Pokazywanie postów oznaczonych etykietą z postów pożytecznych. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą z postów pożytecznych. Pokaż wszystkie posty

środa, 7 kwietnia 2010

Jaźń i to co jaźnie lubią najbardziej, czyli rzecz o przyjaźni cz.I




Spojrzyj spokojnie na ilustrację po Twojej prawej. Przeczytaj spokojnie gdyż właśnie następuje wiekopomna chwila w której dowiadujesz się na czym polega istota przyjaźni....

 I na tym też mógłby skończyć się ten wpis, ale nie wiem czy jestem w stanie poradzić sobie z pełnym rozczarowania "łeeeee"



Także do dzieła..


Kim jest dla mnie przyjaciel? 
 Mówiąc najprościej jest kimś, kto pozwala mi być taką, jaka jestem i nie myśli, że jestem niespełna rozumu. Ktoś, kto z wyrazu mojej twarzy odczytuje, że potrzebuje porozmawiać o tym, co się dzieje lub nie w moim życiu. Udziela mi wsparcia bez osądzania.
Przyjaciel to ktoś, kto mnie potrzebuje,ufa mi i jest szczęśliwy, gdy przynoszę dobre nowiny
- to ktoś, kto nigdy nie odejdzie

  Kto jest bez jakiejkolwiek-roboczej-teorii-na-temat-tego-czym-jest-przyjaźń niech pierwszy rzuci kamieniem, komentarzem czy czymteżkolwiek. Jak o miłości tak i o przyjaźnieniu się istnieje nieskończona liczba opowieści, kategoryzacji i zagadek. Tajemnicą osnute zjawisko wymyka się spod kontroli poznawczej i wymaga próby opisania.. tak naprawdę tylko próby dotknięcia tematu jestem w stanie się podjąć, ale chyba sprawi mi to radość i przyjemność niemałą gdy się tej próby podejmę.
Do rzeczy jednak..
od czego by tu zacząć?..
hmmm....
Od tego, że niedefiniowalna, że to przedmiot amorficzny i trudny, że termin nieprecyzyjny.
"Przyjaciele to ludzie, których lubimy, których towarzystwo sprawia nam przyjemność, z którymi mamy wspólne zainteresowania i razem robimy różne rzeczy, którzy są pomocni i rozumiejący, którym można zaufać, z którymi czujemy się swobodnie i którzy dają nam emocjonalne wsparcie." -  Argyle’a i Hendersona skutek próby definiowania fenomenu. Całkiem niezły według tego co myślę. Idźmy dalej, powoli, aż coś z tego posta wyjdzie. Jest to takie żywe stworzonko ta przyjaźń.. Niektóre żyjątka to psy, niektóre koty, ale wszystkie są żyjątkami. Na tym polega problem z definicją, bo żadna nie pozwala na dokładne  odróżnienie przyjaźni od innych bliskich relacji międzyludzkich. Nie widzę z drugiej strony powodu, żeby je odróżniać.. siostry, mamy z córkami, małżonkowie – wszyscy oni przyjaciele. Więc umówmy się, że przyjaźń jest po prostu szerszym pojęciem obejmującym nie mało. Z tego też powodu, że jest szerszym pojęciem, małżeństwo powinno być przyjaźnią, ale ta reakcja często bywa nieodwracalna i przyjaźń nie wiąże się z oczekiwaniami wysuwanymi wobec małżeństwa.
Gdzieś obiło mi się o oczy jak coś kiedyś czytałam, że jest (Adelmana, Parksa, Albrechta) pięć wyróżnionych cech przyjaźni. Bzdura jakich wiele, i oczywiście powołuję się na czytelników przytomność umysłu, gdyż wykaz, który poniżej przedstawię nie może być jedynym możliwym. Zachęcam gorąco do tworzenia własnych teorii i kategorii i apeluję o  zamieszczenie ich w komentarzach:)


Do rzeczy jednak..

Najpierwo:
Aprzymusowalność, a inaczej stara, dobra, oklepana dobrowolność.
Każdy wie, że „rodziny się nie wybiera”, a przyjaciół a i owszem, jak najbardziej. Świadomość wyboru odróżnia przyjaźń od większości związków rodzinnych czy relacji w pracy. No może małżeństwo jest dobrowolne, ale też nie zawsze i raczej od niedawna. Zauważenie takiej dobrowolności sprawia, że wsparcie otrzymane od przyjaciół ma, jakby nie patrzeć większą wartość właśnie dlatego, że otrzymujący je wie, iż wsparcie to udzielane jest raczej z wyboru niż z poczucia obowiązku.  Istotna w tej kwestii jest motywacja, a chodzi o to, żeby była wewnętrzna. To jasne, że obecnie wybieramy mimo wszystko zakres kontaktu z tymi czy innymi członkami naszej rodziny. Poza tym, nie zapominajmy o wyraźnych naciskach społecznych gdy  a nuż zdarzy nam się zawrzeć przyjaźń wewnątrz większego kręgu przyjaciół to pewne rzeczy wypada i już.


Drugimmo:
Równoupoziomowanie potocznie zwane równością
„Bliskie przyjaźnie opierają się na podzielanym odczuciu, że uczestnicy są równi pod względem pozycji społecznej.” (za nie-powiem-kim) Jak dla mnie jest to czynnik ważny, ale niekonieczny. Lub inaczej.. powiedzmy, że ktoś jest wyżej w jakiejś tam hierarchii, ale stawia się na równi ze swoim przyjacielem. W tym sensie bardziej fenomenologicznym właśnie, zawsze nam się to będzie sprawdzać. (zamęt terminologiczny do rozwikłania dla ambitnych) Ogólnie można rzec, że im bliższa przyjaźń tym więcej równości będą w niej dostrzegać uczestnicy.


Trygonotimio:
Wstawiennictwo, czyli, hi hi hi, jeden z fajniejszych synonimów słowa pomoc.
O ile długoterminowa i znacząca pomoc materialna należy nam się od rodzinki o tyle przyjaciele raczej troszczą się o nas niż nami opiekują. Doraźna i drobna pomoc to taka fajna sprawa jeśli chodzi o przyjaciół.


Kwadriamo:
Wpół-to-samo-robienizm czyli przyjemnie się zapowiadająca i brzmiąca wspólna aktywność
Z rodzinką też spędzamy czas, ale zdarzy się tam poczucie obowiązku, rzadziej robimy z krewnymi coś dla czystej radości  wykonywania tego czegoś. Wspólne spędzanie czasu wolnego z przyjacielem pozwala z tegoż powodu bardziej cieszyć się daną aktywnością( nierzadko nieatrakcyjną dla chłopaka/dziewczyny czy małżonka, siostry itp.) po prostu dla niej samej.


Kwintiotto:
Zwierzaniątka i emocjowsparcie
Możliwość intymnych zwierzeń, odczuwanie przywiązania, poczucie bycia w domu, bycia u siebie, przynależności, wparcie emocjonalne. Przyjaciele mogą częściowo rekompensować braki odczuwane w innych związkach. No bo prywatność i poufność w cenie, a w rodzinie trudno o dyskrecję. Co więcej, przyjaźnie łatwiej jest zerwać niż więzy rodzinne. Zawsze jest to wyjście ewakuacyjne na okoliczność problemów zbyt destrukcyjnych dla związku wynikłych właśnie z dążenia do uzyskania wsparcia emocjonalnego.
To by było to co zaplanowałam na część I :)

Ciągle jeszcze istnieją wśród nas anioły.Nie mają wprawdzie żadnych skrzydeł, lecz ich serce jest bezpiecznym portem dla wszystkich, którzy są w potrzebie. Wyciągają ręce i proponują swoją przyjaźń.







Czasami trzeba usiąść obok i czyjąś dłoń zamknąć w swojej dłoni, wtedy nawet łzy będą smakować jak szczęście.


///*amorficzny bezpostaciowy, nie mający określonych kształtów; (wyraz) pozbawiony form gramatycznych; (ciało fiz.) nie mające budowy krystalicznej. 
Etym. - gr. ámorphos 'bezkształtny'; zob. a-; -morf-.


Przyjaźni po prostu nie muszę polecać. Niemniej jednak polecam:)






Post jest z grubsza streszczeniem, choć trochę przerobionym, fragmentu rozdziału z książki: Bridges not walls. A book about Interpersonal Communication pod redakcją Johna Stewarta

sobota, 6 marca 2010

Tamten świat

Jesteś żołnierzem – wojna to obowiązująca dla Ciebie rzeczywistość, wiesz gdzie stacjonują jakie wojska, dlaczego ten kraj podejmuje takie kroki militarne, a tamten inne. Jesteś przekonany, że wkrótce napięcie między krajami jakie istnieje pęknie i będzie kolejna światowa, itp., itd.

Jesteś studentem – Twój świat to wykładowcy, którzy są ci nie w smak, ci, których lubisz, lub ci, z których się podśmiewujesz, zastanawiasz się pewnie kiedy pójdziesz na piwo i dlaczego tyle od Ciebie na tych studiach chcą. W Twoim świecie może pojawia się na przykład motyw akademika, domu cudów z tysiącem cudownie ciekawych ludzi i wiecznych hulanek, lub dom upierdliwego hałasu bez warunków do zajmowania się swoimi sprawami. W tle też miga gdzieś jakieś ksero.

Jesteś onkologiem – rak, cierpienie, śmierć to Twoja codzienność. W przeciwieństwie do przeciętnego człowieka nowotwór jest dla Ciebie zjawiskiem tak powszechnym jak deszcz.

Tak mnie dzisiaj naszło na zamyślenie. I nie bez powodu, zaraz powiem też jakiego..

Do czego zmierzam..

Byłam na spotkaniu z lekarzem onkologiem. Ta młoda dziewczyna, pani Olga przeprowadzała dla nas( wolonariuszy, którzy chcieliby się zająć bajkoterapią dzieci z nowotworem) wykład o nowotworach wieku dziecięcego, ich rodzajach, objawach, metodach diagnostycznych, zasadach leczenia. Moje dzisiejsze spotkanie z rakiem, nie bezpośrednie, ani nawet pośrednie, moje ledwo otarcie się o ten świat głęboko mną wstrząsnęło. Kazało mi zamilknąć. Najpierw deformacje, powiększone węzły chłonne wielkości ziemniaka, guz-orzech wystający z oka, bladość twarzy, włosy, których nie ma. Nie, nie pokazali nam wstrząsających fotek, tylko nas o tym uprzedzono. Ja o tym tylko usłyszałam. Ten od guza na oku, 16 lat.. przyszedł dopiero jak mu taki porządny orzech tam wyrósł. Dlaczego tak późno? Nie mógł wcześniej, bo ojciec bił matkę i gdyby zostawił rodziców samych i został w szpitalu ojciec mógłby tą matkę zabić. Także zaklejał to co mu się tam robiło, żeby nie było widać w szkole i tyle.

Inny chłopak, też w podobnym wieku, miał mięśniaka na udzie. Przyszedł z tym nowotworem, potem się nie zjawił spowrotem w szpitalu, potem znowu przyszedł, potem uciekł ze szpitala przez okno w łazience i słuch po nim zaginął. Nie było go tak z pół lub półtora roku i myślano, że już umarł, ale znów trafił na oddział. Uciekał kolejny raz z domu dziecka i wyskakując przez okno złamał nogę. Dlatego nie mógł już zwiać i policja go zawiozła na oddział. Stan jego uda był straszny. Brak szansy na wyleczenie. Kilka dni przed śmiercią amputacja nogi, aby ulżyć mu w cierpieniu.

Dlaczego nie był regularnie w szpitalu i uciekał?

Nie mógł znieść tego, że do wszystkich ktoś przychodzi, do niego jednak nie. Kiedy nie mógł tego znieść – uciekał.

Ośmiolatek. białaczka. Matka nie mogąc zostawić pozostałej piątki dzieci przyjęła to do wiadomości i zostawiła dzieciaka w szpitalu. Chłopczyk musiał mieć zrobioną tomografię komputerową, a że lekarzom zależy, żeby w miarę możliwości nie usypiać dzieciaków, zatem ośmiolatek obiecał , że nie będzie się ruszał. Badanie to wiąże się ze znacznym dyskomfortem. Poza tym, że nie można się poruszać, co nawet mi nie wychodzi,ta cała maszyna cholernie głośno i nieprzyjemnie pracuje, jakby uderzano metalem o metal. I jeszcze ten kontrast. Podaje się dożylnie białą, gęstą ciecz, która pomaga otrzymać klarowne wyniki pomiaru. Powoduje to jednak zwiększenie się ciśnienia w żyłach i jest samo w sobie bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem, nie mówiąc o zamkniętej tubie, która głośno pracuje i nie można się w niej ruszać a ma się lat osiem. Ja sama nie wiem czy te 21 lat życia pozwoliłyby mi przetrwać to badanie bez paniki, strachu i czego tam jeszcze . Z tego co było widać na odczycie, chłopczyk się nie ruszał. Okazało się, że bardzo płakał, ale wiedział, że nie wolno się ruszać, więc tego nie robił.

...

Ile ludzi, tyle i światów na tym świecie. Dziwne, choć niezwykle naturalne i powszechne jest to, że nie wiemy o innych światach, obijamy się tylko o ich nazwy, ale nigdy nie wiemy czym tak naprawdę są. Zdajemy się przewlekle nie pamiętać, że tak wiele ich istnieje wokół nas. Nowotwór, który może się okazać wierzchołkiem góry lodowej, nie jedynym z problemów, a może i nawet nie najważniejszym pośród alkoholizmu, samotności, opuszczenia, patologii... to świat, którego ja nigdy nie znałam, który nigdy dla mnie nie istniał. Zapomniałam, że taki świat istnieje lub nie wiedziałam, nie miałam czasu się tym zająć albo nie chciałam znać tego świata.

Aż wstyd pomyśleć, że człowiek jest zły, że mama się wtrąca w jego życie i nie pozwala się usamodzielnić, że wiecznie tylko pyta co zjadłam i czy kupiłam owoce. Mam łzy w oczach kiedy pomyślę, że ktoś przez całe swoje jedyne 16 lat nigdy nie miał przy sobie swoich własnych, osobistych, wyłącznych rodziców, jego krótkie życie było w dużej mierze samotnością i umiera na raka.

Zastanawiam się czy ja kiedykolwiek miałam coś takiego co zasługuje na miano problemu, od dziś nie wiem czy jakakolwiek niedogodność w moim życiu zasługuje na to miano czy w ogóle na uwagę. Jak to dobrze, że bolą mnie nogi wieczorem po ciężkim dniu latania od jednego wydziału do drugiego. Czy nie oznacza to, że mam dwie zdrowe nogi, a ponadto miałam warunki w domu, które okazały się optymalne, wystarczające bym mogła dostać się na studia dzienne.

Mam dom i oboje rodziców, którzy umożliwiają mi codziennie, pobyt w dużym mieście akademickim gdzie mogę spokojnie studiować, zdobywać świat i zawsze na nich liczyć. I ja jeszcze potrafię narzekać, że mi źle. Od dziś już nie potrafię.

...

Jeśli tylko jestem odpowiednią osobą, żeby z całą resztą wolontariuszy odważyć się i podjąć pracę terapeutyczną z dzieciakiem chorym na raka, mając świadomość, że moja wiedza jest jak narazie znikoma i a doświadczenie zerowe.... Jeśli tylko po miesiącu szkoleń i spotkań z pełną odpowiedzialnością będę w stanie stwierdzić, że jestem w stanie pomóc i nie skrzywdzę, ani nie zabiję.... To pojawią się relacje z tych doświadczeń na pewno.

wtorek, 10 listopada 2009

Kiedy nie sięgasz własnych standardów...


Doszłam do takiego momentu, że zdeklarowały mi się poglądy na pewne sprawy i postępuję wg pewnych standardów. Nie są to jakieś standardy, które można by nazwać moralnymi, bo daleko im do takich, ale są moje i je lubię.

ALE...

Zawsze jest jakieś "ale.."


Jak to mowią trafiła kosa na kamień. Nagle ktoś stosuje te same zasady na Tobie i to już nie jest takie fajne. Taka sytuacja wymaga pewnej świadomie przeprowadzonej perswazji zastosowanej w stosunku do samej siebie. Tłumaczenie na głos że "ok, nie podoba Ci się to wszystko, ale sama tak chciałaś, przecież tego szukałaś, tego wymagałaś, więc wymagnij teraz tego od samej siebie!"
Jak to mówią trafiła kosa na kamień. Wtedy jest największy dreszczyk emocji, ale wtedy też trzeba poddać swój cały światopogląd pod testowanie jakości. Czy się nadaje takie myślenie, czy sprawdza się w każdej sytuacji? itp. itd. Taki typ mądrali jak ja odczuwa to szczególnie boleśnie, bo po całym okresie głoszenia dumnie wszem i wobec swoich prawd życiowych trzeba się skulić skromnie i przyznać rację innym, życiu czy czemuś tam.
LUB
Uśmiechnąć się do siebie wyrozumiale i przemyśleć wszystko na tyle na ile zachodzi taka potrzeba i już.

..i tu musi być puenta, a przynajmniej powinna być puenta, ale jej nie ma i tyle, bo nie wiem jaka będzie dobra. Ja po prostu mało dzisiaj wiem. Ale jestem pewna że już jutro będzie tak jak chcę żeby było i będę z powrotem w stanie w którym lubię być. The nature pays back but I won't give a damn.


mam!


Dwie rzeczy dają duszy największą siłę: wierność prawdzie i wiara w
siebie.

Jest i puenta;)