowy i zapewnili go, że będą badać tylko pozytywne emocje i dlatego wyślą go na cudowne wakacje. Rzeczywiście jedzie do jakiegoś egzotycznego kraju, tam zakochuje się w pięknej dziewczynie, która następnie go zdradza, a on trafia do więzienia za jakieś narkotyki, których nie miał. Najogólniej rzecz biorąc przeżywa horror. Okazuje się, że cała trauma jaką przeżył( nieprzyjemnych zdarzeń było tam o wiele więcej)była częścią eksperymentu. Naukowcy potrzebowali całej gamy emocji, aby badanie było kompletne. Pięknie, pięknie panowie psychologowie.

DOSTAŁAM SIĘ!!!! Dostałam się

When a person really desires something, all
the universe conspires to help that person to realize his dream.”

Paulo Coelho


Dostałam się!!!
Dostałam się na psychologię!!!!!!


Myślałam, że wiem już co to znaczy kwiczeć z radości i być naprawdę najszczęśliwszą osobą na świecie... ale czegoś takiego nie doświadczyłam nigdy wcześniej. Nie tylko czuje jak mocno łomocze mi serce, ale drżę cała z emocji. Nie wierzyłam, że to jest możliwe. To był błąd. Trzeba wierzyć. Trzeba wierzyć i mieć nadzieję. Prawda stara jak ten świat. Pisząc to wszystko tańczę z radości i choć wymaga to pewnej ekwilibrystyki jak widać dałam radę.

smile

"Smile and maybe tomorrow
you'll see that life is still
worth while
if you just smile"

Nat King Cole

niedziela, 19 lipca 2009

Jest nas dwie

Jest nas dwie istotnie. Chcę przez to powiedzieć, a właściwie napisać, że mam rozdwojenie jaźni. Oczywiście gdybym naprawdę to miała to pewnie nie mogłabym tego sobie uświadamiać. Jak widać nici z oficjalnego oświadczenie, bo nie mam na to szans. OK, mógł powiedzieć mi lekarz, ale u lekarza nie byłam.. chyba, że ta druga była.. skoro jest nas dwie...tylko, że ja bym wtedy tego nie pisała. Jest jeszcze taka możliwość, że ona była u lekarza, a ja przeczytałam wynik i wzięłam to za dobrą monetę.
Oczywiście żartuję sobie. Nie mam w sobie dwóch osobowości.
Czasem jednak jestem zła na siebie i wtedy jesteśmy jakby dwie. Są we mnie dwie Agaty.
Jedna jest rozsądna i wie co należy robić. Jest sumienna, a właściwie chciałaby taka być gdyby nie ta druga. Druga Agata jest szalona, zawsze spontaniczna (czytaj nieodpowiedzialna), niezorganizowana, jest nie mającą uczuć, rozpieszczoną egoistką. Ta pierwsza jest zdolna do poświęceń i chce się zawsze do czegoś przydać, chce pomagać. Ta druga to wariatka, jest dumna, z tego, że jest taka postrzelona, ciągle się śmieje i poważnieje śmiertelnie gdy się zakocha, zawsze bez wzajemności. Potrafii żyć tylko miłością, fantazjami i chwilą i nigdy nie pomyśli na przyszłość.
Ciekawią mnie te dwa bieguny we mnie. Najgorsze jest to, że nie zawsze odnajduję równowagę, a podobno jest bardzo ważna i nawet przydatna. Może te dwa bieguny to po prostu dorosła, dojrzała Agata walcząca z dzieckiem, które wciąż we mnie jest? Nie wiem. W każdym razie sprawa do rozstrzygnięcia. Ale zdecydowanie jest nas dwie i myślę, że mimo wszystko razem stanowimy wiekszość.;-)

BluesExpress

Nigdy nie byłam fanką blues'a. Nie chodzi mi o to, że nie lubiłam tego rodzaju muzyki, a raczej o to, że jakoś nie odkryłam go dla siebie wcześniej. Ale pewnego dnia pojechałam do Krajenki aby zobaczyć koncert na dworcu. Tegoroczny koncert bluesexpressowy najlepiej wyszedł właśnie w Krajence.(http://www.nadmiar.pila.pl/) Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej przeklimatycznej ciuchci, ani o festiwalu co bynajmniej mi się nie chwali. Tym bardziej wstyd, że dopóki nie zobaczyłam starej, harrypotterowej lokomotywy nazwa festiwalu niewiele mi mówiła. Nie zastanawiając się długo wsiadłam do Expressu, mimo braku biletu(Kto by to nawet sprawdzał?, ale oficjalnie płaci się jak za pociąg pośpieszny)mimo widoku już nieźle zaprawionych ludzi, mimo szaleństwa i chaosu jaki widok tego ciaponga przedstawiał, a może właśnie o to szaleństwo chodziło.. Ludzie zgromadzeni w tym środku-nie-tylko-transportu to w żadnym razie jednorodna grupa społeczna. Byli tam 13,14 latkowie z oczami wskazującymi na silne upojenie alkoholowe, 40-letnie kobitki ubrane na kolorowo pokazujące jak to jest do końca nie rezygnować z życia, głównie studenci, ludzie przed 30, hippisi, dziewczyny o wszystkich barwach włosów, niekiedy o wszystkich barwach naraz, pełno kolczyków, dredów, kolorów, piwa, muzyki i tańca.. hamstwa też, ale generalnie to całe nie wiadomo skąd zebrane towarzystwo jest do siebie nastawione jak jedna wielka rodzina. Klimat jest niespotykany i osobiście bardzo polecam. Zwłaszcza, że pociąg to połowa atrakcji.


Lecz przy pociągu się na chwilę zatrzymajmy, bo dla tego festiwalu pociąg jest dość istotnym elementem jak sama nazwa wskazuje. Jest to pociąg parowy, więc dodatkowo uroku dodają te czarne kłęby dymu. Przejazd nim jest o tyle ważny, że festiwal powstał z myślą o uchronieniu ważnej niegdyś linii kolejowej Piła - Chojnice od zapomnienia. Express jedzie z Poznania, przez Rogoźno Wlkp., Chodzież, Piłę, Krajenkę, Złotów do Zakrzewa, a na każdym z tych przystanków odbywa się koncert. Jedyny też to chyba taki festiwal z głównym koncertem na wsi. Ale na Jakiej wsi? Koncert odbywa się w magicznym miejscu, bo w niewielkim, naturalnie utworzonym amfiteatrze przy Jeziorze Proboszczowskim.


Koncert trwa do 4.oo i "około godz. 3.30 rano bluesowa ciuchcia rusza w drogę powrotną do Poznania". Źródło:http://www.bluesexpress.pl/index.php?menu=welcome&more=1




Moja przygoda z Bluesową Ciuchcią właśnie rozpoczęła się, jak już napisałam, w Krajence, a skończyła już o 21, gdyż spadł w tym roku ulewny deszcz i przegoniła większość imprezowiczów burza. Tylko, że co jak co, ale duże krople z nieba i wyładowania elektryczne to coś w czym lubuję najbardziej. Tańcząc z niejakim Mikołajem(przynajmniej tak się legitymował minutkę przed deszczem)do dzwięków Bluesa, wiedziałam, że jest tak jak chcę, żeby było. W końcu w życiu piękne są tylko... chwile...














czwartek, 16 lipca 2009

Dziś płacz i żal - przykro mi

To nie prawda, że gdy ktoś czegoś pragnie to wszystko we wszechświecie chce mu pomóc. Jedynym motorem naszych działań jest miłość. Gdy jej nie ma nie ma nic. I nic nie ma sensu. Młodzi ludzie myślą, że świat należy do nich ale z każdym rokiem przekonują się, że życie niestety jest prozaiczne. Codziennie żegnam się z kolejnym moim marzeniem zanosząc się gorzko nieutulonym płaczem. Wymaga się ode mnie, żebym robiła to z uśmiechem. Staram się, uwierz.

Ale tak już jest na świecie, że kobiecie płacz przychodzi z pomocą, kiedy rozum przestaje pojmować. A płacz wie wszystko, słowa nie wiedzą, myśli nie wiedzą, nie wiedzą sny i Bóg czasem nie wie, a płacz ludzki wie. Bo płacz jest płaczem, i tym, nad czym płacze.
Wiesław Myśliwski — Kamień na kamieniu

..... .. Z każdym dniem coraz mniej rozumiem. A przyczyna jest banalna... bardzo banalna, wydawałoby się.
Nie ma go już w moim życiu.
Możliwe, że nigdy nie było.
Nie..
Na pewno nie było.
Teraz nic już nie jest proste
Dopóki wydawało mi się, że jest inaczej, życie było takie, jakie życie powinno być
takie, jakie chciałam, żeby było..
Ale to życie oduczyło mnie płakać [...]. Bo życie niejednego
potrafi oduczyć i niczego za to nie nauczyć. Choć mówi się, że życie uczy.
Nieprawda
Wiesław Myśliwski — Kamień na kamieniu

poniedziałek, 6 lipca 2009

Brakuje mi akceptacji

Jedna z podstawowych naszych potrzeb to poza jedzeniem, piciem i seksem potrzeba akceptacji. Jeśli ktoś nie wie do czego może doprowadzić brak akceptacji i samotność to spieszę z opisem własnych obserwacji. Z góry uprzedzam, że jeszcze nie nauczyłam się korzystać z pomocy naukowych przy pisaniu na tym blogu, mimo, że wiem jak to dodaje tekstowi uroku. Doprawię więc ten tekst naturszczykowstwem.. piszę plain story o sobie bez upiększeń. I tak jest to obraz subiektywny, ale przynajmniej bez dodatków. Do rzeczy jednak... Pewien niedobór akceptacji jakiego doznałam podczas 19 lat swojego życia wynikał z pewnej cechy mojego charakteru, którą w skrócie można by nazwać zamiłowaniem do kwestionowania tego co uważają inni. (tak przypuszczam) Nie kwestionowałam wszystkiego dla zasady, ale większość rzeczy nie była zgodna z moim światopoglądem. Jednak nie jestem tym typem osoby, którą rajcuje to, że nie należy do grupy. Brak tzw. sense of belonging na tyle zatruwało mi życie, że przez połowę mojego życie prowadziłam nieświadomą jednak nadzwyczaj intensywną obserwację ludzi, którzy są lubiani i szanowani. Konsekwencją czego było głębokie moje przekonanie o tym, że należy być takim jak oni, aby być szanowanym i lubianym(czytaj=szczęśliwym). A więc najpierw na tapetę poszli ludzie telewizji, na przemian z rodzicami lub co bardziej wpływowymi rówieśnikami. Ostatnio na tapecie byli aktywiści, nonkomformiści, artyści i co ciekawsi wariaci. Wiem.. zwykłe szukanie autorytetu czyli praktycznie normalka dla nastolatka czy młodego człowieka.
I nagle przychodzi dzień kiedy te autorytety kotłują się w Twojej biednej głowie i okazuje się, że otwierają z impetem kolejną płaszczyznę w Twoim umyśle. Zdajesz sobie sprawę jak głupia jest Twoja pogoń za tym aby wszystkim dogodzić, próba bycia kimś kim się nie jest, aby sprawić by inni Cię polubili. Bzdura. Zaczynasz odkrywać co to znaczy być sobą i jakie to przyjemne kiedy nie trzeba niczego udawać i dlaczego musisz niekiedy mimo wszystko z siebie zrezygnować.

Najzabawniejsze jest to, że wielu rozumie to lepiej od Ciebie(choć Ty zastanawiasz się nad tym całymi latami) a nie potrafią oni nawet tego wyrazić słowami, nie są zdolni o tym pisać ani mowić. Pojmują w mig, ale nie mówią o tym i nawet sobie tego nie uświadamiają. Więc jaki sens w siedzeniu i rozmyślaniu nad sensem i sposobem.. tym najlepszym sposobem na życie?

Czy jest taki najlepszy sposób na życie?
Ok, żyjemy, żeby zdobywać jedzenie i drugiego osobnika aby za jego pomocą przedłużyć gatunek. Skoro to tak oczywiste to już szkoda czasu na omawianie tego i szkoda na to słów.
Jaki jest w takim razie najlepszy sposób na życie?
Taki, który nie przeszkadza innym?
Taki, który rani najmniej osób?
Czy może taki, który zmniejsza cierpienie innych?
A może jednak ten, który uszczęśliwia jak największą liczbę osób?
Albo taki, który uszczęśliwie tylko twoich bliskich, czy wreszcie taki,
który uszczęśliwia tylko Ciebie?

Znasz odpowiedź? Ja przyznam, że wciąż nie za bardzo.

Agata powiedziała mi kiedyś, że nie ma altruizmu i wszyscy jesteśmy egoistami. Tak zostaliśmy zaprogramowani i już. Ale jak to naprawdę jest nic a nic nie wiadomo.(Patrz:eskimo hoax,i inne, lub takie

Dość bałaganiarski wpis do oszlifowania

Jestem w szoku. Zawsze myślałam, że jak ktoś ma lat 24 lata to jest starszy niż ten który ma lat 20. Bzdura. Patryk ma 21 lat, a wiele rzeczy widzi z perspektywy 40letniego mężczyzny. Paweł ma 23, a wciąż patrzy na świat w kategoriach 14nastolatka. Bartek ma 20, ale kiedy z nim rozmawiasz masz wrażenie, że gadasz z 15nastolatkiem. Płomyk ma 18, ale jak na tak młodą dziewczynę myśli w kategoriach kogoś kto jest starszy ode mnie. Zastanawiam się po co w takim razie w ogóle oznaczamy nasz wiek? Chyba tylko po to, żeby obchodzić urodziny.Może po prostu miara jest niewłaściwa skoro napotykamy tak nieprecyzyjny pomiar. Może powiniśmy oznaczać wiek ilością przeczytanych książek..... a właściwie trzeba by wziąć pod uwagę i jakość tych książek. A może i tak trzeba by wziąć pod uwagę obejrzane filmy, nasze doświadczenia, liczbę rodzeństwa z którym się wychowywaliśmy....
To było jedno z tych zaskoczeń, które się na nas zwalają kiedy człowiek przekracza kolejną barierę poznania. Wydaje się Tobie, że ... (pięknie! Właśnie zadzwoniła rodzinka i kompletnie straciłam wątek....) Na czym to ja skończyłam?.... Wydaje się, że wiesz na czym świat stoi, jesteś świadoma, że nie wszystko wiesz, ale mniej więcej ogarniasz jak to wszystko działa. Najciekawsze, ale i niekiedy najstraszniejsze są te momenty w życiu kiedy coś, choćby pojedyncze słowo albo cała ich tyrada trzęsie Twoimi fundamentami. Otwiera się wtedy w Twojej głowie inna przestrzeń, patrzysz w inny sposób, ba!, całkiem nowy sposób na to kim jesteś. Trudno się często połapać, która z Twoich myśli jest ok, a które są wynikiem błędów wychowawczych, doznanych cierpień, które zakłócają Ci prawidłowy obraz. Lecz co to właściwie jest prawidłowy obraz, co? Do niedawna jeszcze myślałam, że jest jeden i należy w ten sposób patrzeć na życie i w ten sposób postępować i już. Potem stopniowo pojawiły się pytania.. hmm. .. Dlaczego mam postępować tak a nie inaczej? Nagle pojawiła się, a może nawet całkiem stopniowo pojawiała się nowa płaszczyzna myślenia w mojej głowie. Nie muszę. Zadziwiające, ale prawdziwe. Nie muszę. Bałam się przez długi okres mojego krótkiego życia, że nie jestem dość inteligentna. Potem strach przed chorobą psychiczną. Podobno w okresie dojrzewania nasila się tego typu obawa, z kilku prostych przyczyn: zmiana szkoły, otoczenia, szukanie swojej drogi, brak zrozumienia dla swoich emocji wśród rówieśników i rodziny, do tego dochodzi rywalizacja i egzaminy, problemy ze swoim dojrzewającym ciałem. Te wszystkie niedogodności nie amortyzowane przez wsparcie przyjaciół. Permanentnie odczuwany niedostatek przyjaźni, akceptacji i miłości. Okres tak naprawdę stawiania pierwszych samodzielnych kroków. I PACH! Pojawia się lęk.. Nie poradzę sobie. To, że mam same dobre oceny w szkole nie ma najmniejszego znaczenia. I tak uważam, że sobie kompletnie nie poradzę. Lęk, że może nie jestem do końca normalna. Tylko co to znaczy norma? Kto ustala normę? Każdy został wychowany inaczej i miał inne przeżycia... Dla każdego co innego stanowi normę. Czyli jestem normalna. Jak miło... Czyli mam prawo tak czuć? No tak ..ok, wszystko się zgadza. Tylko skąd pojawił się ten lęk i skoro każdy jest na swój sposób normalny(co za kojące słowo) to dlaczego część z nas się nie boi, że może ma problem psychiczny, a ja się tyle nad tym zastanawiałam. Jedna z możliwości - Inni nie zastanawiają się nad tym w ogóle, ale ich bezrefleksyjność to bynajmniej nie zaleta.(ale żyją spokojniej w tej swojej nieświadomości i bezrefleksyjności, chciało by się rzec)

Skoro jestem karana za moje zachowanie przez rówieśników, a inni nie, to znaczy, że ze mną jednak jest coś nie tak. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że jeśli nawet 30 osób nie ma racji, a ta jedna ma, to oni stanowią większość. Nie zawsze jest tak, i o tym przekonałam się już wielokrotnie, że większość wie co ma robić. Lęk to naturalna reakcja kiedy nasze JA jest podkopywane przez multum ludzi, a jesteśmy zbyt słabi lub wrażliwi by być mądrymi na tyle by im nie uwierzyć. Nie potrafimy często mądrze podejść do krytyki, zastanowić się czym zawiniliśmy względem bliźniego, a niepotrzebną część tych ciężkich słów po prostu spuścić w sedesie. Tak często wierzymy ludziom w to co mówią, a oni sami tak często nie potrafią do końca wyrazić dokładnie tego co czują i myślą. Jesteśmy tak prości w dążeniu do zaspokojenia swoich potrzeb akceptacji, miłości, jedzenia, spania... Z drugiej strony tak wiele czynników składa się na to kim jesteśmy, że stajemy się niebywale skomplikowani. Jak głupie jest bycie ignorantem jeśli chodzi o ludzką naturę. Jak bardzo lubimy oceniać innych, bo wydaje nam się, że tak wiele wiemy i rozumiemy. Każdy z nas jest zbyt skomplikowany, żeby opisać go za pomocą analizy psychologicznej, za pomocą biografii, za pomocą pamiętnika. Tak wiele czynników składa się na pojedynczego z nas, że trzeba odnaleźć wiele źródeł, żeby odnaleźć prawdę o tym człowieku. Rozumiem, że bez jakiejkolwiek zależności od wieku każdy z nas rozumie świat i ludzi w inny sposób. W różnym stopniu też postrzegamy życie w prosty bądź skomplikowany i wielopłaszczyznowy sposób. Rozumiem, jak straszna musi być, choćby przez chwilę, ta przewidywalność naszego istnienia dla kogoś kto jest na tym wyższym poziomie, na którym widzi jak na dłoni pewne skomplikowane i nie odganione dla nas rzeczy. Dla mnie jednak to wszystko jeszcze jest wciąż nieodgadnione i do odkrycia. Wciąż nie potrafię przewidzieć i wpływać na innych. I myślę, że dla Ciebie też jest wiele rzeczy, których nie możesz przewidzieć i życzę Ci tego i na pewno tak jest mimo tego co piszesz. Nawet jeśli masz tak rozwinięty aparat rozumienia, że wszystko wydaje Ci się takie proste, to uwierz mi, że i Tobie utworzy się nowa płaszczyzna w głowie i spojrzysz jeszcze na to wszystko nie tylko w inny, ale i nowy sposób.







Zainspirowana blogiem Płomyka.

piątek, 3 lipca 2009

Raj utracony

Powoli zaczynam rozumieć opowieść biblijną o raju utraconym. Ludzie, którzy wierzą w Boga żyją w pięknym świecie, który ma sens.W świecie tym cierpienie jest o wiele mniejsze, bo ma sens. Jest to cudowny świat pełen barw i radości. Ludzie żyją w nim wierząc, że Bóg istnieje, a więc w zgodzie z Bogiem. Lecz ich tragedia zaczyna się gdy zrywają jabłko z drzewa poznania Dobra i Zła. Nagle zdają sobie sprawę, że nie ma Boga. Ich życie nie ma żadnego głębszego sensu, (owego mitycznego sensu, tak?) i po śmierci naszego ciała nas po prostu już nie ma. Nie ma znaczenia czy ktoś urodził się w tym czy innym momencie dziejów. Moralność? To tylko narzędzie do utrzymywania porządku. Dla tych którzy to zrozumieli to koniec raju. Świat potrafi stać się paskudny w jednej minucie. To chwieje naszym poczuciem istnienia, bo całe życie przekonani byliśmy, że jest tak jak mówiła babcia. Ale tak nie jest. Wygnanie z raju jest bolesne if you know what I mean.

Tylko, że każdy dzień, który dany mi jest odczuwać całą sobą to kolejny powód, żeby żyć. W życiu piękne są tylko chwile i to dla nich chcemy żyć.

***Uśmiech bliskiej osoby
*Duma widoczna w oczach mamy
*Rozkosz pocałunku
*Ulga osoby która podzieliła się z nami swoimi problemami tylko o nich opowiadając
*Oczy, które patrzą na mnie jakbym była cudem świata (dla takiej egoistki jak ja to cudowne *uczucie, uczucie bycia cudem świata)
*podziw w oczach mężczyzny
*słodkie zmęczenie po dniu pełnym wrażeń i miękkość ciepłej pościeli zapowiadającej zasłużony odpoczynek
*ulga, że znajdujesz się od dzika o więcej kroków niż jeszcze przed chwilą( w ciemnym, ciemnym lesie gdzie Twoja legitka nie ma najmniejszego znaczenia)
*przeżycie własnej śmierci czyli skok na bangee(z małej litery, bo musi istnieć lepsze słowo określające to co jest nie do opisania.)
i wiele, wiele innych
Życie polecam


Post zainspirowany innym postem

czwartek, 2 lipca 2009

Tylko wróć włóczykiju.. nie zapomnij.. -zasłyszane

Koniec roku akademickiego... Wszyscy Twoi (choć wiem, Włóczykiju, jak nie lubisz zaimków dzierżawczych) Twoi ludzie rozjeżdżają się po domach...

Powinieneś wiedzieć, że..

Podarowałeś mi coś, co nawet trudno nazwać. Poruszyłeś we mnie coś, o istnieniu czego nawet nie wiedziałam. Jesteś i zawsze będziesz częścią mojego życia.
Zawsze...

Wiedz, że...

W krzyku o Tobie zamknął się żywot mój cały.
Chcę Cię w milczeniu zachować,
w sekrecie
Czarny Narcyzie..


Kocham Cię, Michał ...