piątek, 25 grudnia 2009

Gdy poproszona o 10 określeń samej siebie..

Jestem Niepewnością
Jestem Poznawaczem
Jestem Kobietą
Jestem Zagubionym Dzieckiem Bojącym się Dorosłości
Jestem Strachem Przed Złą Decyzją, Oceną
Jestem Brzydulą
Jestem Narcyzem
Jestem Płomieniem
Jestem Marzycielką
Jestem Uzależnieniem od Dotyku i Bliskości, Czyjejś Obecności
Jestem Ucieczką przed Ludźmi
Jestem Zdziwieniem
Jestem Wiecznym Nierozumieniem...
Jestem Niezgodą na Życie, które Jednak Nie Jest Bajką

A ty?Hmm..? Kim jesteś?

środa, 16 grudnia 2009

Eeej, ale o co chodzi z tym flickr'em?

w sensie po co to to to w ogóle?
Czyli do czego to służy?

Jeśli komuś się wydaje, że pojawi się tu artykuł o tym co to jest i co ma na celu, to się myli.
No na serio się pytam co to jest za potworek>?, ten Flickr cały?


Powiedzmy, że moja mina jest tak samo pytająca jak tego ślimaka! - -- -- -- >>>

środa, 25 listopada 2009

Fifiri nagnafa

.... czyli w języku cheke holo (lub inaczej a'ara) używanego przez mieszkańców wyspy Santa Isabel w archipelagu wysp Salomona, to tyle co "splątane serce".


'Nagnafa' oznacza 'serce' lub 'uczucie'. Jeśli chodzi o syntax, to fifiri nagnafa, tak jak inne określenia emocji, jest przypisywane Ja lub innym osobom za pomocą zaimków dzierżawczych('moje', 'jego',itd.) A zatem fifiri nagnafagu ('splątane serce' - + zaimek dzierżawczy 1 os. liczby pojedynczej) znaczy "moje uczucia są splątane".




Zaimek dzierżawczy... hm... czyli według nich emocje są zlokalizowane w osobie lub ciele. I rzeczywiście w znacznej mierze na takiej właśnie przesłance opiera się rozumowanie mieszkańców Santa Isabel dotyczące emocji - posługują się oni "metaforami kontenerowymi"(container metaphors) wyrażając zaniepokojenie negatywnymi emocjami, które mogą "utkwić" w środku i pozostać w ukryciu jako potencjalne przyczyny choroby i nieszczęścia.




Co ciekawe, w języku angielskim jak i polskim emocje określamy rzeczownikami, a w japońskim określenia emocji przybierają formę przymiotników. Natomiast określenia emocji w języku cheke holo są w większości czasownikami stanowymi(być złym, tęsknić, wpadać w panikę) .Jak widać określenia tego typu wymagają wskaźników czasu, odnoszących się do procesu w którym osoba doświadczająca emocji jest zarazem przedmiotem czy też odbiorcą. W tym języku emocje są konceptualizowane jako coś co wydarza się doświadczającemu. Nie mamy więc do czynienia z emocjami jako abstrakcyjnymi stanami umysłu. Słowa są niemal zawsze osadzone w kontekście interakcji i wydarzeń interpersonalnych.



W języku tym można doszukać się założenia, że chowanie w sobie złych uczuć jest niebezpieczne i konceptualizuje(czyli ubiera w pojęcia) proces ujawniania myśli i emocji jako wyciągania ich na zewnątrz.

1. Mówienie to wyjmowanie[myśli] na zewnątrz.
wewnątrz - zewnątrz
(lamna) - (kosi)
wyrzucać z siebie (cheke fajifla)

2. Mówienie to otwieranie się
zamknięty vs. otwarty
(botho) (thora)
otwierać się (toratora)

3. Mówienie to wyciąganie [myśli] na powierzchnię
na dole vs. na górze
(pari) (haghe)
wynurzać się (cheke haghe)
wypływać (thagra)

4. Mówienie to uwidacznianie [myśli]
ukryty vs. widoczny
(poru) (kakhama)
odsłaniać (fatakle)


Tak jak serce jest ' splątane' tak rozwiązaniem jest 'rozplątanie'. Jak się okazuje, określenie 'rozplątanie' oznacza przyjęty w tej kulturze obyczaj, zgodnie z którym ludzie 'zaplątani' w konflikt spotykają się by 'wyrzucić z siebie' tłumione żale i omówić konflikty, niemal na zasadzie terapii grupowej.

wtorek, 17 listopada 2009

Ekstrakt z zajęć, myśl pani Biologerki

Pani biolożka:
W filozofii panuje takie przekonanie, że w naturze wszystko musi być
pięknie.

A tak nie jest.



No i masz tu babo placek, nawet Matka Natura nie jest nieomylna.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Ona była lekka, ale on był jeszcze lżejszy, takiego tancerza nigdy jeszcze nie miała.







Taniec jest jak napad na bank - liczy się każda sekunda
Tak jak ekstaza umożliwia przekraczanie własnych granic, tak taniec jest sposobem unoszenia się w przestrzeni, odkrywania nowych wymiarów bez utraty kontaktu z własnym ciałem. Podczas tańców świat duchowy i świat rzeczywisty współistnieją bez konfliktów. Myślę, że tancerze klasyczni stają na czubkach palców, żeby równocześnie dotykać ziemi i sięgać nieba.


Każdy z nas słysząc muzykę bezwiednie zaczyna przytupywać lub się kołysać, większość z nas ma poczucie rytmu, a część wprost kocha tańczyć. Żadne inne zwierzęta poza nami tego nie potrafią. Ten złożony zestaw zgranych z rytmem kroków, obrotów i ekspresyjnych gestów jest atrubutem ludzi.
No i się doczytałam, że możliwe iż była to nasza pierwotna forma komunikacji poprzedzająca mowę, bo rzeczywiście w pewnym sensie jest to przecież rodzaj wyrazistego języka gestów. Teraz rzucę jeszcze trochę budowy mózgu...
brrr.. niestety wciąż dziwnie się czuję używając tego całego naukowego żargownictwa, ale nadszedł czas kiedy trzeba się przełamać.
Tak więc, przeprowadzono badanie za pomocą aparatu do emisyjnej tomografii pozytonowej(tzw. PET) w którym sprawdzano, które partie mózgu aktywują się podczas tańca. Podczas wszystkich doświadczeń zaobserwowano aktywację w obszarze płata czołowego prawej półkuli, położonym symetrycznie do leżącego w lewej półkuli ośrodka Broki, od dawna wiązanego z generowaniem mowy. Zatem język mógł być początkowo systemem gestów zanim przybrał formę artykułowanych dźwięków.(Dla niektórych dobrze by było gdyby zostali na poziomie gestów w myśl zasady "Błogosławieni Ci którzy nie mając nic do powiedzenia nie ubierają tego w słowa", choć może gesty były by bardziej niebezpieczne.)
Jednak o tańcu miała być mowa. Jak się okazuje mózg osoby, która tańczy wykonuje niewiarygodną ilość obliczeń i pracuję na niezwykle wysokich obrotach. Nic w sumie dziwnego, bo taki mózg musi dokonać obliczeń związanych z orientacją przestrzenną, utrzymaniem równowagi, oceną zamiaru, przebiegiem w czasie i jeszcze wieloma innymi szczegółami.



Dlatego taniec tak odrywa od rzeczywistości, dlatego taniec tak dobrze robi na stres, i w ogóle na tą całą reality, dlatego w tańcu się odnajdujesz i dlatego zapewnia on w Twoim życiu równowagę, pozwala się zapomnieć, pozwala kochać życie, bo kiedy tańczysz to kochasz. Niewiadomo czy taniec nie jest niekiedy bardziej intymny od seksu. Taniec to nieme wyznanie miłosne
Wracając...
W uproszczeniu obszar zwany tylną korą ciemieniową (położony z tyłu mózgu) przekłada informację wzrokową na rozkazy ruchowe, wysyłając impulsy dalej, do planujących ruchy obszarów w korze przedruchowej i w dodatkowym polu ruchowym. Z nich sygnały biegną do pierwotnej kory ruchowej, a ta wytwarza impulsy nerwowe wysyłane do rdzenia kręgowego i dalej do mięśni , powodujące ich skurcz. Równocześnie receptory czuciowe w mięśniach przekazują do mózgu informację zwrotną o położeniu ciała. Wędruje ona z rdzenia kręgowego do kory mózgu. Dociera także do obwodów podkorowych w móżdżku i w jądrach podstawnych, które m.in. na jej podstawie aktualizują polecenia motoryczne i doprecyzowują je.
Dzięki tzw. receptorom czucia głębokiego człowiek zna położenie swojego tułowia i kończyn, nawet mając zamknięte oczy.Taką mapę kinestetyczną pozwalającą śledzić położenie ciała w przestrzeni i nawigować w niej podczas przemieszczania się tworzy część płata ciemieniowego o bajecznie brzmiącej nazwie przedklinek. Gdy tańczysz lub idziesz przedklinek ów "wykreśla" linię Twojego ruchu z punktu widzenia środka Twojego ciała.
Tak więc tancerz musi być łebski. Poza tym udowodniono, że.. "mężczyźni, którzy dobrze tańczą są też dobrymi kandydatami na męża, gdyż są silniejsi, a zatem mają większe szanse spłodzić zdrowe potomstwo". Dobry tancerz to dobra partia. Ośmielę się powtórzyć za wikiqoute, która powtarza za F.Nietzschem :I would only believe in a God that knows how to dance.


I would only believe in a God that knows how to dance.





It doesn't really matter if it is : Salsa ------->















or Tango ------->


or anything...
It is always like flying!!
Taniec polecam


Informacje naukowe za:
- "Świat Nauki", sierpień 2008

wtorek, 10 listopada 2009

Kiedy nie sięgasz własnych standardów...


Doszłam do takiego momentu, że zdeklarowały mi się poglądy na pewne sprawy i postępuję wg pewnych standardów. Nie są to jakieś standardy, które można by nazwać moralnymi, bo daleko im do takich, ale są moje i je lubię.

ALE...

Zawsze jest jakieś "ale.."


Jak to mowią trafiła kosa na kamień. Nagle ktoś stosuje te same zasady na Tobie i to już nie jest takie fajne. Taka sytuacja wymaga pewnej świadomie przeprowadzonej perswazji zastosowanej w stosunku do samej siebie. Tłumaczenie na głos że "ok, nie podoba Ci się to wszystko, ale sama tak chciałaś, przecież tego szukałaś, tego wymagałaś, więc wymagnij teraz tego od samej siebie!"
Jak to mówią trafiła kosa na kamień. Wtedy jest największy dreszczyk emocji, ale wtedy też trzeba poddać swój cały światopogląd pod testowanie jakości. Czy się nadaje takie myślenie, czy sprawdza się w każdej sytuacji? itp. itd. Taki typ mądrali jak ja odczuwa to szczególnie boleśnie, bo po całym okresie głoszenia dumnie wszem i wobec swoich prawd życiowych trzeba się skulić skromnie i przyznać rację innym, życiu czy czemuś tam.
LUB
Uśmiechnąć się do siebie wyrozumiale i przemyśleć wszystko na tyle na ile zachodzi taka potrzeba i już.

..i tu musi być puenta, a przynajmniej powinna być puenta, ale jej nie ma i tyle, bo nie wiem jaka będzie dobra. Ja po prostu mało dzisiaj wiem. Ale jestem pewna że już jutro będzie tak jak chcę żeby było i będę z powrotem w stanie w którym lubię być. The nature pays back but I won't give a damn.


mam!


Dwie rzeczy dają duszy największą siłę: wierność prawdzie i wiara w
siebie.

Jest i puenta;)

Choć może wydawać się inaczej ZAWSZE masz do czynienia ze szczęściem.., a przynajmniej w każdej chwili czerpiesz z życia. Nie wierzysz? Czytaj dalej.

Czasem może się wydawać że życie daje w kość, że cierpisz i w ogóle "w życiu piękne są tylko chwile..." i bla bla bla. A gdyby tak spojrzeć na to inaczej?


Czy nie jest tak, że gdy cierpisz to się czegoś uczysz? Zgadzam się, że kiedy ktoś pokazuje Ci, że Twoje dotychczasowe myślenie było raczej błędne do tej pory i trzeba je przewartościować, lub nie potrafisz zastosować się do swoich własnych rad i widzisz jak osiągnięcie ideałów i standardów które stawiasz przed innymi jest tak tak naprawdę trudne do osiągnięcia w Twoim własnym wykonaniu to jest to bolesne doświadczenie. Przyznaję. Ale jak wiele się uczysz, co nie? Na przykład można nauczyć się dystansu do siebie, śmiania się z samej siebie itp. elastyczności pewnej...


Generalnie rozwijasz się, a to już powinno być powodem do zadowolenia. A jak już przez to przejdziesz to satysfakcja gwarantowana.




Smutne może jest to, że kiedy jesteś szczęśliwa/-y to stoisz w miejscu, nie rozwijasz się, niczego się nie uczysz, ale..


Zawsze jest jakieś "ale..", prawda?



... ale jesteś szczęśliwa/-y. Oto przecież chodzi, na tym polega sens życia.(przynajmniej mój)





Także zawsze coś z tego życia jest... nawet jeśli dziś jest ciężko, a jest :( , to wciąż Życie zdecydowanie polecam ;)

;)

niedziela, 25 października 2009


The Encyclopedia Galactica in its chapter on love
states that it is far too complicated to define.

Z góry przepraszam ewentualnych miłośników mojego bloga za te odrzucająco sweetaśne posty ale jestem niestety zakochana;-)

wtorek, 13 października 2009

Jak zmieniłam swoje życie

Nothing endures but
change

Prawie każdy się zgodzi, że zmiana jest w naszym życiu nieunikniona i bardzo dobrze, bo czym było by życie bez zmian. Aby w jak najlepszy sposób zilustrować historię mojej zmiany, muszę zacząć od początku czyli od stanu sprzed zmiany. Tak więc proszę wyobrazić sobie dziewiętnastkolatkę, która nienawidzi samej siebie. To prawda, że w okresie dojrzewania nasilają się różnego rodzaju obawy z kilku prostych przyczyn: zmiana szkoły, otoczenia, szukanie swojej drogi, brak zrozumienia swoich emocji wśród rówieśników i rodziny, do tego dochodzi rywalizacja i egzaminy, problemy ze swoim dojrzewającym ciałem. te wszystkie niedogodności nie amortyzowane przez wsparcie przyjaciół. Permanentnie odczuwany niedostatek przyjaźni, akceptacji i miłości. I PACH. Nagle ma człowiek te 19 lat i zdaje sobie sprawę, że nie ma przyjaciół, miota się w swoich lękach, nie lubi swojego odbicia w lustrze, w klasie jest wyśmiewany przez co nie wyraża publicznie swojego zdania, bo boi się krytyki. Tak naprawdę na pewnym etapie pogubiłam się do tego stopnia, że już nawet nie wiedziałam kiedy mam rację, a kiedy nie. Czułam się brzydka i bezwartościowa. Miałam trądzik młodzieńczy i gadałam różne głupoty, żeby przypodobać się innym. Potem żałowałam, że tyle gadam i że jestem głupia, bo nie umiem nic mądrego powiedzieć. Generalnie rzecz biorąc, kompleksy, nieszczeście, beznadziejność, brak akceptacji samej siebie i brak zdrowych relacji z rówieśnikami.W końcu pojawił się u mnie strach przed chorobą psychiczną. Czy aby na pewno ze mną wszystko w porządku?

Maturę zdałam bardzo dobrze biorąc pod uwagę to, że jedyne na czym się skupiłam to angielski, więc poszło na tyle dobrze, że udało mi się dostać się na wymarzony uniwersytet na filologię rosyjsko-angielską.

Nadszedł czas na punkt przełomowy. Wyjechałam z domu na studia. Poznałam wielu nowych ludzi. Tak, zwłaszcza ludzie, a dokładniej różnorodność poglądów i postaw uświadomiła mi pewną rzecz. Nie ma czegoś takiego jak norma. Dla każdego z nas jego unikalne poglądy są normą, więc dopóki szanujemy ludzi wokół nas mamy prawo uważać co nam się żywnie podoba. Zrozumiałam też, że jak każdy inny zasługuję na szacunek. To, że zamieszkałam w większym mieście i to w ośrodku studenckim sprawiło, że w tej masie ludzi znalazłam tych swoich. Znalazłam tych którzy mnie rozumieli i ja fantastycznie czułam się wśród nich, bo ich rozumiałam. Odkryłam,że niekoniecznie we mnie tkwił problem, a przynajmniej nie w 100%. Poczułam się jak w domu. Oczywiście nie było lekko, bo i studia nie są lekkie, ale jest to doświadczenie nie do podrobienia, kiedy człowiek w końcu wylatuje z gniazda, kiedy powoli uczy się samego siebie, tego kim jest, co potrafi, a czego nie potrafi. W końcu wie jakie są jego prawdziwe słabości, ale też jakie ma zalety. Zdobywa zdolność krytycznego myślenia.

Wszystko było by fajnie, ale życie stawia nas często w kłopotliwej sytuacji. Dobrze, przyznaję, sami się w takie sytuacje pakujemy. Tak więc, znów od początku. Odnalazłam siebie, zrozumiałam wiele rzeczy, ale nie wierzyłam w miłość, byłam pewna, że miłość do sprawa jednostronna. I znalazł się chłopak, który mnie pokochał. Pozwoliłam, żebyśmy byli ze sobą, bo byłam pewna, że to że go nie kocham wcale nic nie znaczy, bo i tak kocha tylko jedna strona. Wybrałam wariant nudny, ale bezpieczny. W końcu jednak rozczarował mnie i chłopak i studia. To był moment, którego chyba nikt nie lubi. Chwile kiedy czujemy, że nasze życie nie wygląda tak jak byśmy sobie tego życzyli. Nawet gdy bardzo się starałam nie potrafiłam być szczęśliwa. Straciłam dystans do życia i samej siebie. Każda decyzja przyprawiała mnie o trwogę, bo ja już naprawdę nie wiedziałam jaką decyzję podjąć, żeby było dobrze. Tylko co to znaczy dobrze? Dobrze dla mnie czy dobrze dla innych? Z żalem uświadomiłam sobie, że tych dwóch spraw nie sposób połączyć. Wtedy dowiedziałam się akurat, że kryterium rekrutacyjne na psychologię się zmieniło, i bierze się pod uwagę matematykę. Tak więc w tajemnicy przed wszystkimi wzięłam udział w rekrutacji... i się dostałam. To był jednak dopiero początek. Po wielu kłótniach zostawiłam chłopaka, który kochał, ale najlepiej zamknął by mnie w złotej klatce i nie wypuszczał do ludzi. Mało tego, na początku października spotkałam swoją drugą połowę. Kiedyś śmiałam się z tego określenia, ale ono ma jak najbardziej rację bytu. Tak więc mam 20 lat i diametralnie zmieniłam swoje życie zaledwie w ciągu roku. OK, mogło być różnie, ale najważniejsze, że jednak się udało.
Zmiana jest możliwa tylko to co nas powstrzymuje przed przełomową decyzją to strach. Tylko, że strach jest głupi i przeważnie wygrywają ci którzy, tak naprawdę nie mają nic do stracenia. Kiedy boimy się zmiany, boimy się coś utracić. Tylko, że nie jest to do końca mądre. Tak naprawdę zmiana nie jest zaledwie konieczna do życia. Życie to zmiana.

poniedziałek, 12 października 2009

Did you know that...

People in Ghana get their names because of the day at which they were born. For example, a female child born on Sunday like me would be called Akosua(more of 'Akusija' when pronuncing) or a male child born on Saturday is Kwame. The twins of opposite sex born on thursday will be called Yaw for him and Yaa for her. There are also a lot of other names, but these seem to be the most common.
Amazing, isn't it!

It's a pity the British make Ghanian People have a Christian name to be used at schools. For instance, Kwame Oti Manuh John.
Kwame - used by family,
Oti - for everyone,
Manuh - surname,
John - Christian name.
While in fact, 'Oti Manuh' is a surname and the real name is Kwame.



More of Ghana culture and traditions soon.;-)






I love You, Kwame. Yours Akosua

wtorek, 22 września 2009

You know you really love a woman

Bryan Adams - Have you Ever Really Loved a Woman

To really love a woman
To understand her - you gotta know her deep inside
Hear every thought - see every dream
N' give her wings - when she wants to fly
Then when you find yourself lyin' helpless in her arms
Ya know ya really love a woman
When you love a woman you tell her that she's really wanted
When you love a woman you tell her that she's the one
Cuz she needs somebody to tell her that it's gonna last forever
So tell me have you ever really - really really ever loved a woman?
To really love a woman
Let her hold you - til ya know how she needs to be touched
You've gotta breathe her - really taste her
Til you can feel her in your blood
N' when you can see your unborn children in her eyes
Ya know ya really love a woman
When you love a woman you tell her that she's really wanted
When you love a woman you tell her that she's the one
Cuz she needs somebody to tell her that you'll always be together
So tell me have you ever really - really really ever loved a woman?
You got to give her some faith - hold her tight
A little tenderness - gotta treat her right
She will be there for you, takin' good care of you
Ya really gotta love your woman...

And when you find yourself lyin' helpless in her arms
Ya know ya really love a woman
When you love a woman you tell her that she's really wanted
When you love a woman you tell her that she's the one
Cuz she needs somebody to tell her that it's gonna last forever
So tell me have you ever really - really really ever loved a woman?




Mnie też denerwuje moja skłonność do posługiwania się czyimiś słowami, ale narazie nic na to nie poradzę.

niedziela, 20 września 2009

Jeszcze jedna rzeczywistość w której wszystko jest możliwe.

Ta rzeczywistość to kino. Ale nie każdy film kochani, nie każdy.
Mam zamiar napisać o jedynej takiej rzeczywistości, gdzie nie wiesz co się stanie.
Witam w świecie Quentina Tarantino. Jest to psychicznie niezrównoważony pomyleniec, ale geniusz. Przez duże G. Każdy jego film to inteligentny humor, najlepsza obsada,a poza tym krwawa masakra, zwroty akcji poprzetykane brakiem akcji, który jest również przefantastycznie przemyślany. Nic się nie dzieje, a Ty siedzisz w napięciu co się zaraz wydarzy. Niechby Cię ktoś w takiej chwili szturchnął, a gotów jesteś wyskoczyć w powietrze z przerażenia. Na ekranie ginie jeden ludź za ludziem, a cała sala wyje ze śmiechu.

O najnowszym filmie Tarantino trąbiło się grubo przed premierę i była obawa, że będzie przereklamowany. Tarantino zapewniał, że będzie to dobry film. I rzeczywiście. Wiedział co mówi. Film zachwyca złożonością zdarzeń i tym, że wszystkie one się zazębiają, przyjemnie trzyma w niepewności. Tarantino polecam.
p.s. Hans Landa i wszystkie jego wypowiedzi lub Arivaderci w wykonaniu Aldo Raine'a to nic innego jak geniusz Tarantino. Najlepsze jest to, że wystarczy obejrzeć kawałek filmu, którykolwiek fragment, żeby wiedzieć, że to Tarantino. Tarantino uwielbiam.

Bonus w postaci wycinków z FilmWeba:
Pokazywany w Cannes film spotkał się z mieszanymi odczuciami polskiej krytyki. Pojawiały się zarzuty, że "Bękarty" są, owszem, całkiem zgrabną rozrywką, ale gdzie im tam do poważnych obrazów starych europejskich mistrzów. Zabrakło wartości, przesłania i głębi... Informacja dla zainteresowanych: spotkanie stetryczałych znawców odbywa się w pokoju obok, gdzie można powspominać pierwszy seans Bergmana. To, co jedni uznaliby za popkulturowy śmieć, twórca "Pulp Fiction" przerabia na sztukę. W dodatku robi to z czułością (choć bez wielkiego szacunku), której mógłby mu pozazdrościć niejeden zblazowany filmoznawca.

*******
Wojna? Pogrom Żydów? Okupowana Francja? Będzie z tego zarąbista opowieść o kolesiach skalpujących wrednych nazistów! Realia historyczne interesują reżysera tylko i wyłącznie wtedy, jeśli może z nich wykroić kawałek pasujący do popkulturowej układanki.
*******
Śmiech przechodzący płynnie w grozę, by po chwili znów stać się niebezpiecznym żartem, działa jak narkotyk.

Traktat o miłości nie-/odwzajemnionej

Zacznę od tej nieodwzajemnionej.
Zrobię tak z bardzo prostego powodu, gdyż jest jej wszędzie o wiele więcej i cały Google wydawałoby się na nią cierpi. Niech czytelnik wpisze sobie w rzeczonej wyszukiwarce to wyrażenie, a napotka tysiące blogów, i podział na miłość nieodwzajemniona- cytaty, miłość nieodwzajemniona- opisy, miłość nieodwzajemniona- wiersze. I tak dalej. Wiele w tym wszystkim cierpienia(I słusznie), bo jest nad czym rozpaczać, bo boli jak diabli. Jednak niektórzy cierpią do takiego stopnia, iż niemądrze tkwią w przekonaniu, że miłość odwzajemniona to pojęcie bez odpowiednika w rzeczywistości, pierwiastek nie występujący w naturze, sztucznie otrzymywany za pomocą filmów i co niektórych książek. Pan Lermontow poświęcił temu tematowi ok. 200 swoich wierszy, z czego najsławniejszy przytoczę:

I nudno, i smutno! — i ręki już nikt mi nie poda,
Gdy duszę rozterka ogarnie...
Pragnienia — cóż z pragnień i żalu wiecznego? Lat
szkoda...
Najlepsze przechodzą, mijają lak marnie!
Pokochać — lecz kogóż? — na chwilę nie warto; miłości
Wieczystej ta ziemia nie sprzyja...
Czy w siebie zajrzałeś? — tam nie ma już śladu przeszłości:
I radość, i męki, i wszystko przemija.
Namiętność — czy wcześniej, czy później z swym słodkim
urokiem
Zamilknie na słowo rozsądku,
A życie — jeżeli na zimno ogarniesz je wzrokiem —
To pusty i głupi był żart od początku!
Michaił Lermontow 'I nudno, I smutno'

Podobno umarł dalej w nią nie wierząc. W miłość wzajemną.
I rzeczywiście.
Wpisując do wujka google'a 'miłość odwzajemniona' napotykamy pewien problem. Niektóre wyniki tak naprawdę traktują o tej nieodwzajemnionej. tzn.:
Miłość nie odwzajemniona
Inne entries to 'miłość odwzajemniona..spojrzeniem' lub wpisy o tym, że miłość ta istnieje oczywiście, ale pod nimi znajduje się tysiąc komentarzy dementujących tę plotkę.

Tymczasem ona istnieje. HA!

Nie ma na to niestety dowodów naukowych czyli powtarzalnych, lub są, tylko o nich nie słyszałam. Chciałam nawet zrobić badanie aby sprawdzić co na chacie ludzie o tym myślą, niestety mój komputer na żaden z tych chatów nie został wpuszczony. Także, nie będzie naukowego żargonu w stylu' Co piąty dwudziestolatek uważa, że..'

...ale mam dowód w naturze. Jeden dowód może być uznany za przypadek i zgadzam się, ale nikt mi nie powie już, że ten twór magiczny nie istnieje, bo teraz już wiem, że istnieje. Bo sama mogę jej doświadczać. Kocham i jestem kochana.
Kocham Cię, Szymon, za to jak mnie szanujesz, i za to, że nauczyłeś jak szanować i jak kochać. Lista rzeczy za które Cię kocham jest tak długa i tak osobista, że i tak zatrzymam ją dla siebie, ale Ty i tak wiesz.

Najważniejsze z moich doznań,
to miłość odwzajemniona,
to znaczy, nie zawsze idealna,
ale szczera,
wrażliwa na wszystko,
pełna zrozumienia i radości.
pełna Twojej obecności.
autor (jeszcze) nieznany

I tylko tyle chciałam powiedzieć każdemu, kto będzie szukał hasła 'miłość nieodwzajemniona', kto już zwątpił, że to możliwe. Jak przekonuję się z dnia na dzień: wszystko jest możliwe.Wystarczy tylko chcieć i wszystko jest możliwe.

poniedziałek, 14 września 2009

Z motyką na słońce czy windą do nieba?



Jakże wygodnie jest marzyć, jeśli nie musimy urzeczywistniać naszych planów!

Paulo Coelho, Jedenaście minut

Przyznaję, trochę strach mnie obleciał jak uświadomiłam sobie na co się porwałam. Z trudnego kierunku studiów przeinterpretowałam się na inny. Jeszcze trudniejszy, wymagający analitycznego myślenia i wyjścia poza swoje ja. Tak ekscytujące i tak straszne jednocześnie. Jednak...


Mądry człowiek nie boi się. Człowiek przestraszony nie myśli.
Warhammer 40.000: Dawn of War

a...

Odwaga nie polega na nieodczuwaniu strachu, ale na umiejętności działania mimo niego.
Shelogh Brown


Podczas gdy Paulo Coelho w Alchemiku przypomina, co następuje:


Tylko jedno może unicestwić marzenie – strach przed porażką.

A ja wiem, że co jak co, ale..

Pragnienie zwycięża strach
Shelogh Brown




..i wiem, że dam radę, bo za bardzo mi zależy by mogło się nie udać
.



Franciszek Szkvor raz był powiedział:

Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było.
Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było.

Przygody dobrego wojaka Szwejka Jaroslav Hašek



I miejmy nadzieję, że miał rację;)



Post w głównej mierze cytowany z http://www.wikiquote.org/, sporządzony metodą 'Ctrl+C, Ctrl+V', potocznie zwaną ' metodą kopiuj-wklej'. Jednak jak życie uczy ważniejszy jest efekt naszych działań niż wysiłek w nie włożony.

niedziela, 13 września 2009

Jak to się dzieje, że tak świetnie się dogadujecie?

Odpowiedź brzmi: Bariera językowa.

Rozmowa polskiego portiera z doktorantem z Sudanu mieszkającym w akademiku, w którym pracuje rzeczony portier:
Liczba przykładów: 2
Przykład nr 1:
Obraz sytuacji: portier peroruje coś po polsku na co zdenerwowany Ali( bo tak mu na imię) odpowiada mu w języku, którym posługuje się jego plemię. Być świadkiem takiej rozmowy - bezcenne.

Jednak, dzięki temu Ali (naprawdę ma tak na imię) bardzo szybko uczy się polskiego. Potrafi ze zdziwieniem wykrzyknać np. 'Dlaczego nie?'

Przykład urywek rozmowy nr 2, gdzie A=Ali, a P=Portier(informacja wyłącznie dla pewnego rodzaju studentów :
A:ja dużo myślę(chcąc powiedzieć, że coś tam przemyślał)
P:żeby mu głowa nie pękła od tego myślenia!
***
P:słucha!, a w ten ramadan to internet używać można?
A:można
***
P:widzisz, widzisz
A:co widzisz? co widzisz?
***
P:Katolicy mogą pić wódkę, bo ona duszy nie plami, słyszał o tym?
A:nieee( z powagą, co najgorsze, bo widocznie nie zrozumiał słowa 'plamić')
***
P:Nie będzie internetu jak się hostel stąd zwinie!
A:co?(wyraźnie nie rozumiejąc o co chodzi)
P:bo to jest letni hostel, rozumie co to letni znaczy!?
A:nie..
P:To jak w Sudanie z porą deszczową i suchą, w suchej porze deszczu ni ma i tak samo internetu dla Aliego ni ma.
A: śmiech

Czuję się w obowiązku przeprosić za chaos tych sudańsko-polskich rozmówek, ale notowałam na bieżąco, a korespondentom 'na żywo' należą się pewne przywileje.


***********


W ogóle mój akademik jest fajny, kiedy jest tym letnim hostelem o przesłodkiej nazwie Dizzy Daisy. Popełniam teoretycznie kryptoreklamę, ale od praktyki dzieli nas z milion czytelników, których nie ma. Tak więc jest to przemiędzynarodowe miejsce, że nie sposób się aż czasem nie pomylić i powiedzieć do naszego kochanego portiera jakiegoś goodmorning czy goodbye. Z pół godziny temu mijałam na przykład ok 60-letniego staruszka(chyba, że był młodszy tylko cigaretty lub alkohol go zniszczyły)w koszuleńce i samych majtusiach prosił mnie żebym dała mu ognia. ;)
A wczoraj(zaczynam opowiadać jak mała dziewczynka, która pierwszy raz wydziała burzę i zaczynam zdania od A) Tak więc wczoraj zjechała się tu cała banda dorosłych, dzieci i młodzieży w czepkach i strojach zakonnych czy jakiś takich strojach chłopów siedemnastowiecznych czy coś tam. Przez chwilę myślałam, że przeniosłam się w czasie. Tych magicznych mniszków dochodziło jeszcze dwójkami i gdy szłam do swojego pokoju dwóch takich Zagłobów szło za mną i śmiało się, że chyba nie znajdą tego pokoju 216. Tu należy się wyjaśnienie każdemu czytelnikowi, który właśnie zmarszczył nos nie rozumiejąc o co chodzi. 216 to numer mojego byłego pokoju, tak więc serce miało prawo zakołatać mi w piersi.
Także fajnie, fajnie.

Łazienka w .....

.. akademiku, obraźliwie zwana kiblem, będzie stanowiła problem tego króciutkiego, wrześniowego wpisu.

Już czuję na plecach oddech tysiąca skojarzeń... ....

.. ale niee, nie, nie, nie

schludna, odpicowana, odkafelkowana
na jasno i czysta,
kraniki, dywaniki i co tam jeszcze.

W czym problem w takim razie?

Otóż student.


Otóż student, skądinąd* osoba uważana za oświeconą, kulturalną, wykształconą intelektualnie, bla bla bla, nie posiada umiejętności spuszczenia po sobie wody.
Tym bardziej jest to bulwersujące, że nie był to pojedynczy przypadek, a notoryczne zachowanie. Taka seria nieprzyjemnych doświadczeń rodzi pytania od podstawowych: 'Dlaczego?' i 'Z czego to wynika?' po fundamentalne 'O co chodzi w ogóle?!' oraz 'Co to ma być!?!'




I love mankind; it's people I can't stand.
Linus Van Pelt in Peanuts by Charles Schulz, za http://en.wikiquote.org/wiki/Main_Page







*skądinąd - «partykuła używana w wyrażeniu wtrąconym, nawiązującym do wcześniejszej wypowiedzi i uzupełniającym je nową, zwykle mniej istotną informacją(za http://www.pwn.pl/
)

Nawet jeśli czasem...


... trochę się skarżę – mówiło serce – to tylko dlatego, że jestem sercem ludzkim, a one właśnie są takie. Obawiają się sięgnąć po swoje największe marzenia, ponieważ wydaje im się, że nie są ich godne, albo, że nigdy im się to nie uda. My, serca, umieramy na samą myśl o miłościach, które przepadły na zawsze, o chwilach, które mogły być piękne, a nie były, o skarbach, które mogły być odkryte, ale pozostały na zawsze niewidoczne pod piaskiem. Gdy tak się dzieje, zawsze na koniec cierpimy straszliwe męki.
Paulo Coelho, Alchemik


Jednak..


To możliwość spełniania marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
Paulo Coelho, Alchemik







Będę studiować psychologię ;).. i z góry przepraszam za tą zbędnoosobistą notkę.Marzenia polecam.

czwartek, 10 września 2009

niedziela, 16 sierpnia 2009

When asked a question "What do you like about your studies?

There are three things I like most of all:
-the people
-the fact I left home
- challenge

First of all, studies is an excellent opportunity to meet people who are young individuals, at your age, with inquiring minds and strong personalities, talented and... strikingly different from each other. It's my experience and my view about about studies as all my neighbours in a hall of residence, each of them, were unique and one of a kind.
Students are drawn from very mixed social backgrounds. I come from a working class one and was born and brought up in a small, provincial town. I found myself a member of such vibrant community overnight, where every single person has a different idea about what is life. It was all very new and strange to me.
I was bombarded with dozens of theories and I d i d n ' t know who was telling the truth. Total confusion is a first feeling. As a consequence you have to figure out what y o u think, what is
y o u r own opinion. Step by step you start to find yourself in this absolute chaos. It is quite an experience. The one that greatly stimulates your psychological development. Besides, people and their personalities have always fascinated me, and the way they are so complex and so simple at the same time. I'm fond of meeting new people and and the process of trying to understand them gives me endless and genuine pleasure.
Second aspect I mentioned was a fact I left home. I pride myself in being a kind of experience-hungry girl, always determined to be unlike anyone else, thriving on being different, unique and even rebellious. Leaving home after almost 20 years spent with caring and loving parents, (a bit overprotective sometimes) to share a small space with another two roommates which are total strangers is a challenge. In fact the smallest one you have to deal with during studies. I've been faced with all manner of adult-life problems that I was forced to cope with on my own for the first time. It's the first time you get to know yourself. It's the very first opportunity to find out who you really are, what is easy for you , what is completely out of your reach. It's essential for your future life to gain such knowledge. And don't forget... it's thrilling and worthwhile.
Last but not least, the academic course you decided to complete is a your major challenge and you don't have the faintest idea what it is going to be like and whether you finally manage or not. At the very beginning it is unfortunately almost impossible to discover which classes are worthwhile and which are not worth your time and you can miss them guilt-free. If you are not familiar with organizing your time it's the last moment to become so. What you should know is that learning to organize yourself so late is painful.
To sum up, studies are an unforgettable experience for me because of the people I was lucky to meet, invaluable experience and knowledge about myself I gained and the marvellous feeling of facing a huge challenge and having managed.


.....



Probably that memories mentioned are not true as brain tends to deceive us and perhaps all this bombast is unnecessary, but it sounds good, isn't it?

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Żyć, by i tak umrzeć, czy umrzeć, żeby żyć?



"...bo czasem lepiej odejść od zmysłów by nie zwariować.."

Edyta Bartosiewicz, "Jenny"

tak, przyznam skromnie, zrobiłam to.
Veni, vidi, vici


Pierwsze słowa w powietrzu?

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAJUUUUUUUUHUUUUUUU JEEEZUUU, JA TO KOCHAM!!! UUUUUUHUUUUU


Najgłupsze pytanie jakie można usłyszeć po skoku?
"Jak wrażenia..?"

Można godzinami o tym opowiadać, wielu osobom i nie ma się dosyć. Za każdym razem można użyć innych słów. Wciąż krąży się wokół sedna sprawy lecz nigdy nie dociera się do niego. Zanim skoczyłam ktoś opowiadał mi jak to jest, z wieloma szczegółami, wieloma słowami, z takim błyszczeniem oczu, że pragnęłam przeżyć koniecznie to samo. Jednak nie było to to samo. Tydzień przed zaplanowanym skokiem skoczyłam w myślach z tysiąc razy. To przeżycie przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Tego się nie da, nie da, nie da, po prostu nie da opisać. To niemożliwe. Postanowiłam i tak to zrobić, i tak mam zamiar to opisać, ale muszę uprzedzić, naprawdę muszę uprzedzić, że nie przekażę tego tak jak to na to zasługuje. Nie sposób opisać jak wiele emocji wyzwala, jak różne są te emocje w tak krótkim czasie. Jesteś w stanie wyobrazić sobie strach, który przekracza Twoje wyobrażenie? Pewnie nie;) Moment, w którym jesteś w powietrzu na wysokości ok 40 metrów i wokół Ciebie jest tylko nieuchwytne powietrze, kiedy spadasz z zatrważającą prędkością to cały Twój organizm, z czego tylko jest zrobiony krzyczy, wrzeszczy i drze się w niebogłosy, że zaraz umrzesz. Przerażenie jest tak silne, że nie panujesz już nad sobą,



eeeeh, tego naprawdę nie sposób... powiedzieć.. jak to jest
Po krótkiej chwili największego strachu jaki było mi dane poczuć, czuję, że lina zadziałała i jestem bezpieczna i całe Twoje ciało rozpiera radość przez niebotycznych rozmiarów literę R.
Adrenalina gra i tańczy w Twoich żyłach, jesteś Panem siebie, przestajesz się bać, stajesz się nowym człowiekiem... Jeśli szukasz spokoju i opanowania w swoim życiu to niepokój odchodzi nagle jak ręką odjął. Jak minie trochę czasu napiszę czy jest to efekt długotrwały i czy nie jest to przypadkiem ten z efektów, które zwą placebo. Każdy ma coś swojego z tego szaleństwa.

czwartek, 30 lipca 2009

To co zwą kobiecą intuicją

Boże, czego ja się jeszcze dowiem.! Że skakałaś na bangee chyba!

-(Słowa mojej matki dwa dni przed planowanym skokiem po tym jak opowiedziałam jej, że pierwszy raz prowadziłam samochód. O Bangee jeszcze nic nie wie, bo nie chcę jej łamać serca)

Kobieca intuicja, a właściwie niezwykły sposób w jaki znają nas nasze matki, jest niewiarygodna.

środa, 29 lipca 2009

Spotkanie bez spotkania

Czasem jest tak, że osoba z którą pragnęlibyśmy się spotkać nie może być tam gdzie my. Powoduje to pewnego rodzaju cierpienie, uczucie braku, pustki i tego typu nieprzyjemne historie.


Istnieje jednak sposób na spotkanie bez spotkania..


Oczywiście Ameryki nieodkryłam, bo ludzie od dziesiątek lat grzebią bliskich, których stracili i odwiedzają groby spotykając się w ten sposób z ukochanymi osobami.


Lecz..


Niekiedy osoba, z którą nie możemy się spotkać jest po prostu daleko. Zwłaszcza w dzisiejszym świecie to już nic nadzwyczajnego, że nasi bliscy są daleko. Nie zawsze jednak można zadzwonić i co wtedy?


Polecam mój sposób na spotkanie bez spotkania..


Na pewno jest rzecz, przedmiot, który kojarzy się z tą osobą

lub miejsce, które dzięki tej osobie odkryłaś.

To może być kamyk, bransoletka, ususzony kwiat.

A miejsce?

Może ten ktoś był zapalonym działkowiczem i wprowadził cię w arkana sadzenia kapusty, grochu lub kwiatów po prostu.

Może być tak, że ten ktoś kiedyś pokazał Ci las i opowiedział o nim tak jak nikt wcześniej.

A jeśli huśtałaś się w obecności osoby, która potrafiła dzielić z Tobą radość i rozumiała ją.. To kiedy się bujasz(Jeśli wciąż to lubisz tak jak ja) to ta osoba może być w tym wietrze, który rozwiewa Ci włosy.

Czy może łowiłaś z kimś niezwykłym dla siebie ryby i teraz kiedy to robisz jesteś w stanie wyczuć obecność tej osoby.

A może przesiedziałaś z kimś godziny przy oknie oglądając deszcz, burzę, niebo mieniące się barwami zachodzącego słońca? Czy nie jest tak, że kiedy usiądziesz w oknie ta osoba jest jakby obok? Może uśmiechasz się na wspomnienie razem przeżytych chwil..

Kiedyś brat przyrządził mi coś bardzo przyprawionego.. pikantnego i przesolonego jednocześnie. Zawsze jak zdarzy mi się coś takiego jeść przypominam sobie o nim.


.. and that's it;-)


p.s. Te wspomnienia są moje, bo Ty pewnie masz inny zestaw, ale możesz go użyć do takich spotkań tak jak ja.

wtorek, 28 lipca 2009

Ciekawi mnie jedna rzecz...a propos tytułu bloga przy okazji

Dlaczego nie potrafimy się cieszyć tym co mamy? Ściślej mówiąc dlaczego część z nas nie potrafi docenić tego co ich w życiu spotyka? Nie możemy mieć i tak wszystkiego, więc dlaczego?

Nie potrafię go zrozumieć, ja poniosłam stratę i żyję z nią, czasem jest ciężej, czasem lżej, ale nie mogłabym być zła na życie, że nie mogę mieć tego co chce. Jak można tracić każdą chwilę swojego życia na zły humor zwłaszcza, że życie jest i tak tylko takie jakim czynią go nasze myśli?

Dorabiam rozdawaniem ulotek kancelarii prawniczej i spotkałam dziś mężczyznę, który był niepełnosprawny. Właściwie to chodził z trudem i miał dziwnie powyginane ciało. Podałam mu ulotkę, a on mówi do mnie z uśmiechem i pełnym entuzjazmu głosem
-Prawnik? Przyda się! dziękuję!
On nie traci swojego życia na zły humor, na żal.




Trzeba się śmiać nie czekając na szczęście, bo gotowiśmy umrzeć nie
uśmiechnąwszy się ani razu


-zasłyszane




Sama tak robiłam i przyznaję się bez bicia. Też zadręczałam się godzinami co zrobić, żeby nie stracić tego na czym mi zależy. Rozwiązanie przyszło samo. Straciłam to i już nie miałam się czym zadręczać. Zabawne, że kiedy boimy się coś utracić, mamy 100% gwarancję, że to stracimy. Natomiast jeśli skupimy się na czym innym, bądź skupimy uwagę na spokojnym zdobywaniu swojego celu mamy szansę, że się uda. Nie mamy gwarancji, ale jest taka szansa, niekiedy nawet bardzo duża. Kiedy ogarnia nas strach, lub pozwalamy mu, żeby nas opanował przegrywamy na pewno. O tym strachu przeczytałam chyba kiedyś w "Charakterach" tylko niestety nie pamiętam kiedy więc tekstu na dowód nie przytoczę. Natomiast( z tego co pamiętam, oczywiście) w artykule twierdzono, że na tym też może polegać fenomen polskich drużyn piłkarskich, które w przepięknym stylu wygrywają eliminacje. Nie mają nic do stracenia, nie boją się tylko zdobywają. Natomiast kiedy już zaczynają walczyć w miastrzostwach( do tego media narobią wokół tego takiego hałasu za który piłkarze dostają przecież kupę kasy) sypią się klęska za klęską. Autorzy artykułu uważają, że taką sytuację tworzy strach, lęk przed przegraną. Twierdzą oni, że analogicznej sytuacji można się dopatrzeć w wielu dziedzinach życia. Strach jest bardzo potrzebny, bo nasz organizm jest poinformowany o niebezpieczeństwie. Zawsze nasz mózg troszeczkę przesadza w myśl zasady strzeżonego Pan Bóg strzeże, więc warto czasem sprawdzić czy ryzyko się opłaca. Jak się opłaci, to odpuść sobie ten strach... raz na jakiś czas.


There is only one thing that makes a dream impossible to achieve:
the fear of failure.
Paulo Coelho, Achemik

poniedziałek, 27 lipca 2009

Bajka na Dobranoc

Dawno, dawno temu, na oceanie istniała wyspa, którą zamieszkiwały emocje,
uczucia oraz ludzkie cechy – takie jak: dobry humor, smutek, mądrość, duma;
a wszystkich razem łączyła miłość.
Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie. Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę. Tylko miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili. Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu- miłość poprosiła o
pomoc.
Pierwsze podpłynęło bogactwo na swoim luksusowym jachcie.
Miłość zapytała:
- Bogactwo, czy możesz mnie uratować ?
Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności. Nie ma tam już miejsca dla ciebie. – Odpowiedziało Bogactwo.
Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym czteromasztowcem.
- Dumo, zabierz mnie ze sobą ! – poprosiła Miłość.
Niestety nie mogę cię wziąć! Na moim statku wszystko jest uporządkowane, a ty mogłabyś mi to
popsuć… – odpowiedziała Duma i z dumą podniosła piękne żagle.
Na zbutwiałej łódce podpłynal Smutek.
- Smutku, zabierz mnie ze sobą ! – poprosiła Miłość,
Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam.- odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.
Dobry humor przepłynął obok Miłości nie zauważając jej, bo był tak rozbawiony, że nie usłyszał nawet wołania o pomoc.
Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach oceanu…
Nagle Miłość usłyszała:
- Chodź! Zabiorę cię ze soba ! – powiedział nieznajomy starzec.
Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia, że zapomniała zapytać kim jest jej wybawca.
Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec. Zwróciła się o poradę do Wiedzy.
- Powiedz mi proszę, kto mnie uratował ?
- To był Czas. – Odpowiedziała Wiedza.
- Czas ? – zdziwiła się Miłość. – Dlaczego Czas mi pomógł ?
- Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość.- Odrzekła Wiedza.

Sama tego nie wymyśliłam i odsyłam do autorki badź do pana autorka.

Osobiście bardzo mi się podoba i czy tego chcemy czy nie, tak chyba jest.

piątek, 24 lipca 2009

O czymś innym...

Chociaż nie odważył się jej o to zapytać, był pewien, że się masturbuje.
Była zbyt inteligentna, aby tego nie robić. Tylko kobiety, które się masturbują,
dobrze wiedzą, co je podnieca i umieją o to poprosić. Ponadto akt masturbacji
jest jedynie dodatkiem do prawdziwego aktu, który ma miejsce w mózgu. Podbrzusze jest tylko sceną, na której się to rozgrywa. Był pewien, że ona masturbuje się,
myśląc o nim. Tak, to była właśnie ta wyłączność: być w jej mózgu i w jej
palcach w takim momencie. Czy można być w ogóle bliżej kobiety niż wtedy, gdy
ona rozładowuje napięcie swoich fantazji, wiedząc, że nic, absolutnie nic i
przed nikim nie musi udawać?

"Samotność w sieci", Wiśniewski

Skrzywdziłam

Skrzywdziłam bardziej niż można sobie wyobrazić. Powiedziałam słowa, które nie miały prawa paść. Powiedziałam mu coś co zraniło go do szpiku kości, ale nie powiedziałam nieprawdy i nie powiedziałam czegoś co mówimy w chwilach złości. Odpowiedziałam tylko na pytania najszczerzej jak potrafię. Nie zdawałam sobie sprawy, że on może sobie z tym nie dać rady. To oczywiste, że takich rzeczy nie mówi się swojemu mężczyźnie. Teraz jest to dla mnie oczywiste, ale wtedy.. ... Wydawało mi się, że skoro ja sobie poradziłam z czymś podobnym, identycznym to on też będzie to rozumiał. Teraz widzę, że jeszcze dużo się muszę nauczyć. Jestem dyletantką, amatorką. Nie pomyślałam, że może być wrażliwszy ode mnie. Z jednej strony, to fantastycznie mieć wrażliwego faceta, ale z drugiej.... Czy to ja mam odgrywać rolę mężczyzny w związku? Za bardzo jestem skołowana i za mało rozumiem. Najsmutniejsze może się komuś wydać to, że nie martwi mnie wcale, że się dowiedział, bo przynajmniej ja się nie męczę. Mogłam w końcu przestać udawać i wywalić to z siebie. Bardziej martwię się, że będzie robił z tego nie wiem jaki problem, demonizował sytuację. Muszę wiedzieć jaka jest jego decyzja co do nas, i stoję jakby na środku mostu.. muszę czekać. Tak samo ze studiami. Sprawa jest w toku i muszę czekać aż samo się wszystko rozstrzygnie. Trochę mało komfortowa sytuacja.A niech to!! On tam przeżywa może najgorsze chwile w swoim życiu, a dla mnie to niewielki dyskomfort. Czy to jest znieczulica, czy ja nie mam uczuć, czy moje sumienie jest martwe? Może nigdy nie miałam uczuć tylko mnie ich nauczono, powiedziano kiedy trzeba czuć się głupio. Wydaje mi się, że wszystko zależy od tego jak my postrzegamy świat.. no bo tak przeczytałam, ale trochę dzisiaj mało wiem i rozumiem.


Tylko, że sam jest sobie winny. Nie potrafił się cieszyć tym co ma. Wciąż słyszałam uwagi .. sam się domagał.. Tylko, że też bardzo się starał, a to jest mi o wiele ciężej zauważyć. Chcemy, żeby inni byli w porządku wobec nas i dlatego staramy się być w porządku. Natomiast czasem w życiu okazuje się, że życie nie zawsze daje możliwość bycia fair. I kiedy spotyka nas zawód chcemy, żeby ktoś inny też nie miał lepiej. Ja cierpię i naprawdę chciałam się poświęcić, żeby życie było fair, ale jemu było za mało. Przeczytałam kiedyś w pewnej książce bardzo mądre zdanie o poświęceniu właśnie. Jest to taki nóż, który dajemy sobie wbić w serce. Czujemy się wtedy cudownie, bo przechodzimy samych siebie, jesteśmy z siebie dumni, że postępujemy dobrze.. Tylko, że poświęcenie to ułuda, bo trzeba umieć z tym nożem w sercu żyć, a to już nie jest takie proste. To było do przewidzenia, ale nie udało mi się tego przewidzieć. Nie przeszkadza mi to, że on cierpi. Nie lubię tylko znajdować się w sytuacji, której nie przewidziałam i w której nie potrafię się odnaleźć i nie umiem się odpowiednio zachować. Myślałam, że tak dużo wiem, ale nie potrafię mu pomóc. Przez głowę mi nie przeszło, że może być tak wrażliwy. Nie przeszkadza mi to, że on cierpi. Jak to brzmi w ogóle. Wykorzystałam go, a teraz skrzywdziłam i nic mnie to nie obchodzi. A może tylko tak sobie wmawiam. Nie wiem tego, ale tak mi się mocno zdaje. ...i nic mnie to nie obchodzi. Tylko czy kogokolwiek obchodziło, że ja cierpiałam z identycznego powodu? Nie mówię, że się nie żaliłam na prawo i lewo. Ale było i tak, że sama sobie się nie przyznawałam, a wtedy boli najbardziej... kiedy człowiek zostaje z tym sam. A on przecież nie musi być sam. Przecież chce być z nim. Za dużo we mnie jest lęku..., a w nim jest go jeszcze więcej. Tak bardzo uważałam, że wszystko wiem, ale nawet nie potrafię mu pomóc. Jestem bezsilna i głupia. Nie piszę tego bynajmniej z jakimś żalem, tylko ze zdziwieniem. Tak mało wiem...:( tak mało wiem i rozumiem.. tak mało..

wtorek, 21 lipca 2009

Bałagan w Instytucie Psychologii

Po dwóch godzinach dostaję informację, że jednak się nie dostałam na ten kierunek. Czy ci ludzie zdają sobie sprawę co robią? Czy oni rozumieją, że jeśli nie ma oficjalnej informacji o wysokości progu to nie można dzwonić do ludzi z taką informacją? Nie sądziłam, że się dostanę, (do jasnej cholery!!!)więc po co takie głupie żarty? Niby zwykła pomyłka, ale wywróciła moje życie do góry nogami po czym po dwóch godzinach znowu zafundowano mi zmianę o 180 stopni. Niezła jazda bez trzymanki i naprawdę zachwycający wachlarz emocji jakie dano mi przeżyć w ciągu paru chwil. Mam tylko nadzieję, że się nie postarzałam, albo nie osiwiałam. Teraz śmiać mi się chce, ale jeszcze pół godziny temu moje zdanie o rzeczonym instytucie należało do tych, które nie są warte zwerbalizowania. Niech ich gęś kopnie.;-)!!!


Kiedyś czytałam książkę pt. "Teoria emocji". Poprosili tam młodego faceta, żeby wziął udział w badaniach nad emocjami. Musieli umieścić niewielkie urządzenie z tyłu głowy i zapewnili go, że będą badać tylko pozytywne emocje i dlatego wyślą go na cudowne wakacje. Rzeczywiście jedzie do jakiegoś egzotycznego kraju, tam zakochuje się w pięknej dziewczynie, która następnie go zdradza, a on trafia do więzienia za jakieś narkotyki, których nie miał. Najogólniej rzecz biorąc przeżywa horror. Okazuje się, że cała trauma jaką przeżył( nieprzyjemnych zdarzeń było tam o wiele więcej)była częścią eksperymentu. Naukowcy potrzebowali całej gamy emocji, aby badanie było kompletne. Pięknie, pięknie panowie psychologowie.

DOSTAŁAM SIĘ!!!! Dostałam się

When a person really desires something, all
the universe conspires to help that person to realize his dream.”

Paulo Coelho


Dostałam się!!!
Dostałam się na psychologię!!!!!!


Myślałam, że wiem już co to znaczy kwiczeć z radości i być naprawdę najszczęśliwszą osobą na świecie... ale czegoś takiego nie doświadczyłam nigdy wcześniej. Nie tylko czuje jak mocno łomocze mi serce, ale drżę cała z emocji. Nie wierzyłam, że to jest możliwe. To był błąd. Trzeba wierzyć. Trzeba wierzyć i mieć nadzieję. Prawda stara jak ten świat. Pisząc to wszystko tańczę z radości i choć wymaga to pewnej ekwilibrystyki jak widać dałam radę.

smile

"Smile and maybe tomorrow
you'll see that life is still
worth while
if you just smile"

Nat King Cole

niedziela, 19 lipca 2009

Jest nas dwie

Jest nas dwie istotnie. Chcę przez to powiedzieć, a właściwie napisać, że mam rozdwojenie jaźni. Oczywiście gdybym naprawdę to miała to pewnie nie mogłabym tego sobie uświadamiać. Jak widać nici z oficjalnego oświadczenie, bo nie mam na to szans. OK, mógł powiedzieć mi lekarz, ale u lekarza nie byłam.. chyba, że ta druga była.. skoro jest nas dwie...tylko, że ja bym wtedy tego nie pisała. Jest jeszcze taka możliwość, że ona była u lekarza, a ja przeczytałam wynik i wzięłam to za dobrą monetę.
Oczywiście żartuję sobie. Nie mam w sobie dwóch osobowości.
Czasem jednak jestem zła na siebie i wtedy jesteśmy jakby dwie. Są we mnie dwie Agaty.
Jedna jest rozsądna i wie co należy robić. Jest sumienna, a właściwie chciałaby taka być gdyby nie ta druga. Druga Agata jest szalona, zawsze spontaniczna (czytaj nieodpowiedzialna), niezorganizowana, jest nie mającą uczuć, rozpieszczoną egoistką. Ta pierwsza jest zdolna do poświęceń i chce się zawsze do czegoś przydać, chce pomagać. Ta druga to wariatka, jest dumna, z tego, że jest taka postrzelona, ciągle się śmieje i poważnieje śmiertelnie gdy się zakocha, zawsze bez wzajemności. Potrafii żyć tylko miłością, fantazjami i chwilą i nigdy nie pomyśli na przyszłość.
Ciekawią mnie te dwa bieguny we mnie. Najgorsze jest to, że nie zawsze odnajduję równowagę, a podobno jest bardzo ważna i nawet przydatna. Może te dwa bieguny to po prostu dorosła, dojrzała Agata walcząca z dzieckiem, które wciąż we mnie jest? Nie wiem. W każdym razie sprawa do rozstrzygnięcia. Ale zdecydowanie jest nas dwie i myślę, że mimo wszystko razem stanowimy wiekszość.;-)

BluesExpress

Nigdy nie byłam fanką blues'a. Nie chodzi mi o to, że nie lubiłam tego rodzaju muzyki, a raczej o to, że jakoś nie odkryłam go dla siebie wcześniej. Ale pewnego dnia pojechałam do Krajenki aby zobaczyć koncert na dworcu. Tegoroczny koncert bluesexpressowy najlepiej wyszedł właśnie w Krajence.(http://www.nadmiar.pila.pl/) Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej przeklimatycznej ciuchci, ani o festiwalu co bynajmniej mi się nie chwali. Tym bardziej wstyd, że dopóki nie zobaczyłam starej, harrypotterowej lokomotywy nazwa festiwalu niewiele mi mówiła. Nie zastanawiając się długo wsiadłam do Expressu, mimo braku biletu(Kto by to nawet sprawdzał?, ale oficjalnie płaci się jak za pociąg pośpieszny)mimo widoku już nieźle zaprawionych ludzi, mimo szaleństwa i chaosu jaki widok tego ciaponga przedstawiał, a może właśnie o to szaleństwo chodziło.. Ludzie zgromadzeni w tym środku-nie-tylko-transportu to w żadnym razie jednorodna grupa społeczna. Byli tam 13,14 latkowie z oczami wskazującymi na silne upojenie alkoholowe, 40-letnie kobitki ubrane na kolorowo pokazujące jak to jest do końca nie rezygnować z życia, głównie studenci, ludzie przed 30, hippisi, dziewczyny o wszystkich barwach włosów, niekiedy o wszystkich barwach naraz, pełno kolczyków, dredów, kolorów, piwa, muzyki i tańca.. hamstwa też, ale generalnie to całe nie wiadomo skąd zebrane towarzystwo jest do siebie nastawione jak jedna wielka rodzina. Klimat jest niespotykany i osobiście bardzo polecam. Zwłaszcza, że pociąg to połowa atrakcji.


Lecz przy pociągu się na chwilę zatrzymajmy, bo dla tego festiwalu pociąg jest dość istotnym elementem jak sama nazwa wskazuje. Jest to pociąg parowy, więc dodatkowo uroku dodają te czarne kłęby dymu. Przejazd nim jest o tyle ważny, że festiwal powstał z myślą o uchronieniu ważnej niegdyś linii kolejowej Piła - Chojnice od zapomnienia. Express jedzie z Poznania, przez Rogoźno Wlkp., Chodzież, Piłę, Krajenkę, Złotów do Zakrzewa, a na każdym z tych przystanków odbywa się koncert. Jedyny też to chyba taki festiwal z głównym koncertem na wsi. Ale na Jakiej wsi? Koncert odbywa się w magicznym miejscu, bo w niewielkim, naturalnie utworzonym amfiteatrze przy Jeziorze Proboszczowskim.


Koncert trwa do 4.oo i "około godz. 3.30 rano bluesowa ciuchcia rusza w drogę powrotną do Poznania". Źródło:http://www.bluesexpress.pl/index.php?menu=welcome&more=1




Moja przygoda z Bluesową Ciuchcią właśnie rozpoczęła się, jak już napisałam, w Krajence, a skończyła już o 21, gdyż spadł w tym roku ulewny deszcz i przegoniła większość imprezowiczów burza. Tylko, że co jak co, ale duże krople z nieba i wyładowania elektryczne to coś w czym lubuję najbardziej. Tańcząc z niejakim Mikołajem(przynajmniej tak się legitymował minutkę przed deszczem)do dzwięków Bluesa, wiedziałam, że jest tak jak chcę, żeby było. W końcu w życiu piękne są tylko... chwile...














czwartek, 16 lipca 2009

Dziś płacz i żal - przykro mi

To nie prawda, że gdy ktoś czegoś pragnie to wszystko we wszechświecie chce mu pomóc. Jedynym motorem naszych działań jest miłość. Gdy jej nie ma nie ma nic. I nic nie ma sensu. Młodzi ludzie myślą, że świat należy do nich ale z każdym rokiem przekonują się, że życie niestety jest prozaiczne. Codziennie żegnam się z kolejnym moim marzeniem zanosząc się gorzko nieutulonym płaczem. Wymaga się ode mnie, żebym robiła to z uśmiechem. Staram się, uwierz.

Ale tak już jest na świecie, że kobiecie płacz przychodzi z pomocą, kiedy rozum przestaje pojmować. A płacz wie wszystko, słowa nie wiedzą, myśli nie wiedzą, nie wiedzą sny i Bóg czasem nie wie, a płacz ludzki wie. Bo płacz jest płaczem, i tym, nad czym płacze.
Wiesław Myśliwski — Kamień na kamieniu

..... .. Z każdym dniem coraz mniej rozumiem. A przyczyna jest banalna... bardzo banalna, wydawałoby się.
Nie ma go już w moim życiu.
Możliwe, że nigdy nie było.
Nie..
Na pewno nie było.
Teraz nic już nie jest proste
Dopóki wydawało mi się, że jest inaczej, życie było takie, jakie życie powinno być
takie, jakie chciałam, żeby było..
Ale to życie oduczyło mnie płakać [...]. Bo życie niejednego
potrafi oduczyć i niczego za to nie nauczyć. Choć mówi się, że życie uczy.
Nieprawda
Wiesław Myśliwski — Kamień na kamieniu

poniedziałek, 6 lipca 2009

Brakuje mi akceptacji

Jedna z podstawowych naszych potrzeb to poza jedzeniem, piciem i seksem potrzeba akceptacji. Jeśli ktoś nie wie do czego może doprowadzić brak akceptacji i samotność to spieszę z opisem własnych obserwacji. Z góry uprzedzam, że jeszcze nie nauczyłam się korzystać z pomocy naukowych przy pisaniu na tym blogu, mimo, że wiem jak to dodaje tekstowi uroku. Doprawię więc ten tekst naturszczykowstwem.. piszę plain story o sobie bez upiększeń. I tak jest to obraz subiektywny, ale przynajmniej bez dodatków. Do rzeczy jednak... Pewien niedobór akceptacji jakiego doznałam podczas 19 lat swojego życia wynikał z pewnej cechy mojego charakteru, którą w skrócie można by nazwać zamiłowaniem do kwestionowania tego co uważają inni. (tak przypuszczam) Nie kwestionowałam wszystkiego dla zasady, ale większość rzeczy nie była zgodna z moim światopoglądem. Jednak nie jestem tym typem osoby, którą rajcuje to, że nie należy do grupy. Brak tzw. sense of belonging na tyle zatruwało mi życie, że przez połowę mojego życie prowadziłam nieświadomą jednak nadzwyczaj intensywną obserwację ludzi, którzy są lubiani i szanowani. Konsekwencją czego było głębokie moje przekonanie o tym, że należy być takim jak oni, aby być szanowanym i lubianym(czytaj=szczęśliwym). A więc najpierw na tapetę poszli ludzie telewizji, na przemian z rodzicami lub co bardziej wpływowymi rówieśnikami. Ostatnio na tapecie byli aktywiści, nonkomformiści, artyści i co ciekawsi wariaci. Wiem.. zwykłe szukanie autorytetu czyli praktycznie normalka dla nastolatka czy młodego człowieka.
I nagle przychodzi dzień kiedy te autorytety kotłują się w Twojej biednej głowie i okazuje się, że otwierają z impetem kolejną płaszczyznę w Twoim umyśle. Zdajesz sobie sprawę jak głupia jest Twoja pogoń za tym aby wszystkim dogodzić, próba bycia kimś kim się nie jest, aby sprawić by inni Cię polubili. Bzdura. Zaczynasz odkrywać co to znaczy być sobą i jakie to przyjemne kiedy nie trzeba niczego udawać i dlaczego musisz niekiedy mimo wszystko z siebie zrezygnować.

Najzabawniejsze jest to, że wielu rozumie to lepiej od Ciebie(choć Ty zastanawiasz się nad tym całymi latami) a nie potrafią oni nawet tego wyrazić słowami, nie są zdolni o tym pisać ani mowić. Pojmują w mig, ale nie mówią o tym i nawet sobie tego nie uświadamiają. Więc jaki sens w siedzeniu i rozmyślaniu nad sensem i sposobem.. tym najlepszym sposobem na życie?

Czy jest taki najlepszy sposób na życie?
Ok, żyjemy, żeby zdobywać jedzenie i drugiego osobnika aby za jego pomocą przedłużyć gatunek. Skoro to tak oczywiste to już szkoda czasu na omawianie tego i szkoda na to słów.
Jaki jest w takim razie najlepszy sposób na życie?
Taki, który nie przeszkadza innym?
Taki, który rani najmniej osób?
Czy może taki, który zmniejsza cierpienie innych?
A może jednak ten, który uszczęśliwia jak największą liczbę osób?
Albo taki, który uszczęśliwie tylko twoich bliskich, czy wreszcie taki,
który uszczęśliwia tylko Ciebie?

Znasz odpowiedź? Ja przyznam, że wciąż nie za bardzo.

Agata powiedziała mi kiedyś, że nie ma altruizmu i wszyscy jesteśmy egoistami. Tak zostaliśmy zaprogramowani i już. Ale jak to naprawdę jest nic a nic nie wiadomo.(Patrz:eskimo hoax,i inne, lub takie

Dość bałaganiarski wpis do oszlifowania

Jestem w szoku. Zawsze myślałam, że jak ktoś ma lat 24 lata to jest starszy niż ten który ma lat 20. Bzdura. Patryk ma 21 lat, a wiele rzeczy widzi z perspektywy 40letniego mężczyzny. Paweł ma 23, a wciąż patrzy na świat w kategoriach 14nastolatka. Bartek ma 20, ale kiedy z nim rozmawiasz masz wrażenie, że gadasz z 15nastolatkiem. Płomyk ma 18, ale jak na tak młodą dziewczynę myśli w kategoriach kogoś kto jest starszy ode mnie. Zastanawiam się po co w takim razie w ogóle oznaczamy nasz wiek? Chyba tylko po to, żeby obchodzić urodziny.Może po prostu miara jest niewłaściwa skoro napotykamy tak nieprecyzyjny pomiar. Może powiniśmy oznaczać wiek ilością przeczytanych książek..... a właściwie trzeba by wziąć pod uwagę i jakość tych książek. A może i tak trzeba by wziąć pod uwagę obejrzane filmy, nasze doświadczenia, liczbę rodzeństwa z którym się wychowywaliśmy....
To było jedno z tych zaskoczeń, które się na nas zwalają kiedy człowiek przekracza kolejną barierę poznania. Wydaje się Tobie, że ... (pięknie! Właśnie zadzwoniła rodzinka i kompletnie straciłam wątek....) Na czym to ja skończyłam?.... Wydaje się, że wiesz na czym świat stoi, jesteś świadoma, że nie wszystko wiesz, ale mniej więcej ogarniasz jak to wszystko działa. Najciekawsze, ale i niekiedy najstraszniejsze są te momenty w życiu kiedy coś, choćby pojedyncze słowo albo cała ich tyrada trzęsie Twoimi fundamentami. Otwiera się wtedy w Twojej głowie inna przestrzeń, patrzysz w inny sposób, ba!, całkiem nowy sposób na to kim jesteś. Trudno się często połapać, która z Twoich myśli jest ok, a które są wynikiem błędów wychowawczych, doznanych cierpień, które zakłócają Ci prawidłowy obraz. Lecz co to właściwie jest prawidłowy obraz, co? Do niedawna jeszcze myślałam, że jest jeden i należy w ten sposób patrzeć na życie i w ten sposób postępować i już. Potem stopniowo pojawiły się pytania.. hmm. .. Dlaczego mam postępować tak a nie inaczej? Nagle pojawiła się, a może nawet całkiem stopniowo pojawiała się nowa płaszczyzna myślenia w mojej głowie. Nie muszę. Zadziwiające, ale prawdziwe. Nie muszę. Bałam się przez długi okres mojego krótkiego życia, że nie jestem dość inteligentna. Potem strach przed chorobą psychiczną. Podobno w okresie dojrzewania nasila się tego typu obawa, z kilku prostych przyczyn: zmiana szkoły, otoczenia, szukanie swojej drogi, brak zrozumienia dla swoich emocji wśród rówieśników i rodziny, do tego dochodzi rywalizacja i egzaminy, problemy ze swoim dojrzewającym ciałem. Te wszystkie niedogodności nie amortyzowane przez wsparcie przyjaciół. Permanentnie odczuwany niedostatek przyjaźni, akceptacji i miłości. Okres tak naprawdę stawiania pierwszych samodzielnych kroków. I PACH! Pojawia się lęk.. Nie poradzę sobie. To, że mam same dobre oceny w szkole nie ma najmniejszego znaczenia. I tak uważam, że sobie kompletnie nie poradzę. Lęk, że może nie jestem do końca normalna. Tylko co to znaczy norma? Kto ustala normę? Każdy został wychowany inaczej i miał inne przeżycia... Dla każdego co innego stanowi normę. Czyli jestem normalna. Jak miło... Czyli mam prawo tak czuć? No tak ..ok, wszystko się zgadza. Tylko skąd pojawił się ten lęk i skoro każdy jest na swój sposób normalny(co za kojące słowo) to dlaczego część z nas się nie boi, że może ma problem psychiczny, a ja się tyle nad tym zastanawiałam. Jedna z możliwości - Inni nie zastanawiają się nad tym w ogóle, ale ich bezrefleksyjność to bynajmniej nie zaleta.(ale żyją spokojniej w tej swojej nieświadomości i bezrefleksyjności, chciało by się rzec)

Skoro jestem karana za moje zachowanie przez rówieśników, a inni nie, to znaczy, że ze mną jednak jest coś nie tak. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że jeśli nawet 30 osób nie ma racji, a ta jedna ma, to oni stanowią większość. Nie zawsze jest tak, i o tym przekonałam się już wielokrotnie, że większość wie co ma robić. Lęk to naturalna reakcja kiedy nasze JA jest podkopywane przez multum ludzi, a jesteśmy zbyt słabi lub wrażliwi by być mądrymi na tyle by im nie uwierzyć. Nie potrafimy często mądrze podejść do krytyki, zastanowić się czym zawiniliśmy względem bliźniego, a niepotrzebną część tych ciężkich słów po prostu spuścić w sedesie. Tak często wierzymy ludziom w to co mówią, a oni sami tak często nie potrafią do końca wyrazić dokładnie tego co czują i myślą. Jesteśmy tak prości w dążeniu do zaspokojenia swoich potrzeb akceptacji, miłości, jedzenia, spania... Z drugiej strony tak wiele czynników składa się na to kim jesteśmy, że stajemy się niebywale skomplikowani. Jak głupie jest bycie ignorantem jeśli chodzi o ludzką naturę. Jak bardzo lubimy oceniać innych, bo wydaje nam się, że tak wiele wiemy i rozumiemy. Każdy z nas jest zbyt skomplikowany, żeby opisać go za pomocą analizy psychologicznej, za pomocą biografii, za pomocą pamiętnika. Tak wiele czynników składa się na pojedynczego z nas, że trzeba odnaleźć wiele źródeł, żeby odnaleźć prawdę o tym człowieku. Rozumiem, że bez jakiejkolwiek zależności od wieku każdy z nas rozumie świat i ludzi w inny sposób. W różnym stopniu też postrzegamy życie w prosty bądź skomplikowany i wielopłaszczyznowy sposób. Rozumiem, jak straszna musi być, choćby przez chwilę, ta przewidywalność naszego istnienia dla kogoś kto jest na tym wyższym poziomie, na którym widzi jak na dłoni pewne skomplikowane i nie odganione dla nas rzeczy. Dla mnie jednak to wszystko jeszcze jest wciąż nieodgadnione i do odkrycia. Wciąż nie potrafię przewidzieć i wpływać na innych. I myślę, że dla Ciebie też jest wiele rzeczy, których nie możesz przewidzieć i życzę Ci tego i na pewno tak jest mimo tego co piszesz. Nawet jeśli masz tak rozwinięty aparat rozumienia, że wszystko wydaje Ci się takie proste, to uwierz mi, że i Tobie utworzy się nowa płaszczyzna w głowie i spojrzysz jeszcze na to wszystko nie tylko w inny, ale i nowy sposób.







Zainspirowana blogiem Płomyka.