sobota, 29 maja 2010

I see you
I see you
Walking through a dream
I see you
My light in darkness breathing hope of new life
Now I live through you and you through me
Enchanting
I pray in my heart that this dream never ends
I see me through your eyes

Living through life flying high
Your life shines the way into paradise
So I offer my life as a sacrifice
I live through your love
You teach me how to see
 All that’s beautiful

My senses touch your word I never pictured
Now I give my hope to you
I surrender
I pray in my heart that this world never ends
I see me through your eyes

Living through life flying high

Your love shines the way into paradise
So I offer my life
I offer my love, for you
When my heart was never open
(and my spirit never free)
To the world that you have shown me
But my eyes could not division
All the colours of love and of life ever more

Evermore
(I see me through your eyes)
I see me through your eyes
(Living through life flying high)
Flying high

Your love shines the way into paradise
So I offer my life as a sacrifice
And live through your love
And live through your life
I see you
I see you

Tu leży pies pogrzebany. Nocne rozważania nad Wrocławiem.

-Kochanie, a gdzie wy się tam zatrzymacie?
-Na Psim Polu, mamo
- WTF?!?@3/#$???!!?


We Wrocławiu, a właściwie pod nim, 9 stuleć temu stanęły naprzeciw siebie wojska polskie i niemieckie. Niemcy uzbrojeni w swoje wybujałe ego (oj, tak naprawdę nic do nich nie mam, tak tylko sobie piszę, żeby fajniej brzmiało, także lux) nie przyjmowali do świadomości myśli o  przegranej, także całym sercem cieszyli się na wojnę. Niestrudzeni w żaden sposób przedzieraniem się przez nieprzyjazną polską ziemię, mając jedno tylko w głowie, a mianowicie, że lepsze uzbrojenie mają po swojej stronie i przewagę liczebną, nie pomni na nic, pragnęli nareszcie rozpoczęcia się wojny. Przeliczyli się, że tak krótko to skwituję i na otwartym polu po boju tym który tam miał miejsce ostało się trochę Niemców obojętnych metabolicznie, czyli martwych. W dzień ten wszystkie okoliczne, bezpańskie psy postanowiły, że na wzór amerykańskiego 4lipca zrobią sobie swoje święto dziękczynienia i urządziły sobie tam straszliwą ucztę. A co!! No i od tego Psie Pole.

Choć i słuchy takie krążą, że tamtejsze ziemie po prostu wielką wartością nie raczyły grzeszyć i stąd tak liche się wydawały, że aż psie niby. Z drugiej strony obraźliwe dla psów określenie, ale człowieki tak już mają.

Obił mi się też o uszy pogląd, że teren ten przeznaczony był na książecą psiarnię.. Hmmm..

Moja osobista teoria brzmi, że pewien wybitny naukowiec, który sławnym by się stał, gdyby nie został stracony po uznaniu go za szaleńca przeprowadzał tam wiekopomny-to-be eksperyment na psach. Szczegółów jak i celu eksperymentu nigdy nie odkryto, ale nazwa się przyjęła. Trochę naciągana ta teoria, wiem, ale nie bardziej niż teoria Maslowa czy choćby Freuda, w każdej ziarno prawdy tkwi.

Psie Pole - Wrocław( obecnie dzielnica również odczuwa skutki powodzi)
Ciekawa jestem czy zna ktoś prawdziwą historię tej nazwy lub ma jakąś na swoim warsztacie wypracowaną historię, teorię, metaforię. Nie wiem, jakoś mnie to dziś nurtuje niezwykle. Psie Pole?!


Nie wiem czy czytelnik, który spędza tu właśnie czas widział coś bardziej chaotycznego i absurdalnego w życiu niż ten post. Może Ci się wręcz wydawać, że nie widziałeś w życiu czegoś bardziej bezcelowego. Cóż, możliwe, że się mylisz.

piątek, 14 maja 2010

'it's sad when the people you know
become the people you knew.
when you walk past someone
like they were never part of your life.
how you used to be able to talk to them for hours
and now you barely look at them.
it's sad..'

 to be continued